zrobiłem. - Nie podniósł głowy, aby spojrzeć na Severusa. Po prostu odwrócił się i
ruszył w kierunku drzwi.
Może był to cień smutku, który nie potrafił opuścić jego twarzy, może wyraz goryczy,
który okalał wargi... ale to coś wywołało w Severusie niezrozumiałą potrzebę
zatrzymania go i...
- Potter - zawołał. Harry zatrzymał się i odwrócił, spoglądając na niego. Zielone oczy
były puste. Jakby coś wyssało z nich jakiekolwiek emocje. Emocje, których zawsze
było w nich tak wiele, tak nieprawdopodobnie wiele... I Severus poczuł przemożne
pragnienie, aby znowu je nimi napełnić... ale nie. Nie mógł tego zrobić. Musi być
konsekwentny. Potter sam jest sobie winien. Nie może mu ustąpić. - Idź już spać -
powiedział w końcu. - Mam nadzieję, że masz ze sobą pelerynę? - Harry skinął głową
i wyjął z kieszeni mieniący się materiał. - Dobrze, idź najkrótszą drogą. I żadnych
przystanków po drodze. Masz iść prosto do wieży Gryffindoru. Zrozumiałeś?
Harry ponownie skinął głową, po czym odwrócił się i bez słowa zniknął za drzwiami.
Zrobiło się cicho.
Ale ta cisza, która towarzyszyła Severusowi odkąd pamiętał i którą zawsze sobie
cenił... teraz przytłaczała go.
Podszedł do barku, nalał sobie szklankę whisky i opadł na fotel przed kominkiem,
stawiając butelkę przed sobą na stoliku i wbijając spojrzenie w ogień.
Po pewnym czasie, kiedy kończył trzecią szklankę, z zadumy wyrwały go uderzenia
zegara. Po raz kolejny mimowolnie sięgnął do kieszeni, zaciskając dłoń na kamieniu.
Nadal był chłodny.
Potter powinien już pójść spać. Minęło zbyt dużo czasu. Już dawno powinien wysłać
mu wiadomość...
Światła w salonie zamigotały, pokrywając się opadającą powoli na cały pokój mgłą
niepokoju.
Początkowo te wysyłane przez Pottera co wieczór życzenia dobrej nocy irytowały go.
Ale po pewnym czasie przyzwyczaił się do nich, a nawet więcej... zaczął ich
nieświadomie oczekiwać. Każdego wieczoru. I teraz, kiedy nie otrzymywał tej
wiadomości... instynktownie wyczuwał, że coś jest nie w porządku.
Może nie powinien był puszczać go samego? Może Potter, zamiast pójść spać,
znowu zaszył się w jakimś zakamarku zamku, przeżywając wszystko, co zrobił, co
powiedział i co musiał poświęcić? Może to było dla niego zbyt wiele?
Może Severus powinien był rozegrać to nieco inaczej?
Może powinien sprawdzić... zapytać... czy wszystko z nim w porządku?
Wyciągnął z kieszeni kamień i przez chwilę przyglądał się jego gładkiej powierzchni.
A niech go...!
Potter, dlaczego jeszcze nie śpisz?
Wysłane. Trudno. Najwyżej okaże się, że chłopak po prostu o nim zapomniał i
najzwyczajniej w świecie poszedł spać. Prawdę mówiąc, ta opcja najbardziej by mu
odpowiadała. Przynajmniej pozbyłby się tego wrażenia skręcania się wnętrzności,
kiedy patrzył w ten żałosny kamień i patrzył i patrzył i...
...i w końcu kamień rozjaśnił się, a wraz z nim rozbłysnął cały salon.
Nie mogę zasnąć. Posiedzę sobie w Pokoju Wspólnym i pójdę spać trochę później.
Dobranoc.
Zamiast spodziewanego przejaśnienia, mgła stała się jeszcze gęstsza, przysłaniając
niemal każde znajdujące się w pokoju źródło światła.
Severus nie zastanawiał się. Gwałtownie zerwał się z fotela i chwilę później szedł już
korytarzem, przemierzając go długimi, zdecydowanymi krokami, a każda pochodnia,
którą mijał, przygasała na moment, pochłonięta przez unoszącą się za nim niczym
ogon komety ciemność.
W jego oczach szalała wichura, twarz przypominała maskę stworzoną z cieni i
błyskawic.
Po kilku minutach znalazł się na szczycie wschodniej wieży. Wywarczał hasło i
wszedł do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Zobaczył go. Potter siedział na kanapie przed kominkiem, z twarzą ukrytą w dłoniach
i zgarbionymi ramionami. Przypominał kogoś, kogo świat nieodwracalnie się zawalił.
Ciemność pogłębiła się, nasycając powietrze chłodem.
Severus zrobił kilka kroków, podchodząc do kanapy i usłyszał swój własny głos, który
zabrzmiał tak, jakby jego gardło wypełniło się tysiącem kaleczących go igieł.
- Potter?
Zobaczył, jak Harry gwałtownie podrywa głowę i odwraca ją, spoglądając prosto na
niego, po czym zrywa się z kanapy i potyka o stolik, o mało się nie przewracając i
dukając pełnym przerażenia głosem:
- Ja... Co ty tu...? Co się...? Ja nie...
Cóż, Potter nigdy nie był zbyt elokwentny, ale pewne sytuacje potrafiły już niemal
całkowicie pozbawić go zdolności mówienia...
Kiedy chłopak w końcu odzyskał równowagę, momentalnie spuścił głowę i wbił
spojrzenie gdzieś w dywan znajdujący się pod nogami Severusa. Zanim mężczyzna
wyciągnął różdżkę, aby przynajmniej częściowo ukryć swoją obecność w tym
miejscu, nie omieszkał przyjrzeć się dłoniom i kolanom chłopaka, ale nie dostrzegł na
nich żadnych ran ani śladów po napadzie samodestrukcji. Wrażenie pełznącego
przez jego żyły lodu nieco ustąpiło.
Szybko rzucił kilka zaklęć maskujących i schował różdżkę, spoglądając na pochyloną
głowę Pottera i jego rozkopane włosy.
Oblizał wargi.
Co właściwie go tu przygnało? Wydawało mu się, że wie, ale teraz, kiedy Potter stał
tuż przed nim, z tymi zaciśniętymi, drżącymi pięściami i ciałem napiętym niczym