struna, jakby czekał na kolejne smagnięcie batem albo coś równie nieprzyjemnego...
już nie był tego taki pewien.
- Potter... - zaczął, a jego głos zabrzmiał wyjątkowo głośno w otaczającej ich ciszy. -
Wiem, że nie byłbyś sobą, gdybyś nie zignorował mojego polecenia, ale w tej
sytuacji... - Nie. Powinien postarać się być bardziej... delikatny. - Mam ci coś
ważnego do powiedzenia i chciałbym, żebyś dobrze mnie wysłuchał - kontynuował,
starając się, by jego głos był cichszy i spokojniejszy. Potter wciąż na niego nie patrzył
i... zaczynało go to denerwować. Czego tak się bał? Przecież przyszedł tu, by...
cholera! - I radzę ci przestać wgapiać się w ten niewymownie interesujący deseń na
dywanie i spojrzeć na mnie, kiedy do ciebie mówię.
Chłopak ewidentnie się wzdrygnął, ale nie podniósł głowy. Severus poczuł napływ
irytacji.
Dlaczego Potter nie chciał na niego spojrzeć? Gdyby był to po prostu uparty,
infantylny rodzaj buntu, to Severus bez problemu by sobie z nim poradził, ale
wyczuwał coś znacznie silniejszego... coś tak niewiarygodnie silnego, że przesączało
się również do jego wnętrza... przynosząc ze sobą... wypełniając go... zmuszając go
do odczuwania...
- Nie każ mi tego drugi raz powtarzać - rozkazał ostro.
I wtedy Potter podniósł głowę. I Severus zobaczył. Zobaczył ślady łez na bladych
policzkach i spuchnięte, zaczerwienione oczy...
I wszystko zniknęło. Utonęło w duszącej ciemności i ogłuszającym hałasie,
wypełnionym zwielokrotnionymi, dudniącymi uderzeniami... uderzeniami, które
wstrząsały całą przestrzenią... i odgłosem sypiących się gruzów oraz pękającego
muru... muru, przez który coś się przesączało, przedzierało... coś, co przynosiło ból.
Zanim jednak Severus zdążył to zatamować, rozlało się w jego żyłach niczym
trucizna, przejmując nad nim kontrolę i doprowadzając go niemal do ruiny.
Wziął głęboki oddech, wynurzając się na powierzchnię i pozwalając, by cieniutkie nici
opanowania ponownie oplotły jego umysł oraz ciało, wyciągając go z jeziora zieleni,
w którym prawie utonął. Teraz widział tylko wpatrzone w niego, ukryte za okularami
oczy.
Niebezpieczeństwo minęło.
Ale jak w ogóle mógł do niego dopuścić? Przyszedł tutaj tylko po to, by powiedzieć
mu, że zmienił zdanie. I zrobi to. A potem po prostu wyjdzie i nie będzie więcej o tym
myślał.
To była tylko chwilowa słabość. Nic więcej.
Nic.
***
- ...Życzę wam wszystkim wytrwałości i odwagi na krętych ścieżkach życia,
najeżonych przeszkodami i trudnymi wyborami, ale wiedzcie, że zawsze odnajdziecie
drogę, jeżeli tylko będziecie podążali za światłem miłości. - Wszyscy zgromadzeni
przy jednym stole nauczyciele i uczniowie, którzy pozostali na Święta w Hogwarcie,
wpatrywali się w wygłaszającego świąteczną przemowę Dumbledore'a, uśmiechając
się lekko. Jedynie Snape przyglądał mu się ponurym wzrokiem. - Życzę wam także,
aby te święta zmieniły coś w waszym życiu, abyście mogli przeżyć je w radości i z
uśmiechem na twarzy. - Dumbledore zerknął w kierunku skwaszonego Snape'a, a
jego oczy zamigotały. - I mam nadzieję, że za rok również się tu spotkamy,
niezależnie od tego, co się w międzyczasie wydarzy.
W tym samym momencie Snape zmarszczył brwi, odwrócił wzrok i zatrzymał go na
płonącej w lichtarzu świecy.
Och, wydarzy się i to bardzo wiele, pomyślał Severus. Czarny Pan będzie martwy i
nareszcie zniknie z jego życia, raz na zawsze. A jeżeli będzie mu sprzyjać szczęście,
to pozbędzie się również tego starego głupca...
A Potter...
Świeca zamigotała i przygasła. Zrobiło się ciemniej. I chłodniej.
Potter także zginie... zginie... i więcej go nie zobaczy... nigdy więcej.
Potrzebował całej siły woli, by odegnać tę myśl. Myśl, która teraz, w tej jednej chwili
wydała mu się tak... niewyobrażalna.
*
Potter przyszedł do niego od razu po świątecznej kolacji, przynosząc ze sobą cały
worek śmieci, które uważał za ozdoby gwiazdkowe. Severus zgodził się jedynie na
pozostawienie małej, kolorowej choinki, która stała teraz na środku stolika w jego
salonie, ponieważ najwyraźniej chłopak nie przeżyłby, gdyby nie miał przynajmniej
jednej rzeczy, która uświadamiałaby mu, że właśnie trwają święta. Tak jakby nie było
tego widać w całym zamku. Przecież wystarczyło tylko postawić stopę poza
gabinetem Severusa, by zostać otoczonym przez całe to szaleństwo. Nie musiał
przywlekać mu tego jeszcze do komnat.
Ale widocznie Potterowi nie potrzeba wiele do szczęścia, skoro wystarczy mu tylko
małe ozdobne drzewko, by mógł na nie spoglądać co chwilę i uśmiechać się.
I by Severus mógł na to patrzeć. Na niego.
Na radość na jego twarzy, kiedy pił piwo kremowe... i kiedy oglądał szklaną kulę... i
myśl, że to on, Severus, sprawił mu tę radość, wydawała mu się tak...
surrealistyczna.
Ale, wbrew sobie... zasmakował w niej.
I zapragnął więcej.
*
Powietrze falowało, przesiąknięte żarem i głośnymi uderzeniami serca. Całe
pomieszczenie wypełnione było mgłą, która zniekształcała wszystko wokół,
pogrążając cały salon w szkarłatnej ciemności, w której nie było widać niczego, poza
jaśniejącą, tętniącą własnym blaskiem istotą, siedzącą na kolanach Snape'a w