- Żyje - wyszeptał.
Spojrzał na nieprzytomną, zakrwawioną twarz, na pozlepiane krwią czarne kosmyki,
przyklejone do czoła i w ostatniej chwili powstrzymał się, aby ich nie odgarnąć.
Dudnienie serca wzmogło się.
Nie pozwoli mu umrzeć!
*
- Boli... - Severus usłyszał cichy, przypominający westchnienie szept. Zabrał dłonie,
którymi dotykał klatki piersiowej Pottera, próbując określić, jak dalece połamane są
żebra, i spojrzał na chłopca ze zmarszczonymi brwiami.
- Nic nie mów. Oszczędzaj siły.
Widział ból wykrzywiający twarz Harry'ego. Spuchnięte usta otwierały się i zamykały
na przemian, jakby chłopak próbował coś powiedzieć, ale cierpienie nie pozwalało
mu na to. W końcu jednak Severus usłyszał ciche, urywane słowa:
- Przepra... szam... Nie chcia... łem. Przepraszam...
Severus przyglądał mu się szeroko otwartymi oczami.
Jak... jak w takiej chwili Potter mógł myśleć o czymś tak... nieistotnym? Jak mógł go
przepraszać, kiedy właśnie niemal zginął? Jak mógł być aż tak... aż tak...?
Harry stęknął i z trudem uniósł drżącą rękę, próbując wytrzeć zalewającą krew oczy.
Ale Severus był szybszy. Delikatnie złapał tę drobną dłoń i odciągnął ją z powrotem.
Nie mógł dopuścić do tego, żeby chłopak dowiedział się, w jakim stanie się znalazł...
Ale wtedy Harry ścisnął jego rękę i przyciągnął do siebie, przyciskając ją do swoich
spuchniętych warg.
Severus zmarszczył brwi. Wśród płonących w pomieszczeniu, zimnych płomieni
pojawiła się sugestia ciepłego światła...
- Jak do dobrze... że jesteś... - usłyszał cichy, zachrypnięty szept.
Ciepło stało się wyraźniejsze, intensywniejsze...
Severus oderwał wzrok od twarzy Harry'ego i spojrzał na leżący obok, zakrwawiony
worek. Sięgnął po niego i podniósł go z podłogi. W pomieszczeniu ponownie zrobiło
się znacznie chłodniej.
Zaczaili się na niego, zarzucili worek na głowę i niemal zakatowali na śmierć... prawie
pod jego gabinetem... Jeszcze dwie godziny temu Potter kołysał się na jego
biodrach, jęczał jego imię, oddając mu siebie, oddając mu wszystko... a teraz leżał
tutaj, na granicy życia i śmierci...
Oczy Severusa wydawały się wchłaniać każdy lodowaty płomień, zamieniając je w
sztylety... Odruchowo ścisnął kaptur. Jego pięść drżała.
Zabije ich. Nie. Zrobi im coś gorszego niż śmierć. Coś znacznie gorszego... Weszli
na jego terytorium, ośmielili się dotknąć... zranić coś, co należało do niego... i
zapłacą za to najwyższą cenę.
Wysunął dłoń z uścisku Harry'ego, słysząc słaby jęk wydobywający się z jego ust:
- Nie... nie odchodź...
Zacisnął wargi i ostrożnie wsunął ręce pod kolana oraz plecy chłopaka, a następnie
podniósł go delikatnie z podłogi.
- Boli... tak bardzo... - wyszeptał Harry i wydał z siebie charczący dźwięk.
Severus spojrzał na zakrwawioną twarz chłopaka.
- Potter...? Słyszysz mnie?
Cisza.
Stracił przytomność.
Jeszcze mocniej przycisnął zmaltretowane ciało do swojej klatki piersiowej.
Płomienie objęły już cały schowek
Wargi Severusa musnęły czoło Pottera, po czym mężczyzna wyszeptał:
- Malfoy za to zapłaci. Obiecuję ci to. Już nikt cię nie dotknie. Nie pozwolę im na to.
Severus kopnął drzwi schowka i wypadł z niego, zostawiając pomieszczenie
spalające się już doszczętnie w morzu ognia.
***
- Avada Kedavra.
Ciało kobiety, trafione zielonym promieniem, zesztywniało i upadło na zimną,
kamienną posadzkę. Jasne włosy Narcyzy rozsypały się na kamieniach, blask w
szarych oczach zniknął zupełnie.
Przestrzeń rozdarł krzyk Lucjusza.
- Nieee!
Severus opuścił różdżkę. Jego twarz nie wyrażała niczego. W przeciwieństwie do
twarzy Lucjusza, na której osłupienie walczyło z przerażeniem i niedowierzaniem.
- Lucjuszu, twoja żona sama wybrała śmierć - powiedział spokojnie Voldemort,
spoglądając na swego sługę z nonszalancją. - Twój syn także wybrał los, który go
spotkał. Mógł zajść daleko, ale zdradził mnie i zignorował moje rozkazy dla swych
własnych dziecięcych kaprysów. Oboje odwrócili się ode mnie.
Jasne włosy Malfoya opadły na jego wykrzywioną bólem twarz. Odziane w ciemny
aksamit ramiona drżały. Severus niemal wyczuwał huragan emocji targających jego
duszą. Huragan zdolny roznieść ich wszystkich w popiół.
- A co ty zrobisz, Lucjuszu? Co wybierzesz? Pozostaniesz mi wierny, czy dołączysz
do swej rodziny, plamiąc już do końca honor swego rodu?
Malfoy podniósł wzrok. Ale nie skierował go ku Voldemortowi. Jego drżące oczy
zanurzyły się w oczach Severusa. Powietrze wypełniło się gorzkim, gnijącym odorem
nienawiści.
Severus zacisnął usta. Nie podobało mu się spojrzenie Malfoya. Wiedział, że kiedy
wypełni już swój plan, będzie musiał go zabić, inaczej Malfoy będzie szukał zemsty
na nim i nie spocznie, dopóki jej nie wymierzy. Ponieważ, w jego mniemaniu, to
Severus był w pełni odpowiedzialny za śmierć jego żony i szaleństwo syna.
- Wybieram ciebie, mój Panie - wyszeptał Lucjusz udręczonym, zachrypniętym
głosem, nie odrywając nienawistnego spojrzenia od twarzy Severusa.
Tak, Malfoy może okazać się dużym problemem... nie powinien go lekceważyć.
- Dossskonale. - Voldemort pozwolił sobie na lekki uśmieszek. - Nie możemy jednak