wyminięcie go na korytarzu było dla niego zadaniem ponad siły.
Tego samego wieczoru złapał się również na tym, że sięga po kamień i zaciska na
nim dłoń, oczekując na wiadomość, na te słowa, które otrzymywał każdego wieczoru
od kilku miesięcy... i wtedy przypomniał sobie, że przecież Potter oddał mu kamień i
żadnej wiadomości już nie otrzyma.
Następnego dnia zobaczył go w bibliotece. Siedział nad książkami ze spuszczoną
głową. Bez swoich przyjaciół. Sam. Severus mógł więc wziąć z półki pierwszą lepszą
książkę, otworzyć ją na obojętnie której stronie, stanąć tuż za regałem, w
wystarczająco bliskiej odległości, aby Potter wyczuł jego obecność, ale
wystarczająco daleko, aby nie wydało się to podejrzane, i po prostu... obserwować
go. Nie pozwolić mu zapomnieć o sobie. Nie pozwolić, aby chociaż przez jedną
chwilę pomyślał, że to koniec. Że Severus pozwoli mu ot tak po prostu odejść od
siebie.
Nigdy.
I wiedział, że Potter doskonale zdaje sobie sprawę z jego obecności. Widział to w
jego napiętych ruchach, w przygarbionej postawie, w tym, że przez piętnaście minut
nie przewrócił kartki, w którą tak uparcie starał się wpatrywać.
Czy on naprawdę sądził, że tak łatwo się od tego uwolni? Że od tego w ogóle da się
uwolnić?
Wrócił tam następnego dnia. Severus zobaczył go przy tym samym stoliku, z głowa
podpartą na ręku i nieobecnym, zamyślonym spojrzeniem wbitym w sypiący za
oknem śnieg. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek wcześniej widział takie...
przygnębienie na jego twarzy. Tak mocno zaciśnięte usta. Tak bardzo zmarszczone
brwi. Taką melancholię w tych zielonych, o wiele ciemniejszych niż zwykle oczach.
Jakby coś je zasnuwało. Cień. Kąciki ust ściągnięte w dół, jakby wyssano z nich całą
radość. I w zamian nasączono je goryczą.
Severus oblizał wargi i zacisnął je, czując, jak do jego gardła również napływa coś
przypominającego gorycz.
Potter ewidentnie nie radził sobie z tą sytuacją. Próbował, ale każda jego myśl, każdy
czyn nasączone były Severusem i mężczyzna widział to bardzo wyraźnie w każdym
jego spłoszonym, a jednocześnie ziejącym dumną zawziętością spojrzeniu. I widział
także, że chłopak próbuje czytać, ale kompletnie nie jest w stanie. Czy wyczuwał
jego obecność? To oczywiste. Kiedy tylko zorientował się, że Severus znowu go
obserwuje, naprężył się cały, jak gotowe do ucieczki zwierzę.
Ale przed tym... przed nim nie było ucieczki. Potter mógł sobie próbować do woli, ale
Severus był zbyt dobrym myśliwym.
Problem polegał na tym, że polowanie... uzależniało.
W końcu nadszedł piątek. A wraz z nim lekcja Eliksirów z szóstorocznymi. Lekcja,
którą Severus dobrze sobie zaplanował. Musi być ostrożny. Musi dołożyć nieco
starań i powstrzymać się przed złośliwościami. Musi zaskoczyć Pottera. Pokazać mu,
co jest w stanie dla niego zrobić. Wykonać kolejny mały krok w jego kierunku.
Nawet nie spodziewał się, ile wysiłku będzie go to kosztowało. Powinien dostać jakiś
cholerny medal za to, że udało mu się powstrzymać przed potraktowaniem tych
nieudaczników tak, jak na to zasłużyli, i nie wylaniem tego, co oni nazywali
"eliksirami", na te ich puste głowy. Zamiast warczeć i pożerać ich jak zawsze, musiał
po prostu chodzić pomiędzy tymi żałosnymi stworzeniami i dawać im rady. Niczym
znajdujący się w stadzie owiec wilk, który musi powstrzymywać swą naturę, by ich
wszystkich nie rozszarpać. Może jeszcze powinien pokazać im, jak mają unikać jego
kłów?
Ale zrobił to. I prawie wszystko, co sobie zaplanował, udało mu się. Prawie.
Nie potrafił powstrzymać się tylko przed jednym. Przed dotknięciem go.
Przez całą lekcję Potter wydawał się odległy, odseparowany, jakby za wszelką cenę
próbował odgrodzić się barierą. I nagle znalazł się tak blisko... na wyciągnięcie ręki. I Severus widział to. Widział, jak Potter niemal wibruje z napięcia, kładąc fiolkę na jego biurku. Ze wzrokiem utkwionym gdzieś w ścianie, drżącymi palcami i zaciętą miną... I
Severus chciał tylko musnąć te palce. Zobaczyć, jak chłopak zareaguje... czy te
zielone oczy spojrzą na niego tak samo jak dawniej?
Tak.
To wciąż w nich było. Zobaczył to, kiedy Potter niemal stracił dech pod wpływem jego
dotyku, kiedy zobaczył ten nagły, jasny rozbłysk w jego oczach i reakcję tak
gwałtowną, jakby przeszył go prąd.
Wciąż należał do niego. Całym sobą. Każdą komórką ciała, które tak żywo
reagowało na bliskość Severusa. Nawet, jeżeli próbował to w sobie zdusić. Nawet
jeżeli próbował zaprzeczać. Wciąż drżał.
Severus obserwował go, kiedy niemal wybiegał z klasy. Rozbity. Wstrząśnięty.
Osłabiony.
A później spojrzał na swą własną dłoń.
Również drżała.
*
Kiedy Severus wychodził z sali, znajdujące się po drugiej stronie korytarza drzwi do
łazienki otworzyły się samoczynnie. I wyjątkowo gwałtownie.
W pierwszej chwili pomyślał, że to przeciąg, ale nie poczuł żadnego wiatru. Potem
pomyślał, że to jeden z duchów albo może Irytek. Ale nawet Irytek nie był aż tak
głupi, aby próbować jakichkolwiek sztuczek w pobliżu Severusa. Dyrektor może i był
wobec niego pobłażliwy, ale Severus już kilka razy pokazał mu, że znał takie