astronomicznej, jeżeli mieli na to ochotę - ich los był mu całkowicie obojętny, ale
Potter... Potter...
O nie. Nie pozwoli, by Czarna Magia pożarła jego światło. By go skalała. Nigdy.
Od razu po wyjściu z gabinetu Dumbledore'a, udał się do Działu Ksiąg Zakazanych i
założył blokadę, powstrzymującą kogokolwiek przed niezauważonym wtargnięciem
do sekcji. Dumbledore już dawno powinien był to zrobić, ale oczywiście ten stary
pomyleniec wiedział swoje, uważając, że każdy z uczniów ma swój rozum i sam
potrafi decydować za siebie.
Dopiero, kiedy zabezpieczył dział i upewnił się, że Potter już się do niego nie
dostanie, mógł spokojnie wrócić do swojej komnaty.
*
Snape oderwał spojrzenie od zegara, przeniósł je na drzwi, a następnie na w połowie
opróżnioną butelkę, która stała przed nim na stoliku.
Była za piętnaście dziewiąta.
A to oznaczało, że siedział tu i pił już od godziny. Obraz rozmywał mu się przed
oczami, a wirowanie w głowie wciąż przybierało na sile. Ale nadal było zbyt słabe.
Pochylił się do przodu, spróbował sięgnąć po butelkę, co udało mu się dopiero za
drugim razem, i nalał sobie do pełna. Część trunku wylądowała na blacie. Sięgnął po
szklankę w tym samym momencie, w którym do jego uszu dobiegło odległe pukanie.
Gwałtownie podniósł głowę, spoglądając na drzwi szeroko otwartymi oczami.
Potter?! Czyżby...?
Zerwał się, odtrącając szklankę i butelkę, które przewróciły się na stół, rozlewając
swoją zawartość, i rzucił się do drzwi poprzez liżące jego stopy płomienie i wlewającą
się do pomieszczenia jasność. Wpadł do gabinetu, przemierzył go w kilku krokach i z
rozmachem otworzył drzwi na korytarz.
I wtedy wszystko pogrążyło się w mroku, a ogień został zastąpiony zamarzającymi
szybko soplami lodu. Twarz Severusa przeszył cień, a usta wykrzywił nieprzyjemny
grymas.
- Czego chcesz? - warknął w stronę stojącej na korytarzu Ślizgonki.
- Uch... Chciałam tylko zapytać, czy mógłby pan na chwilę przyjść? Chłopcy z
czwartego roku pobili się w dormitorium i pomyślałam...
- Nie mam czasu! Zejdź mi z oczu! - wysyczał, po czym z całej siły trzasnął drzwiami.
Odwrócił się i lekko się chwiejąc, wrócił do salonu. Podszedł do barku i wyjął z niego
kolejne dwie butelki. Opadł na fotel, otworzył whisky, nalał do szklanki
bursztynowego płynu i jednym haustem wypił całą jej zawartość, próbując ugasić w
ten sposób płonącą w nim wściekłość na samego siebie.
Zachowywał się jak żałosny, opętany dureń. Przecież Potter nie przyszedłby do
niego. Siedział teraz w Pokoju Życzeń, w swoim małym sanktuarium. Po co miałby tu
przychodzić? Dlaczego w ogóle pomyślał, że to on? Dlaczego tak bardzo chciał,
żeby to był on? Dlaczego nie potrafił przeżyć nawet jednego dnia bez myślenia o
nim, bez poszukiwania go w każdym zakamarku zamku, w każdym skrzypieniu drzwi,
w każdym wyłaniającym się zza zakrętu cieniu? Dlaczego nękał go nawet w snach?
Dlaczego ten cholerny, przeklęty, denerwujący smarkacz tak zawrócił mu w głowie?
Jak to zrobił?
Severus wypił kolejną szklankę. Z trudem mógł już skupić wzrok, ale wciąż wpatrywał
się w drzwi, czując, jak wściekłość rośnie w nim z każdym oddechem, z każdym
łykiem, z każdą myślą, krążącą wokół Pottera.
Ale przecież tak właśnie będzie. Te drzwi na zawsze pozostaną zamknięte. Musi się
do tego przyzwyczaić. Tak właśnie będzie wyglądało jego życie. Jego całe życie. Nie
będzie mógł go już poszukiwać, ponieważ Pottera nie będzie. Zniknie na zawsze.
Stanie się tylko wspomnieniem.
Otworzył kolejną butelkę i wychylił kolejną szklankę.
Musi do tego przywyknąć. Do tej ciszy. Do tego brakującego elementu. Do diabła,
przecież minęły dopiero niecałe dwa tygodnie, a on już niemal sięgnął dna! Jak w
takim razie ma wyglądać reszta jego życia?
Spojrzał na trzymaną w ręku szklankę, która kołysała mu się lekko w dłoni. Przysunął
ją do ust i wypił całą naraz. Potem jeszcze jedną i kolejną aż w końcu wszystko
ucichło, a kąsające go, rozszarpujące wnętrzności emocje odpłynęły i jego umysł
wypełnił się wyciszającą, miękką watą.
Wybiła dziesiąta.
Spojrzał na zegar, ale nie potrafił dostrzec wskazówek, więc ponownie skierował
spojrzenie na trzymaną w rękach szklankę. Zamieszał resztkę bursztynowego płynu i
wypił go jednym łykiem. Spróbował odstawić szklankę na stół, ale nie trafił i naczynie
spadło na podłogę, roztrzaskując się na kawałki. Nie zwrócił na to uwagi. Podniósł
się i chwiejnie ruszył do gabinetu. Kilka razy na coś wpadł, zrzucił, rozbił, ale
kompletnie go to nie obchodziło. Chciał po prostu dotrzeć do celu i zdobyć to, co
pozwoli mu w końcu przespać całą noc. I udało mu się. Zacisnął w dłoni Eliksir
Bezsennego Snu i ruszył w drogę powrotną do swojej sypialni.
Nigdy więcej snów z Potterem. Nigdy. Więcej.
***
Walentynki. Najbardziej bezużyteczne święto, jakie istniało, zaraz po Bożym
Narodzeniu. Severus zaszył się na cały dzień w swoich komnatach, nie mając
zamiaru obserwować tego festiwalu tandety oraz uczuć rozmienianych na drobne,
sprowadzonych do baloników oraz latających, śpiewających serduszek. Cóż one
mogły mieć wspólnego z tym niegasnącym ogniem? Z tą niewyobrażalną mocą?