Reszta tygodnia wyglądała tak samo. Snape najwyraźniej postanowił udawać, że
Harry nie istnieje. Na posiłkach i korytarzach Mistrz Eliksirów zachowywał się tak,
jakby w ogóle Harry'ego nie dostrzegał.
Nie było to miłe uczucie.
Harry starał się zwrócić na siebie uwagę nauczyciela, lecz wszystkie jego wysiłki
spełzały na niczym. Stał się przygnębiony i małomówny. Coraz częściej zaszywał się
popołudniami w dormitorium i wychodził z niego tylko na kolację. Ron i Hermiona
starali się dociec przyczyny takiego zachowania, ale Harry milczał jak zaklęty,
wykręcając się bólem głowy, sennością albo złym samopoczuciem. Przyjaciele mogli
tylko patrzeć z niepokojem, jak Harry chodzi, śniąc na jawie, zamyślony i
przygaszony.
- Harry, Angelina prosiła, żeby ci powiedzieć, że chciałaby, żebyś wrócił do
drużyny - powiedział pewnego dnia Ron, a jego oczy błyszczały z podniecenia. -
Niedługo będzie pierwszy mecz sezonu z Krukonami. Wszyscy wiedzą, że Gryfoni
nie mają szans bez ciebie jako Szukającego!
Hermiona mruknęła coś o "fałszywej lojalności Rona".
- To świetnie - Harry starał się, żeby jego głos brzmiał entuzjastycznie.
- Mam jej przekazać, że się zgadzasz?
- Tak, oczywiście - oblicze Harry'ego na chwilę rozchmurzył blady uśmiech, który
jednak szybko zgasł.
Może Quidditch pozwoli mu się chociaż trochę oderwać od przygnębienia.
- Witaj, Harry. Cześć, Ron i Hermiono! - wysoki, jowialny głos z drugiego końca
korytarza sprawił, że Gryfon niemal podskoczył.
- Och, witaj Tonks - uśmiechnęła się Hermiona.
Różowowłosa kobieta podeszła do trójki uczniów.
- Tak się denerwuję. Zaraz mam pierwszą lekcję.
- Poradzisz sobie, bez obaw - Ron wyszczerzył zęby.
Harry uśmiechnął się.
To była największa niespodzianka tego tygodnia. Dzisiaj rano Dumbledore
oświadczył podczas śniadania, że nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią
została Nimphadora Tonks. Dyrektor bardzo długo szukał nauczyciela na to pechowe
stanowisko. Do tej pory lekcje Obrony mieli z każdym nauczycielem, który akurat miał
wolne i mógł objąć zastępstwo. Szósty rok Gryffindoru miał takiego pecha, że lekcje
te do tej pory prowadzili u nich na zmianę profesor Binns i profesor Flitwick, co
sprawiło, że nikt się nimi za bardzo nie przejmował.
Objęcie tego stanowiska przez Nimphadorę wniosło do Hogwartu powiew
świeżego powietrza. Gryfoni nie mogli się już doczekać lekcji Obrony z ich nową
nauczycielką, która miała odbyć się już dzisiejszego, środowego popołudnia. Jedno
było pewne - lekcje z Tonks na pewno nie będą nudne.
Co do Malfoya - pojawił się dopiero we wtorek, co Harry, Ron i Hermiona przyjęli z
mieszanymi odczuciami. Z jednej strony ulżyło im, że jeden z ich nauczycieli nie
okazał się jednak mordercą, ale z drugiej - powrót ich największego szkolnego wroga
był dotkliwym ciosem. Cała trójka zgadzała się z tym, że świat bez Draco Malfoya
byłby lepszym miejscem. Na pewno bezpieczniejszym. Przynajmniej dla Harry'ego.
- Chyba nie będzie na tyle głupi, żeby cię znowu napadać - uznał Ron. - Nie wiem,
gdzie się podziewał przez cały wczorajszy dzień, ale wygląda jak chodząca śmierć.
Spójrzcie tylko na niego. Ciekawe, gdzie Snape go trzymał.
Ślizgon rzeczywiście nie wyglądał najlepiej. Miał podkrążone oczy i zapadnięte
policzki.
- Snape to niebezpieczny i nieprzewidywalny drań - stwierdził filozoficznie Ron. -
Harry, jak teraz o tym pomyślę, to jednak miałeś szczęście, że zostałeś
poczęstowany tylko tym eliksirem. Malfoy wygląda, jakby został poczęstowany
jakimiś wymyślnymi torturami.
- Przestań, Ron. Snape, co by o nim nie mówić, jest członkiem Zakonu Feniksa i
na pewno nie mógłby torturować swojego ucznia pod nosem Dumbledore'a.
"No nie wiem, Hermiono" - pomyślał Harry - "Skoro mógłby prawie pieprzyć
swojego ucznia pod nosem Dumbledore'a, to nigdy nic nie wiadomo..."
- Nawet, jeżeli tym uczniem jest Malfoy - dokończyła Gryfonka.
- A mnie się wydaje, że on jest raczej szpiegiem Sam-Wiesz-Kogo i dostarcza mu
informacji o Zakonie Feniksa.
- Nie masz żadnych dowodów, Ron.
- Snape sam jest wielkim, chodzącym dowodem. Mnie nie oszuka.
- Dumbledore mu ufa - odezwał się nagle Harry. - Więc my też powinniśmy.
Przyjaciele spojrzeli na niego ze zdumieniem. Harry zrozumiał, jaką gafę strzelił i
spłonął rumieńcem.
- Harry, od kiedy zacząłeś go bronić? - Ron wyglądał na wstrząśniętego.
- Nie bronię go - wymamrotał. - Bronię tylko... decyzji Dumbledore'a. Dyrektor na
pewno wie, co robi.
- No... ok - odparł rudzielec, ale wciąż patrzył na Harry'ego nie do końca
przekonany. Za to zamyślony wzrok Hermiony wcale się Harry'emu nie podobał.
"Muszę być ostrożniejszy" - zdołał jeszcze pomyśleć, zanim tłum uczniów porwał
ich na lekcję.
* * *
Lekcja Obrony z Tonks okazała się... hmm... "interesująca" to nie do końca
adekwatne słowo. Raczej katastrofalnie niebezpieczna. Uczniowie skończyli siedząc
pod ławkami w zdemolowanej i dymiącej klasie. Ogniste Banshee okazały się "nieco"
bardziej niebezpieczne niż ich nowej nauczycielce się wydawało. Nawet Hermiona
nie dała im rady. Tonks robiła co mogła, by nad nimi zapanować, ale jej wysiłki