pozwolić nawet na to, abyś oddychał tym samym powietrzem, co on.
Blackwood wpatrywał się w niego z absolutnym niedowierzaniem.
- Severusie, nie mówisz poważnie. Przecież to tylko jakiś...
- Zamknij się! - Severus wbił różdżkę w jego czoło, odpychając mu głowę w tył i
zmuszając mężczyznę do uniesienia wzroku. - Nic o nim nie wiesz. Nigdy nie będzie
ci dane zobaczyć, jak wznosi się i opada, jak jaśnieje blaskiem spełnienia. Nigdy nie
ujrzysz tego bezgranicznego pragnienia w jego oczach, tego oddania... Potrafisz je
sobie wyobrazić? Oczywiście, że nie. Skąd miałbyś je znać?
Na twarzy Blackwooda odmalowała się bezwzględna, osłupiała groza.
- Ty coś do niego czujesz - powiedział zaszokowany. - Zwariowałeś!
Severus pochylił się, przybliżając usta do jego ucha.
- Tak - wyszeptał. - Zwariowałem.
Błysnęło zielone światło i twarz Blackwooda na zawsze zamarła w wyrazie
bezbrzeżnego zdumienia.
Severus schował różdżkę, jeszcze raz spojrzał na nieruchome, martwe ciało u
swoich stóp i aportował się.
***
Oczy Szyszymory były niezwykle cennym, rzadkim i trudnym do zdobycia
składnikiem, dlatego Severus został zmuszony do skorzystania z usług zawodowego
łowcy zjaw, płacąc mu tym, w czym był najlepszy - kilkoma skomplikowanymi,
niemożliwymi do uwarzenia dla zwykłych śmiertelników eliksirami. Był to jedyny
składnik, który potrafił tolerować wszelkie rodzaje trucizn, nie zmieniając zasadniczo
swoich właściwości.
Severus nasączył oczy Szyszymory wywarem z owoców oraz liści belladonny, jadu
czarnej mamby oraz rozgniecionych kolców jadowych szkaradnicy i odłożył na
najodpowiedniejszy dla dodania moment. Musiał jeszcze tylko znaleźć sposób na
odsunięcie w czasie efektów ich działania, aby eliksir nie zabił nosiciela od razu po
wypiciu. Powinien uaktywnić się najpóźniej w dwie godziny po wypiciu. Będzie musiał
jeszcze poeksperymentować na oddzielnym eliksirze, aby wyszukać
najodpowiedniejszy element blokujący receptory, a jednocześnie taki, który nie
zamieni nosiciela w roślinę. I będzie potrzebował na to wiele czasu...
Niestety chwilowo nie miał go zbyt dużo. Zimowe ferie dobiegły końca i Hogwart
znowu został zalany przez powódź śmiechów i krzyków hałaśliwej bandy dzieciaków i
Severus musiał powrócić do swych codziennych obowiązków obejmujących
nauczanie, układanie testów, sprawdzanie bezwartościowych wypracowań oraz
przygotowywanie Notta do inicjacji i wstąpienia w szeregi Śmierciożerców.
I właśnie podczas jednej z wypraw do Zakazanego Lasu, podczas których znowu
musiał oglądać, jak chłopak pławi się w bezużytecznym okrucieństwie,
nieukierunkowanym i stanowiącym jedynie zbędne marnotrawstwo mocy, wydarzyło
się coś, czego nie przewidział. Nott, upojony płynącą w jego żyłach Czarną Magią,
postanowił w swej niedojrzałej głupocie zaatakować jedne z najniebezpieczniejszych
stworzeń żyjących w Zakazanym Lesie - Krakwaty. I to oczywiście Severus musiał
ratować mu skórę, co niemal przepłacił życiem.
Nigdy nie sądził, że Potter posiada pod tą strzechą włosów jakieś przydatne
informacje, a już w szczególności informacje, które mogą uratować życie
Severusowi.
A jednak.
Co prawda Severus był pewien, że sam w zupełności by sobie poradził, a gdyby było
z nim już naprawdę źle, to gotów był nawet udać się do Dumbledore'a, ale Potter...
zaskoczył go. I nawet nie tyle swoją wiedzą, co... reakcją. Wydawał się wręcz chory z
przerażenia. Jakby sama myśl, że mógłby stracić Severusa, była wystarczająca, aby
odebrać mu chęć do dalszego życia...
I do tego te słowa:
Posłuchaj... jeżeli ktoś lub coś zrani ciebie, to... tak jakby zranił mnie. Nie umiem tego wytłumaczyć. Ale ja też to odczuwam. Jesteś dla mnie wszystkim...
Znowu słowa, których nie powinien był wypowiadać; których Severus nie miał ochoty
słuchać i najchętniej zamknąłby przed nimi swój umysł i nie pozwolił, by wciąż
rozbrzmiewały mu w głowie, tak wyraźnie, jakby zostały wewnątrz niej wyryte.
I nie chciał pamiętać tego potwornego uczucia, które nie pozwoliło mu zasnąć przez
całą noc i zmusiło do spędzenia jej w swym fotelu przed kominkiem... uczucia, że
może cokolwiek Potterowi "zawdzięczać"...
Nie, chłopak miał tylko dużo głupiego szczęścia. Nic mu nie jest winien.
Absolutnie nic.
***
Schowek. Teraz!
Severus wypuścił z dłoni kamień, który zaciskał w ukrytej w kieszeni dłoni, i
przyspieszył kroku, aby zdążyć dotrzeć w umówione miejsce, zanim jeszcze z klas i
bocznych korytarzy zaczną wylewać się uczniowie. Wiedział, że Potter przybiegnie
do niego od razu, kiedy tylko odczyta wiadomość. Podejrzewał, że gdyby mógł, to
przyleciałby nawet na miotle, by być jeszcze szybciej. Zawsze taki chętny, tak
niebywale spragniony...
Severus zatrzymał się przed niewyróżniającymi się niczym drzwiami, rozejrzał
szybko po korytarzu i wśliznął do środka, zapalając różdżką stojącą na półce świecę.
Przestał już liczyć, ile razy w ciągu tygodnia brał go... w swoich komnatach, w
pustych klasach, w tym właśnie schowku. Czasami nawet kilka razy w ciągu dnia. Ale
ile razy nie pochłaniałby go całego, ile razy nie nasączałby nim wszystkich swoich