W tym jęku było coś dziwnego... Nawet słowa "To już koniec!" nie zabrzmiałyby tak przerażająco.
A więc to już naprawdę koniec? Wszystko na nic? Severus nie potrafi go uratować?
Nie, nie może go uratować. Przez jego własną głupotę!
Miał ochotę rzucać się i krzyczeć. Ale nie mógł. Nie mógł nic zrobić. Absolutnie nic.
Chociaż nie. Jednak mógł...
Skupił się resztką odpływających z niego sił i wysłał wiadomość:
Dziękuję za każdą spędzoną z tobą chwilę, Severusie. Dziękuję za... wszystko.
Jestem taki senny...
Usłyszał szelest. Mężczyzna uklęknął przed nim i wbił w niego nieustępliwe, twarde
spojrzenie.
- Znowu melodramatyzujesz, ty idioto! - warknął, ale jego głos był dziwny.
Zachrypnięty. - Nie umrzesz, Potter! Nie pozwoliłem ci na to!
Harry próbował utrzymać się na powierzchni świadomości, ale miał wrażenie, jakby
coś ciągnęło go w dół.
Dobranoc, Severusie...
Przez pokrywającą jego oczy mgłę zobaczył, jak mężczyzna odczytuje wiadomość,
marszczy brwi i wyciąga rękę, aby sprawdzić mu puls. Zewsząd napierała ciemność,
wyciągała po niego swe macki, czepiała się ubrania. Wszystko wirowało, rozmywało
się. Nie był pewien, gdzie się znajduje. Miał wrażenie, jakby oddalał się, jakby
wszystko - obrazy, dźwięki - odsuwały się, a on nie mógł ich złapać, aby zatrzymać je
przy sobie.
- Flagrantia inflamare maxima!
Wokół niego buchnęły płomienie, rozjaśniając ciemność i odstraszając wciągające go
w nią macki. Za nim pojawił się mur z ognia. Nie mógł tam iść. Musiał zawrócić,
cofnąć się. Zaczął zbliżać się do światła. Słyszał jakieś krzyki, coraz wyraźniejsze,
coraz głośniejsze.
Obraz wyostrzył się, ale nie mógł się na niczym skupić, ponieważ ktoś nim potrząsał.
- ...słyszysz! Daj mi znak, że mnie słyszysz, Potter! Do diabła! Jeżeli zaraz nie dasz
mi znaku, to osobiście się z tobą policzę!
Podczas szarpania głowa Harry'ego opadła na chwilę w dół i zobaczył, że Severus
zaciska palce wokół ręki, w której trzymał kamień.
Słyszę.
Mężczyzna puścił go i spojrzał na swój własny kamień. Pochylił głowę i przez chwilę
trwał w bezruchu. Harry nie widział jego twarzy, mógł tylko patrzeć na czarne,
opadające na twarz włosy mężczyzny i zastanawiać się, co się stało. Miał niejasne
wrażenie, że gdzieś był, że widział jakiś ogień, ale nic więcej nie pamiętał.
Ogień. Czuł go w sobie. Czuł, jak rozgrzewa jego ciało, płonie w żyłach, tli się w
sercu, pobudzając je do szybszego bicia.
Po kilku chwilach Severus spojrzał na niego. Harry dostrzegł tylko zanikający w
oczach cień, twarz mężczyzny pozostała nieporuszona.
- Nie waż się więcej odpływać, Potter! Masz być przytomny, dopóki... - urwał nagle, a
jego oczy rozszerzyły się na ułamek sekundy. Rozejrzał się po zarzuconej kawałkami
szkła podłodze i zmarszczył brwi. Odsunął się od Harry'ego, pochylił i z najwyższą
ostrożnością podniósł z posadzki kawałek szklanej skorupy, w której połyskiwał
fioletowy płyn. Przyłożył go do warg i wlał sobie do ust. Harry zobaczył swoje odbicie
w kawałku szkła. Sine, drżące wargi, podkrążone oczy, cera tak blada, iż wyglądał
niemal jak duch. Czy to naprawdę był on?
Snape odrzucił szkło i pochylił się nad nim. Z jego rozciętej ostrą krawędzią wargi
spływała krew. Uniósł twarz Harry'ego, przycisnął mocno wargi do jego ust,
rozszerzył językiem zaciśnięte zęby i wlał w niego płyn.
Pomimo strachu, bezradności i otaczającej wszystko mgle, Harry w tej jednej chwili
potrafił myśleć tylko o tym, że Severus właśnie... całował go! Tak jakby. A on nie
mógł tego poczuć!
Cholera!
Snape oderwał wargi i spojrzał wyczekująco na twarz chłopaka. W jego wzroku było
ogromne napięcie. Usta miał zaciśnięte i tak zaczerwienione, jakby coś je poparzyło.
Harry zaczął coś odczuwać. Ciepło. Nie... żar. Paliły go wargi. Później język i gardło.
A wraz z gorącem, przychodziło... czucie. Udało mu się przełknąć. Miał wrażenie,
jakby przez jego przełyk spływał płynny ogień, powoli zajmując całe ciało. Płonął w
nim, roztapiając lód i rozgrzewając wszystko, co napotkał na swojej drodze. Kiedy
jego płuca zaczęły funkcjonować i chciał wziąć głębszy oddech, zaczął się krztusić.
Powoli powracało czucie w rękach, dłoniach, palcach... Poruszał nimi na próbę.
Wyczuł trzymany w ręku kamień. Kamień, który... uratował mu życie. Gdyby go nie
miał... - jego serce szarpnęło się - ...już nigdy nie zobaczyłby Severusa. Nigdy.
Kaszląc i dusząc się, pochylił się do przodu. Wszystko go swędziało i mrowiło, kiedy
krew zaczynała krążyć w żyłach. Miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Jak gdyby
wszystko go w środku swędziało, a nie mógł się podrapać, jakby w całym jego ciele
biegały stada mrówek. Zacisnął zęby i zaczął jęczeć, pocierając jednocześnie
brzuch, ramiona i uda, by je rozmasować i pobudzić krew do szybszego krążenia.
Miał ochotę położyć się na podłodze, rzucać, szarpać i kopać. Zacisnął powieki i
skulił się, błagając, by to się już skończyło. Po kilku minutach nieprzyjemne objawy
zaczęły ustępować. Otworzył oczy i odetchnął głęboko kilka razy. Drżał. Podniósł
głowę, by w końcu spojrzeć na Severus, ale mężczyzna stał w pewnej odległości,