w ramię i pani Pomfrey musiała szybko ją opatrzyć. Harry musnął ją wzrokiem i
spojrzał w kierunku pętli, przy której krążył Ron. I gwałtownie jego wzrok wrócił z
powrotem do przyjaciółki z drużyny i pielęgniarki. Kilka metrów od nich unosiła się
złota piłeczka. Szybko odwrócił głowę, udając, że patrzy w przeciwnym kierunku,
żeby zmylić Cho, i gwałtownym zrywem wybił się w górę. Dziewczyna podążyła za
nim, ale wtedy Harry zrobił zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i zanurkował. Na
trybunach wybuchła euforia. Do jego uszu dotarły kolejne zwrotki pieśni:
Ale rozstąpcie się wszyscy
Oto on wkracza do akcji
Żaden znicz mu nie ucieknie
Harry zawsze go załatwi!
Znicz szybuje i ucieka,
Harry skręca i nurkuje
W każdej trudnej sytuacji
Zimną krew zachowuje!
Patrzcie, patrzcie, jest już blisko,
Już wyciąga dłoń po niego!
W każdym meczu, zawsze, wszędzie
Wszystkie znicze będą jego!
Tak naprawdę to od znicza dzieliło go jeszcze kilkanaście metrów. Kątem oka widział
za sobą cień Cho. Nie miała szans wyprzedzić go w prostej linii, więc wystarczyło
tylko... wyciągnąć rękę... i złap...
A niech to!
Chóralny jęk na trybunach zmieszał się z jękiem Harry'ego, kiedy znicz drgnął i
zaczął uciekać. Gryfon szarpnął trzonek i niemal go złamał, ciągnąc stawiającą opór
miotłę w górę. Cho zatoczyła łuk. Jej miotła nie wytrzymałaby takiego przeciążenia.
"No dalej, dalej! Uda się! Musi się udać!" - krzyczał umysł Harry'ego, podczas gdy on frunął coraz wyżej i wyżej, nie zwracając uwagi na siekające skórę lodowate
podmuchy wiatru. I wtedy znicz znowu zrobił gwałtowny zwrot i zanurkował,
przelatując tak blisko, że niemal musnął policzek Gryfona. Harry krzyknął z frustracji i szarpnął rączkę ponownie, robiąc salto i nurkując za uciekającą piłką. Ustawił się
niemal pionowo do ziemi i kiedy spojrzał wzdłuż trzonka na uciekającą złota kulkę,
jego oczy rozszerzyły się.
Kierował się wprost na nadlatującą z dołu Cho. Znicz był pomiędzy nimi. Tysiąc opcji
przewinęło się przez jego głowę w ułamku sekundy, ale żadna nie wydawała się
dobrym rozwiązaniem.
Nie może lecieć prosto, bo wpadną na siebie. Nie może liczyć na to, że ona pierwsza
ucieknie, bo zależy jej na wygranej tak samo jak jemu. Nie może uciec, bo znicz
wpadnie prosto w wyciągniętą rękę Krukonki.
Zmarszczył brwi i ścisnął trzonek mocniej. Czasami, aby wygrać, trzeba
zaryzykować. Tego nauczył się od Severusa. Dobrocią, wahaniem i unikaniem
konfrontacji nie zwycięży. Czasami trzeba użyć... czarnej magii.
Wyciągnął rękę i przyspieszył.
Jeszcze rok temu zrobiłby wszystko, aby nie narazić jej na niebezpieczeństwo.
Nawet za cenę przegranej. Ale teraz... teraz było inaczej.
Natarł z pełną szybkością. Cho rozszerzyła gwałtownie oczy, krzyknęła z
przestrachem i w ostatniej chwili odbiła na bok. Palce Harry'ego zacisnęły się wokół
złotej kulki. I w tym samym momencie poczuł eksplozję gorąca, radości i poczucia
triumfu. W oddali usłyszał ryk kibiców Gryffindoru, całkowicie zagłuszający jęk
Krukonów. Cho straciła panowanie nad miotłą i, wirując, zaczęła spadać. Jej krzyk
przedarł się przez wrzask radości bombardujący uszy Gryfona.
Rozmazanym wzrokiem rozejrzał się wokół. Jej czarne włosy powiewały na wietrze,
kiedy, trzymając się kurczowo miotły, opadała spiralami ku ziemi. Harry wyhamował,
wcisnął znicz do kieszeni i zanurkował za nią. Podleciał na odległość łokcia,
wyrównał lot, po czym złapał ją w pasie i jednym szarpnięciem wciągnął na swoją
miotłę. Oklaski i okrzyki jeszcze się wzmogły. Krukonka złapała się go kurczowo i
drżąc, spojrzała na swoją miotłę, która uderzyła w ziemię i złamała się. Harry
wiedział, że powinien odczuwać jakiś żal, wyrzuty sumienia, że tak postąpił, że
naraził ją na niebezpieczeństwo, ale jedyne, co czuł, to rozgrzewający go żar triumfu.
Opadając powoli ku ziemi, słyszał ostatnie zwrotki śpiewanej przez Gryfonów pieśni:
Już po meczu, wygraliśmy!
Pani Hooch już daje znak!
Unieś ręce na cześć jego
I zaśpiewaj z nami tak:
Harry Potter to nasz idol!
Harry Potter to nasz gracz!
Harry Potter jest najlepszy!
Uciekajcie, póki czas!
***
W Pokoju Wspólnym panowała szampańska atmosfera. Tuż po meczu Harry został
porwany i przyniesiony tu przez Gryfonów na rękach. W tej chwili wszyscy
skandowali na przemian:
Gryffindor jest najlepszy
Każdy mecz wygrywa
I w ten oto sposób
Puchary zdobywa!
Oraz nowy, nieoficjalny hymn domu lwa:
Harry Potter to nasz idol!
Harry Potter to nasz gracz!
Harry Potter jest najlepszy!
Uciekajcie, póki czas!
Teraz, kiedy adrenalina juz opadła, gdy wszyscy przestali mu w końcu gratulować i
podziwiać jego ostatnią akcję, Harry mógł nareszcie odsapnąć i usiąść w kącie,
ponieważ nogi zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa. Sięgnął do kieszeni i wyjął z
niej złotą piłeczkę. Nie szarpała się już. Leżała spokojnie, pogodzona z losem. W
momencie, w którym chciał schować ją z powrotem, poczuł ciepło w drugiej kieszeni.
Odrzucił znicz na bok i natychmiast sięgnął po zielony kamień. Jego oczy zaświeciły
się, kiedy zobaczył jarzącą się w środku wiadomość. Znicz przestał dla niego istnieć.
Przybliżył klejnot do oczu i odczytał: