Читаем Desiderium Intimum полностью

zaklęcia, przed którymi nawet poltergeist czuł respekt.

Odwrócił się i podszedł do łazienki, aby zamknąć drzwi, ale wtedy w jego nozdrza

uderzył zapach. Tak znajomy, tak aromatyczny, że wszystko wokół nagle zawirowało.

Wanilia.

Powietrze wypełniło się iskrami i czerwoną mgłą. I głębokim, wypełniającym

przestrzeń dudnieniem. Jego umysł zadziałał błyskawicznie, wychwytując

poszarpane nici przerażenia, napływające spod ściany.

Potter. Był tutaj. Tuż obok. Ukryty pod tą swoją przeklętą peleryną. Wystarczyło tylko

wyciągnąć rękę i ściągnąć ją z niego i...

Nie. To nie czas na to. Jeszcze nie teraz. To zbyt duży krok. Musi działać ostrożnie.

Mgła opadła, zastąpiona niemalże płynną ciemnością. Ale dudnienie pozostało. Było

teraz tylko nieco słabsze. Zduszone. Jakby ktoś złapał je w dłoń i ścisnął.

Jeszcze raz wciągnął głęboko do płuc otaczającą go woń i powoli zamknął drzwi

łazienki. I po prostu odszedł.

***

Potter nie pojawił się na kolacji. Severus skierował więc swe kroki do biblioteki,

pewien, że znowu się w niej ukrywa, ale tam również go nie było.

Wyglądało więc na to, że dzisiaj już więcej go nie zobaczy...

Całą noc pracował nad eliksirem. Udało mu się stworzyć idealny wywar z jadu

czarnej wdowy i zasuszonych paznokci druzgotka. Sparaliżował receptory chochlika

kornwalijskiego na wystarczająco długi okres, aby trucizna, którą mu podał, zaczęła

działać dopiero po półtorej godzinie.

Kiedy tylko opuścił laboratorium i rozejrzał się po swojej komnacie... od razu

zapragnął z niej wyjść. Coś się w niej zmieniło. Coś niewielkiego, niemal

niezauważalnego, ale z dnia na dzień wydawało się coraz bardziej wyraźne. Nie

potrafił jedynie określić źródła tej zmiany.

Wszystko było na swoim miejscu. Idealnie poukładane na półkach książki. Nie

porozwalane na podłodze. Czysta, schludna podłoga. Nie zaściełana fragmentami

porozrzucanych ubrań i butów, o które nieraz się potykał. Idealna cisza i spokój. Bez

ciągłego, bezsensownego paplania przerywanego nieopanowanymi wybuchami

śmiechu. Doskonałe miejsce do życia. Do życia, które zawsze tu prowadził. Z książką

w jednej ręce, szklaną whisky w drugiej i swoimi eliksirami wokół.

Więc czego jeszcze chciał? Czego mu tu brakowało?

Wyszedł w poszukiwaniu odpowiedzi. Nogi zaprowadziły go do Wielkiej Sali na

śniadanie. Siedział w niej tak długo, dopóki półmiski z potrawami nie zniknęły ze

stołów, ale Potter nie zjawił się. Poszedł więc do biblioteki. Tam też go nie było.

Sobota wiązała się z brakiem lekcji. A co za tym szło, Severus miał cały dzień tylko

dla siebie. Eliksir nie wymagał teraz żadnej uwagi. Pozostało mu jedynie dodanie do

niego wywaru, który uwarzył dzisiejszej nocy, ale może to zrobić na samym końcu.

Wrócił więc do komnat. Rozejrzał się po wypełnionym jedynie cichym trzaskiem

ognia w kominku salonie i opadł na swój fotel. Przywołał do siebie butelkę, szklankę

oraz gruby plik pergaminów zawierających testy drugo-, trzecio- oraz

piątoroczniaków i pogrążył się w pracy. W pracy, która zajęła mu niemal całe

przedpołudnie i część popołudnia. Niemal, ponieważ wciąż łapał się na tym, że coraz

częściej chodzi do biblioteki. Wiedział, że robi to zbyt nagminnie, ale to było

silniejsze. Wychodził z komnaty, szedł na obchód, zaglądał do klas, do Wielkiej Sali i

zawsze zatrzymywał się przed wejściem do biblioteki. Lecz kiedy nie dostrzegał

wśród pochylonych nad stołami, pogrążonych w lekturze uczniów znajomej ciemnej

czupryny, wychodził i rozglądał się po korytarzach. Wciąż go poszukiwał.

Ale nie odnalazł go.

Po kolacji wrócił do siebie. Wszedł do komnat i ponownie się rozejrzał, jakby

spodziewał się, że znajdzie go tutaj. Siedzącego w czarnym fotelu przed kominkiem,

z nogą przewieszoną przez oparcie i peleryną-niewidką zwisającą niemal do samej

ziemi. Z rękami założonymi za głowę, którą odwróciłby w jego stronę i twarzą, która

rozjaśniłaby się w uśmiechu. I wypowiadającego tym miękkim głosem:

"Dobry wieczór, Severusie..."

Severus zacisnął usta, przeszedł szybko przez salon i skierował swe kroki do

sypialni, z głośnym trzaskiem zamykając za sobą drzwi.

***

Severus dostrzegł go od razu, kiedy tylko Potter wszedł do Wielkiej Sali podczas

niedzielnego śniadania. Wyglądał na... zmęczonego. Szedł pochylony, ze

zgarbionymi ramionami i bladą twarzą. I Severus już zbyt wiele razy widział go w

podobnym stanie, aby od razu nie rozpoznać przyczyn.

Nie spał w nocy.

Czyżby znowu miał koszmar podobny do tych, które męczyły go wcześniej?

Koszmar, który odcisnął się piętnem na jego twarzy, sprawiając, że zasnuwał ją cień

głębszy niż zwykle, i z powodu którego Potter wyglądał niczym chodzący obraz

zagubienia.

Na dodatek wziął tylko kilka kęsów, po czym wyszedł pospiesznie, wciąż z tym

nietypowym dla niego wyrazem zaniepokojenia na twarzy. I Severus nie mógł tego

zignorować.

Odczekał chwilę, aby nie wzbudzić podejrzeń, po czym wstał szybko i ruszył do

biblioteki. Z każdym krokiem, który go do niej przybliżał, powietrze wokół niego

gęstniało. Nie był pewien, czy go tam zastanie. A jeżeli Potter znowu postanowił

Перейти на страницу:

Похожие книги