Читаем Desiderium Intimum полностью

Zrobił to jednak. Pomimo ostrzegawczego krzyku w swym umyśle, schylił się i drżącą

ręką podniósł je z podłogi. Otworzył. W środku znajdowała się niewielka kartka.

Rozwinął ją ostrożnie i czując się jak tonący, który zamiast płynąć do brzegu, z

własnej woli pozwala się porwać rozbijającym się o skały falom, zaczął czytać:

Severusie...

Nie umiem ubierać w słowa tego, co czuję, ale chciałbym, żebyś wiedział, że

niezależnie od tego, gdzie jestem i co robię, zawsze jesteś w moich myślach, w moim

sercu, w każdym moim oddechu.

Nienawidzę za Tobą tęsknić. Kiedy nie ma Cię w pobliżu, czuję się niekompletny.

Jakby coś ze mnie wyrwano. Jakby gasło światło.

Pewnie uznasz to za głupie i sentymentalne, ale nie obchodzi mnie to. Jesteś dla

mnie wszystkim, czego potrzebuję i wszystkim, dla czego warto żyć. Bez Ciebie nie

istnieję. Nie potrafię już istnieć bez Twojego spojrzenia, bez dotyku, nawet bez

Twoich złośliwych komentarzy... Merlinie, chyba zwłaszcza bez nich.

I im dłużej nad tym myślę, próbując zrozumieć, co się ze mną dzieje, tym większą

mam pewność, że... że zakochałem się w Tobie.

Możesz się śmiać. Możesz uśmiechać się szyderczo. Wiem, że pewnie właśnie to

robisz. Ale to jest silniejsze. To coś... potężnego. Nigdy przedtem nie czułem czegoś

takiego. I wiem, że gdybyś chciał wyrwać to uczucie, to tylko z sercem. Ponieważ

ono zawsze we mnie będzie. Cokolwiek byś nie zrobił.

Zawsze będę.

Twój Harry

Głęboki wdech, który wziął, przypominał ostatni oddech przed śmiertelnym

uderzeniem w skały, i Severus utonął w morzu czerwieni, które zamknęło mu się nad

głową, pochłaniając wszystko.

***

Mrok Zakazanego Lasu był nieprzenikniony. Za każdym razem, kiedy Severus w

niego wstępował, czuł się tak, jakby wstępował w otchłań. I rozciągał się teraz przed

nim niczym mroczna kurtyna, za którą mogło znajdować się wszystko.

Odwrócił się i spojrzał na pozostawiony za plecami Hogwart. Cicho sypiący śnieg

bezszelestnie zasypywał jego ślady. W oddali widział płonące w niektórych oknach

światła. Płonęły również we wschodniej wieży. Wieży Gryffindoru.

Nigdy więcej już go nie zobaczy.

To ostatnie pół roku, które z nim spędził... było jak powiew wolności wśród murów,

które przez całe życie były dla niego więzieniem. Przypominało... szczęście. Gdyby

Severus wiedział, jak ono smakuje...

Na jego ustach pojawił się pełen goryczy grymas. Niewielki, tlący się resztkami sił

blask w jego oczach zgasł całkowicie.

Jakiż się zrobiłeś sentymentalny...

Nie pozostało już nic. Nic oprócz ciemności.

Ale to właśnie ona była jego domeną. Wkroczy w nią z taką samą dumą, z jaką nosił

ją przez całe życie. Tylko, że tym razem... już z niej nie wróci.

Ale to przynajmniej jego własny wybór. Nie Czarnego Pana, nie Dumbledore'a, nie

jakiegoś przypadkowego ścierwa. Jego. Tylko jego.

Przynajmniej tyle kontroli nad swym życiem mógł zachować...

Oderwał spojrzenie od świateł wieży i powoli odwrócił się w stronę rozciągającego się

przed nim mroku.

Już czas.

Przymknął powieki i... aportował się.

***

Już pierwsza klątwa zwaliła go z nóg. Przetoczyła się przez jego ciało niczym

chlaśnięcie batem, porażając wszystkie nerwy. Druga była jeszcze gorsza. Nie

słyszał niczego, poza własnym krzykiem. Nie dostrzegał niczego, poza rozbłyskującą

potwornym bólem ciemnością. Jego rzucane drgawkami ciało trawiła gorączka, jakby

żywcem wyrywano z niego wnętrzności i wbijano szpile, które sięgały aż do kości i

przebijały je na wylot. Czuł swąd spalonej skóry. Własnej skóry.

Jego umysł skamlał, niezdolny do jakiejkolwiek obrony. Ale Czarny Pan nie próbował

go przeszukiwać. Pragnął go po prostu unicestwić. Jego gniew nie znał granic. Kąsał

i uderzał, dusił i rozrywał. Skórę, ciało, zmysły. Duszę.

Klątwa za klątwą. Klątwa za klątwą.

Ale Severus ich nie słyszał. Nie widział. Leżał na dnie otchłani, żywcem

rozszarpywany przez żyjące w niej stworzenia, i tylko gdzieś u samej góry, daleko

poza jego zasięgiem, tam, gdzie powinno istnieć światło... widział coś, co

przypominało dwie, lśniące w mroku, zielone iskry.

Aż w końcu nadeszła ciemność.

*

Wynurzenie się z niej przypominało wynurzenie się z oceanu lawy. Wszystko w nim

płonęło, szarpało się i pulsowało.

Z trudem uniósł powieki i do ciemności wdarła się odrobina światła. I twarz

pochylonego nad nim Czarnego Pana, wykrzywiona nieludzką wściekłością. Jego

pozbawione warg usta poruszały się, ale Severus nie słyszał wypowiadanych przez

niego słów. Był zbyt zamroczony.

Przymknął ociężałe powieki, nie będąc w stanie utrzymać ich otwartych, i wtedy

poczuł rozrywające zmysły chlaśnięcie na policzku, które z powrotem wtrąciło go na

dno otchłani wypełnionej jedynie wrzaskiem i agonią. I kolejną klątwą. I kolejną.

I znowu nadeszła ciemność.

*

Mrok wydawał się... chłodny. Lawa zamieniła się w ocean lodu. Wynurzenie się z

niego wymagało czasu i ogromnego wysiłku. Ociężałe mięśnie, brak powietrza,

ciągłe skurcze. Ale powierzchnia była coraz bliżej. Coraz bliżej.

Najpierw pojawił się zapach. Zapach śniegu. Wiatru. Kory drzew. Dopiero po chwili

dołączyło do niego wrażenie wilgoci. I braku czucia.

Перейти на страницу:

Похожие книги