drzwi i dopiero wtedy upewnił się, że Potter naprawdę wyszedł.
Odwrócił głowę w stronę kominka. Jego oczy przypominały teraz zachmurzone
nocne niebo. Nadal odczuwał spopielającą wściekłość na tego bezczelnego
gówniarza... za to, jak wykorzystał sytuację, chociaż Severus głośno i wyraźnie
zabronił mu jakichkolwiek pocałunków... za to, że wciąż czuł jego smak na języku...
Zacisnął pięść i uderzył nią w oparcie fotela.
Za to, że po raz kolejny stracił przy nim panowanie nad sobą.
Spojrzał na drzwi.
Zasady są po to, aby ich przestrzegać, ale ten chłopak od dzieciństwa miał
skłonności do łamania ich na wszelkie możliwe sposoby. Zawsze brakowało mu
dyscypliny. Severus mógł to przewidzieć... mógł przewidzieć, że chłopak się nie
podda i że nadal będzie próbował, naiwnie sądząc, że mu się uda... i że ujdzie mu to
na sucho. Ale może następnym razem Potter będzie pamiętał o tej nauczce... i już
więcej nie ośmieli się sięgnąć po to, czego nigdy nie otrzyma.
Inaczej kolejne cięcie będzie jeszcze boleśniejsze. Nie będzie miał litości dla
żadnych, nawet najmniejszych pędów. Może z nich wyrosnąć coś, co będzie miało
wystarczająco dużą siłę, aby owinąć się wokół jego stóp i... zatrzymać go.
Spojrzał na swoją zaciśniętą pięść. Powoli rozprostował palce i z zaskoczeniem
stwierdził, że... drżą.
Ponownie skierował spojrzenie na drzwi.
Potter sam jest sobie winien.
***
Od lektury książki oderwało go ciche, odległe pukanie do drzwi. Severus poderwał
głowę i zmarszczył brwi.
Kto mógł przychodzić do niego w środku nocy?
Odłożył książkę, podniósł się z fotela, przeszedł przez gabinet i z rozmachem
otworzył drzwi. Na korytarzu, ku jego zaskoczeniu, dostrzegł Weasleya i Granger.
Zanim jednak zdążył o cokolwiek zapytać, Gryfonka zasypała go serią pytań i
informacji na temat tego, że Potter nie wrócił na noc.
Oczy mężczyzny rozszerzyły się, a twarz zbladła. Gabinet na chwilę rozjarzył się
blaskiem, by ułamek sekundy później pogrążyć się w mroku i zimnie.
- Potter? Nie wrócił na noc? - zapytał.
Gabinet ponownie rozświetlił się i ściemnił.
Granger i Weasley zaczęli coś tłumaczyć, ale niewiele było słychać, ponieważ całe
pomieszczenie wydawało się wibrować, wciąż migocząc w zmieniającym się świetle.
- Sam poszukam Pottera - uciął w końcu Severus, prostując się i obrzucając uczniów
pogardliwym spojrzeniem. - Tym razem łamanie regulaminu nie ujdzie mu na sucho.
Cofnął się i zatrzasnął drzwi. W tym samym momencie gabinet pogrążył się w
całkowitej ciemności.
Severusa ogarnęły złe przeczucia...
Do diabła! Niepotrzebnie go wyrzucał. Potter jest zbyt emocjonalny. Zawsze kieruje
się uczuciami. Najpierw coś robi, a dopiero potem stara się pomyśleć. Ale wtedy
zazwyczaj jest już za późno...
Musi go odnaleźć. Ale od czego zacząć? Potter był całkowicie rozbity, kiedy stąd
wychodził. Gdzie mógł się udać? Co głupiego mógł zrobić?
Poczeka, aż Granger i Weasley znikną z pola widzenia, i wtedy wyruszy na
poszukiwania.
Może zaszył się w którejś z łazienek? Zazwyczaj tam odnajdywał wypłakujących
sobie oczy nastolatków, kiedy któregoś z nich spotkał zawód miłosny...
Położył dłoń na klamce.
Niech go tylko znajdzie...
Otworzył drzwi i pospiesznie ruszył przed siebie, planując zacząć od łazienek na
parterze. Zanim jednak zdążył choćby skręcić w kolejny korytarz, zza zakrętu
wynurzyła się Granger. Dziewczyna wpadła na niego z impetem, o mało go nie
przewracając.
Wystarczyło jedno spojrzenie na jej zapłakaną twarz...
Korytarz rozjaśnił się intensywnym szkarłatem, kiedy Severus złapał ją za ramiona,
potrząsnął nią gwałtownie i wysyczał prosto w twarz:
- Co się stało?
Dziewczyna próbowała odpowiedzieć, ale najwyraźniej nie była w stanie. Zamiast
tego zaniosła się szlochem.
Ze szkarłatem zmieszała się czerń, wibrując intensywnie w rozedrganym powietrzu.
- Gdzie on jest? - Severus niemal nie poznawał własnego głosu. Potrząsnął nią
mocno, próbując przywrócić jej chociaż odrobinę rozsądku.
- Harry... schowek... on... - wydukała w końcu, po raz kolejny wybuchając szlochem.
To mu wystarczyło. Puścił ją i ruszył biegiem. Już z daleka widział otwarte drzwi do
jednego ze schowków. Nie miał pojęcia, co może tam zobaczyć, miał tylko ogromną
nadzieje, że nie będzie to coś, czego obawiał się najbardziej...
W końcu dotarł do drzwi i gwałtownie zatrzymał się w wejściu.
Zobaczył go.
Leżał na podłodze niczym kukiełka z rozrzuconymi, połamanymi kończynami... z
opuchniętą od siniaków i rozcięć twarzą... zakrwawiony, skatowany, bezwładny...
Potter...
Całe pomieszczenie wypełniło się lodowatym ogniem. Zimnymi, liżącymi sufit
płomieniami. I dudnieniem. Głośnym, wibrującym dudnieniem serca, które zagłuszyło
wszelkie dobiegające z zewnątrz odgłosy.
Severus skoczył do przodu i dopadł do Harry'ego, odpychając pochylonego nad nim
Weasleya.
- Dotykaliście go? - niemal krzyknął i nie czekając na odpowiedź, przyłożył ucho do
rozchylonych ust chłopca.
Oddychał...
Jego najgorsze obawy rozwiały się. Jeżeli tylko oddychał, to była jeszcze nadzieja...
ale słyszał w tym oddechu coś niepokojącego... Był zbyt słaby.
Przyłożył palce do jego szyi. Puls był ledwie wyczuwalny.