Gryfon poczuł, jak uczucie rozgrzewającego ciepła w jego wnętrzu znika,
zastąpione czymś zimnych, ciężkim i twardym.
Snape odwrócił się i zaczekał aż Draco - rzuciwszy jeszcze raz Harry'emu pełne
nienawiści spojrzenie - wyminie go i ruszy w stronę gabinetu Mistrza Eliksirów.
Harry złapał się na tym, że przez jego umysł przebiegła nagła dziwaczna myśl, że
dałby chyba wszystko, żeby znaleźć się na miejscu Malfoya. A z drugiej strony -
oddałby całą resztę, żeby się nie znaleźć.
Czuł zawroty głowy, kiedy patrzył na oddalające się plecy nauczyciela, odziane w
czarną, falującą pelerynę.
Harry nagle zdał sobie sprawę, że został sam.
Drżał cały i wciąż kręciło mu się w głowie.
Dlaczego nie martwiło go, że cudem uniknął pobicia? Dlaczego bardziej
przejmował się tym, że Snape prawie w ogóle nie zwrócił na niego uwagi? Nie
spodziewał się, że po tym, co się między nimi wydarzyło, Mistrz Eliksirów zacznie
nagle nosić Harry'ego na rękach, ale taki chłód i obojętność były dla niego zimnym
zawodem wylanym wraz z wiadrem wody na jego rozgorączkowaną, rozmarzoną
głowę.
Z ust Gryfona wydobyło się przeciągłe westchnięcie.
No tak, dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej? Przecież Snape nie mógłby
zachowywać się wobec Harry'ego milej przy Malfoyu i jego osiłkach. Na pewno
następnym razem da mu jakiś znak, że pamięta o nim, że pamięta o tym, co się
wydarzyło; że to dla niego także coś znaczyło...
Następnym razem.
Na pewno.
* * *
- CO zrobił Malfoy?! - krzyk Rona i Hermiony sprawił, że kilka osób,
zaciekawionych, odwróciło głowy.
- Ci i - syknął Harry z niepokojem rozglądając się po pokoju wspólnym. Siedzieli
we trójkę na kanapie przy kominku. Był niedzielny wieczór i kilka spóźnionych osób
odrabiało jeszcze resztę prac domowych. Harry także był obłożony książkami, a
Hermiona i Ron pomagali mu odrabiać zadania. Hermiona pisała wypracowanie na
Historię Magii, a Ron starał się wypisać skutki Eliksiru Rozciągającego. Harry ćwiczył
transmutację, ale nie mógł się skupić.
- Malfoy i jego banda zaatakowali cię w lochach? - Hermiona z oburzenia prawie
podskakiwała na swoim miejscu chlapiąc na boki atramentem. - Jak oni mogli?
Przecież to całkowicie niedopuszczalne!
- Ten wredny, cholerny drań! - syknął Ron, ignorując zatrwożone spojrzenie
Gryfonki - Mam nadzieję, że Snape da mu za to solidny szlaban!
- Wierzysz, że Snape mógłby ukarać swojego pupilka? - zapytała z
powątpiewaniem Hermiona. - Nie, Ron. W najlepszym wypadku skończy się na
naganie. Powinieneś powiedzieć o tym profesorowi Dumbledore'owi, Harry.
- Nie, Hermiono. Nie będę biegał do Dumbledore'a z każdym najmniejszym
problemem. On ma dosyć własnych kłopotów na głowie.
- No to idź chociaż do profesor McGonagal .
- A co ona może zrobić? Snape nie pozwoli jej ukarać Malfoya drugi raz, skoro już
sam się nim zajął - wtrącił Ron. - Harry powinien to załatwić na własną rękę.
Hermiona obrzuciła rudzielca oburzonym spojrzeniem.
- Ronaldzie Weasley, chyba nie sugerujesz, żeby Harry zaczaił się na Malfoya i
zaatakował go znienacka, jak pospolity bandyta?
Ron wyszczerzył zęby.
- Dokładnie to miałem na myśli.
- W takim razie uważam, że jesteś nieodpowiedzialnym...
Harry przestał słuchać. Miał już tego dosyć. Czegokolwiek by nie powiedział
swoim przyjaciołom, zawsze kończyło się na kłótni. Podejrzewał, że gdyby wyznał im,
co wczoraj wieczorem robił Snape'owi, a co Snape robił jemu, przyjaciele po raz
pierwszy - w końcu - zaniemówiliby.
Nie, Harry nie miał zamiaru im tego mówić.
Nigdy.
Nie zrozumieliby. Zresztą on sam tego jeszcze nie rozumiał.
Ciągle zastanawiał się, jak do tego doszło. Ale - co ciekawsze - bardziej
interesowało go, co Snape mógłby teraz robić. Może też myśli o Harrym i wspomina,
jak Harry klęczał przed nim i...
Gryfon poczuł, jak zalewa go żar, a policzki zaczynają mu niebezpiecznie płonąć.
Szybko uspokoił rozkołatane serce i starał się powrócić do przerwanej rozmowy.
-... przynajmniej staram się mu pomóc, a nie podsuwać idiotyczne pomysły, za
które mógłby zostać wyrzucony ze szkoły! - pieniła się Hermiona.
Harry szybko wrócił do swoich myśli, które wolał zdecydowanie bardziej od
wysłuchiwania kolejnej kłótni swoich przyjaciół.
Spotkał dzisiaj Snape'a. Zobaczył go.
Jakie to było dziwne uczucie patrzeć na nauczyciela, mając przed oczami jego
erekcję i pamiętając smak jego spermy w swoich ustach.
Wciąż, kiedy zamykał oczy, czuł jego bliskość, jego siłę, wgniatającą go w ścianę i
podtrzymującą przed upadkiem oraz jego oszałamiający zapach.
Harry wciąż nie potrafił w to uwierzyć.
...i prawdopodobnie nie będzie w stanie w to uwierzyć, dopóki Snape nie da mu
znaku, że też pamięta, że to nie był tylko jego mroczny, chory sen.
Harry wmawiał sobie, że Snape musi pamiętać, skoro uratował go dzisiaj przed
Malfoyem. Przecież wcześniej odszedłby pewnie bez słowa, pozwalając, by Malfoy