Powieki wydawały się sklejone. Spróbował je rozdzielić. Udało mu się to dopiero po
dłuższej chwili. Pierwszym, co zobaczył, była... biel. Sypka, zimna biel. I wystający
spod niej ciemny korzeń.
Wokół panowała aksamitna cisza. Słyszał jedynie swój własny, płytki oddech.
Żył.
Jakim cudem?
Przecież... umierał.
A teraz leżał na ziemi, twarzą do niej, z policzkiem przyciśniętym do śniegu i
umysłem tak ciężkim, jakby ktoś nasypał mu do niego kamieni.
Ból odszedł. Całkowicie. Pozostawił po sobie rozszarpane nerwy, wycieńczone
mięśnie, zmaltretowane zmysły. Ale odszedł.
Co się wydarzyło?
Wziął głęboki wdech i powoli uniósł głowę, zmuszając osłabione mięśnie do pracy i
podpierając się na łokciach.
Gdzie się znajdował?
Powiódł spojrzeniem po wyrastających spod śniegu ciemnych drzewach o grubych
konarach.
Zakazany Las.
Wytężył wzrok. Pomiędzy drzewami coś majaczyło. Odległe światła. I zarysowujące
się na tle rozjaśniającego się nieba wieże zamku.
Hogwart.
***
Nie wyobrażał sobie powrotu. Dla niego nie było już powrotu.
Przecież miał zginąć... a nie ponownie ocknąć się w świecie, do którego nie miał już
wstępu.
A jednak był tutaj. W swym własnym łóżku. Z własnoręcznie uwarzonymi eliksirami
leczniczymi na szafce obok i dobiegającym z salonu odgłosem trzaskającego
kominka.
Dlaczego?
Czarny Pan nigdy nie wybaczał. Potrafił zabijać bez mrugnięcia okiem, a tych, którzy
najbardziej go zawiedli, torturował i okaleczał niemal do kości. Tymczasem on nie
miał na sobie żadnych śladów po torturach, poza długą blizną na policzku. I umysłem
wzdrygającym się na samą myśl o tym, co przeżył...
Nawet, gdy zaleczy się wszystkie rany, usunie wszelkie bruzdy i pęknięcia...
pęknięcie, które powstało w duszy nigdy się nie zabliźni.
Żył... a więc to oznaczało, że to jeszcze nie koniec. Że Czarny Pan nadal ma wobec
niego plany... Ale przecież Severus pokazał mu to wspomnienie. Czarny Pan nie był
głupcem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko zostało stracone w
momencie, w którym Potter dowiedział się prawdy. Teraz już nic nie dało się zrobić.
Chyba nie postradał jeszcze rozumu do końca? Chyba nie oczekiwał, że Severus
spróbuje odzyskać zaufanie Pottera? Że spróbuje dokonać niemożliwego i "w
podzięce za łaskę, którą otrzymał" przyprowadzi go do niego? Dlaczego wobec tego
nie dał mu żadnych wytycznych, tylko porzucił na granicy zamku jak bezpańskiego
psa? Czego oczekiwał?
I nawet kiedy gorączka trawiła jego ciało, to umysł wciąż poszukiwał odpowiedzi.
Nie potrafił jednak znaleźć rozwiązania. Każdy scenariusz wydawał mu się
nieprawdopodobny. Ciągle brakowało mu tego spajającego wszystko elementu.
Wiedział, że z całą pewnością będzie obserwowany. Czarny Pan na pewno
wyznaczył szpiegów, którzy będą mu donosić o każdym jego kroku. Być może po to,
by sprawdzić, czy wciąż ma jakikolwiek kontakt z Potterem i czy warto byłoby
spróbować jeszcze raz...
Czarny Pan nie poddawał się tak łatwo. Nie uznawał porażki. Bez wątpienia wciąż
miał nadzieję, że w Potterze pozostały jeszcze jakiekolwiek uczucia i zamierzał to
sprawdzić.
Ale to był najbardziej absurdalny pomysł, na jaki mógłby wpaść. Severus użył
wszelkich środków, by zabić w Harrym wszystko. Wszystko. Po tym, co mu zgotował,
w Potterze nie pozostało nic, poza lodem. I Severus dopilnuje, by tak zostało. By w
zielonych oczach utrzymał się jedynie obraz bezwzględnego potwora, którego Potter
ujrzał w myślodsiewni, by już nigdy nic w nich nie zalśniło, ponieważ wtedy...
wszystko, co zrobił, pójdzie na marne.
Nawet jeżeli to oznaczało, że znowu będzie musiał stawić czoła tej jadowitej
pogardzie i palącej nienawiści, którą chłopak teraz do niego pałał.
I będzie musiał ją odwzajemnić. Aby Potter nawet przez jedną sekundę nie pomyślał,
że to, co zobaczył, mogło nie być prawdą, a przynajmniej nie całą prawdą.
Wystarczy, że Severus zapomni się chociaż na jedno spojrzenie i Czarny Pan się o
tym dowie.
Merlinie, cóż za okrutna gra go czeka...
***
Dłoń zaciskająca się na klamce drżała lekko. Patrzył na nią, nie mogąc uwierzyć w
to, że należy do niego. Że on, Severus Snape, może odczuwać jakikolwiek
dyskomfort związany z wkroczeniem do sali wypełnionej uczniami, przejściem
pomiędzy ławkami i potoczeniem wzrokiem po ich twarzach, aż jego spojrzenie
zatrzyma się na nim... a ich oczy spotkają się. Po raz pierwszy od tamtej chwili... I w
pewnym sensie to naprawdę będzie pierwszy raz... jakby w miejscu ostatnich pięciu
miesięcy pojawiła się ogromna wyrwa i tylko Severus wiedział, co naprawdę się
wydarzyło i jak wszystko wyglądało, zanim zostało przez nią pochłonięte.
I wiedział, że gdy tylko zobaczy Pottera, wszystko ożyje, wszystko w nim będzie
wołać i wyciągać po niego ręce, ale nie może na to pozwolić.
Jego dłoń jeszcze mocniej zacisnęła się na klamce.
Nie może mu powiedzieć nic osobistego. Nie mógłby tego zrobić. Nie po tym... Po
postu nie. Ani jednej osobistej uwagi, tylko powierzchowne, ogólnikowe szyderstwa,
dla odpowiednich, słyszących je uszu. I zrobi to od razu, gdy tylko wejdzie do klasy.
Musi wzbudzić w sobie... obojętność. Niechęć. Odrazę.