Читаем Desiderium Intimum полностью

jedno nieprzemyślane zdanie mogło przechylić czarę i zamienić się w niszczącą

wszystko, niemożliwą do zatrzymania lawinę.

I dokładnie tak się stało w momencie, w którym Potter wypowiedział słowa:

- ...ale dla profesora Dumbledore'a rzeczy, które mam do powiedzenia, na pewno

byłyby niezwykle interesujące.

Wszystko zniknęło, utopione w gotującej się czerwieni. Ściany klasy, ławki oraz

uczniowie stali się zaledwie niewyraźnymi cieniami. Powietrze wypełniło się trującymi

oparami, wysysając tlen i pozostawiając jedynie ciężar tego, co się pomiędzy nimi

wydarzyło. Wszystko inne przestało się liczyć. Pozostał tylko Potter i jego ostre

niczym odłamki rozbitego lustra zielone oczy, wypełnione żalem i rozczarowaniem.

Oczy, które widział na dnie butelki przez całą noc.

Skoczył do przodu, opierając dłonie na blacie ławki i pochylił się, zanurzając swoje

spojrzenie w tych oczach. Musiał w końcu stawić im czoła. Nie miały prawa

wzbudzać w nim tego potwornego uczucia. Nie miały prawa wzbudzać w nim

jakiegokolwiek uczucia, ponieważ niedługo i tak będą puste. Nie miały prawa

cokolwiek dla niego znaczyć!

- Grozisz mi, Potter? A kim ty jesteś, żeby mnie szantażować? W ogóle się nie

liczysz! Nic mnie nie obchodzisz! Ani ty, ani twoje zdanie! Jesteś tylko żałosną kopią

swojego skretyniałego ojca! Niczym więcej! Masz się za kogoś wyjątkowego?

Myślisz, że kogokolwiek obchodzisz? Wbij sobie wreszcie do głowy, że jesteś

nędznym, bezwartościowym, nic nieznaczącym zerem! Że jesteś i zawsze będziesz

dla mnie nikim! Rozumiesz? Nikim!

Ulga, którą poczuł, kiedy wyrzucił z siebie te słowa, była niemal osłabiająca. Ale nie

trwała długo. Spłynęła na podłogę i zamieniła się w lodową kałużę, kiedy ujrzał wyraz

twarzy Pottera... kiedy ujrzał jego łzy.

Poczuł się wtedy tak, jakby coś wbiło mu się boleśnie w żołądek i rozerwało

wnętrzności, pozostawiając otwartą, rwącą ranę. Miał wrażenie, że wszystko

rozsypuje mu się w palcach i nie pozostało już nic, co dałoby się uratować.

I w tej jednej chwili oddałby wszystko, aby cofnąć te słowa.

Dzwonek był niczym wybawienie. Pozwolił mu pozostać tylko z Potterem i chociaż

spróbować... porozmawiać z nim. Ale do Harry'ego nic już nie docierało. Był

zamknięty, odległy, żadne słowo, które Severus wypowiedział później, nie trafiło do

jego umysłu. I nawet jeżeli Severus miał ochotę potrząsnąć nim, zasłonić mu usta

dłonią, by powstrzymać je od wypowiadania słów, które wbijały się w niego niczym

sztylety, przycisnąć go do siebie i powiedzieć mu, żeby się zamknął i po prostu

posłuchał tego szaleńczego odgłosu, który wydaje jego serce, kiedy jest blisko

niego... to nie mógł tego zrobić. To byłoby jak przyznanie się do przegranej. A on był

Severusem Snape'em. Nigdy nie przegrywał. Nawet ze sobą.

Po prostu pozwolił mu wstać i pozostawić na ławce swój kamień. Pozwolił mu po raz

ostatni spojrzeć w swoje oczy i wypowiedzieć:

- Do widzenia... profesorze Snape.

Pozwolił mu odwrócić się i... odejść.

Ale w momencie, kiedy tylko drzwi zamknęły się za nim i w pomieszczeniu zaległa

cisza... nogi samowolnie poniosły Severusa wprost do wyjścia, a dłoń wyciągnęła się

ku klamce, pragnąc nacisnąć na nią, otworzyć drzwi szarpnięciem i zatrzymać go.

Ale powstrzymał się. Przez chwilę po prostu stał z ręką na klamce, walcząc ze sobą.

I zwyciężył.

Zsunął dłoń z chłodnego metalu i odwrócił się, spoglądając na połyskujący na blacie

zielony kamień. Podszedł do ławki i wziął go do ręki, przyglądając mu się ze

zmarszczonymi brwiami.

Zranił go. Tak straszliwie go zranił...

Jaki demon skłonił go do wypowiedzenia tych okrutnych słów? To nie tak miało

wyglądać. Nie tego chciał. Nie w taki sposób...

W czarnych oczach pojawił się srebrny rozbłysk gniewu.

To nie żaden demon był sprawcą. Tylko głupcy zasłaniali się podobnymi

wymówkami, próbując zrzucić z siebie przynajmniej część winy za swe uczynki. To

on wypowiedział te słowa. To on go torturował. To on próbował obarczyć go winą za

własny, powolny upadek, za uczucia, które w nim wzbudzał, wyżywając się na nim za

wszystko, co odczuwał z jego powodu. Za swą własną słabość.

Jeszcze mocniej zacisnął kamień w dłoni.

I teraz płaci za to najwyższą cenę.

Podniósł wzrok na drzwi.

Ale może to i lepiej, że Pottera nie będzie teraz w pobliżu. Będzie mu łatwiej

zmierzyć się z tym zadaniem i dokończyć eliksir, kiedy nie będzie go widział, nie

będzie go czuł... Przecież niedługo i tak... zniknie z jego życia. Już na zawsze.

Czyż nie lepiej byłoby zacząć przyzwyczajać się do tego już teraz?

***

Na niemal cały kolejny dzień zaszył się w swoim laboratorium. Eksperymentował z

różnymi składnikami blokującymi przekaźniki neuronowe, próbując uzyskać jak

najlepszy i najmniej otumaniający efekt. Zostało mu zaledwie dziesięć dni do

ukończenia eliksiru. Musiał się pospieszyć. I całkowicie skupić na zadaniu, nie

rozpraszany przez Pottera i jego zachcianki.

Tego dnia spotkał go przypadkiem na korytarzu. Jego twarz pokryta była cieniem, a

napięcie pod skórą tak wyraźne, że niemal fizycznie wyczuwalne. I kiedy Severus go

mijał, kątem oka dostrzegł, jak chłopak przymyka oczy i wzdycha, jakby samo

Перейти на страницу:

Похожие книги