Pozbierał swoje przybory i wyszedł na korytarz razem z innymi. Rozejrzał się wśród
tłumu rozmawiających ze sobą Gryfonów i Ślizgonów i zmrużył oczy, kiedy dostrzegł
strzęp blond włosów za rogiem jednego z odchodzących w przeciwnym kierunku
korytarzy.
- Harry, idziesz? - zapytała Hermiona, patrząc na niego z niecierpliwością.
- Idźcie przodem. Ja muszę... skorzystać z toalety - skłamał na poczekaniu.
Kiedy jego przyjaciele i pozostali uczniowie rozeszli się, Harry ostrożnie podszedł do
zakrętu korytarza i wyjrzał za róg.
Luna opierała się o ścianę, a puszyste, długie włosy opadały na jej opuszczoną
twarz.
- Hej - powiedział cicho. - Co słychać?
Dziewczyna wzdrygnęła się i szybko przetarła dłonią oczy.
- Och, cześć, Harry.
Kiedy podniosła głowę, chłopak dostrzegł zaczerwienione oczy i ślady łez na
policzkach.
- Coś się stało? - zapytał, starając się ukryć zaskoczenie. Nigdy nie widział, żeby
Luna płakała. Każdy problem bagatelizowała albo uznawała, że go w ogóle nie ma
lub też nie warto zawracać sobie nim głowy. A więc to musiało być coś naprawdę
poważnego.
- Och... nic - wydukała. - Po prostu kilka mikropuffek alzackich wpadło mi do oczu. To
wszystko...
...i nigdy nie słyszał, żeby kłamała.
- Możesz już iść. Nic mi nie jest, naprawdę. - Zerknęła ponad jego ramieniem i
szybko spuściła wzrok.
Harry domyślał się na kogo czekała.
- W porządku. - Udał, że jej wierzy. - Ale jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, to
wiesz, gdzie mnie szukać, prawda?
Skinęła głowa i spróbowała się uśmiechnąć.
Kiedy znikał za zakrętem i obejrzał się jeszcze raz, widział, jak odprowadzała go
wzrokiem. Zrobiło mu się głupio, więc oddalił się czym prędzej.
Była jego przyjaciółką. Nie mógł jej śledzić i deptać jej po piętach. Skoro nie chciała
podzielić się z nim swoim problemem, to musiała mieć ku temu ważny powód. Albo...
ktoś inny tego nie chciał.
Uśmiechnął się do siebie.
Chyba zaczynał już pojmować, o co w tym wszystkim chodzi...
***
- Co za drań! Jak mógł ci to zrobić w przeddzień meczu? Będziesz siedział zamknięty
w lochach na jakimś durnym szlabanie, zamiast trenować z nami! - Ron chodził w tę i
z powrotem po Pokoju Wspólnym i niemal krzyczał. - Jeżeli przegramy, to osobiście
wyleję mu na głowę cały kociołek eliksiru! Najlepiej jakiegoś wybuchającego!
- Ron, uspokój się. Nikt tak nie potrafi łapać zniczy, jak Harry. Powinieneś się skupić
na własnym treningu, zamiast obmyślać plan zemsty na tym tłustym draniu -
powiedziała zdecydowanie Ginny, siedząca na podpórce kanapy, obok Hermiony.
Dziewczyna podniosła głowę znad trzymanej na kolanach książki i machnęła ręką.
- Szkoda twoich słów. Na niego nie podziała nic, poza obiadem.
Ron zaczerwienił się.
- Ja się przynajmniej przejmuję tym, czy wygramy, czy nie. Dla ciebie to i tak
wszystko jedno.
Hermiona zacisnęła usta. Harry, przeczuwając gwałtowny wybuch, szybko zerwał się
z fotela i rzucając "To ja już pójdę", zabrał swoje książki i ruszył ku wyjściu. Kiedy przechodził przez portret Grubej Damy, usłyszał podniesiony głos Hermiony:
- Zarzucasz mi, że nie kibicuję naszej drużynie i że nie zależy mi na zdobyciu
Pucharu Do... - Słowa urwały się, kiedy portret zamknął się za nim.
Odetchnął z ulgą. Nie poszło tak źle. Spodziewał się jeszcze gwałtowniejszej reakcji.
Z powodu ulewnego deszczu ze śniegiem i tego, że po południu boisko zajęli
Krukoni, ostatni trening miał się odbyć dopiero wieczorem, a on zamiast ćwiczyć
razem z drużyną, będzie siedział cały wieczór ze Snape'em. Sam na sam.
Świadomość tego rozgrzewała jego wnętrze ciepłym płomieniem. Wiedział, że czeka
go bardzo ważny mecz i że nie może cieszyć się, iż spędzi z nim cały wieczór.
Powinien być zły, że nie może trenować i cały czas próbował sobie wmawiać, że tak
jest w istocie, ale...
No właśnie. Ale...
Ale to był Severus. I Harry ani trochę nie przestał go pragnąć. Szczególnie, że od ich
ostatnich wspólnych chwil minęło... ile? Tydzień. Zasłanianie się książkami i
rozmową było bardzo wygodnym sposobem na poskromienie swojego pragnienia.
Pomimo wszystko... potrafił jednak się kontrolować. A przynajmniej się starał.
Wiedział, że gdyby tylko Snape wykonał jakiś gest, gdyby to on zainicjował to, czego
Harry tak bardzo pragnął... złamałby się.
A nie mógł! Nie przed meczem! Nie mógł ich zawieść kolejny już raz! Dlatego tak
bardzo nie chciał iść na ten szlaban. I podejrzewał, że Snape przydzielił mu go
specjalnie.
Ale ma swoje ksiązki. Może nie zdążył nauczyć się jeszcze o eliksirach
niewidzialności, no, może nie wszystkiego, ale da sobie radę. Posiedzi sobie cicho i
poczyta. A tak poza tym... jeżeli Snape będzie czegoś od niego chciał, to niech sam
wykaże się w końcu inicjatywą. Dlaczego to on musi zawsze rozpoczynać rozmowę,
przytulać się do niego i w ogóle...? Jeśli tego nie zrobi, a Snape się nie przełamie,
to... może będzie dobrze.
Uśmiechnął się do siebie i wszedł do gabinetu. Przemierzył go w kilku krokach i
zatrzymał się przed drzwiami prowadzącymi do prywatnych kwater. Odetchnął
głęboko i wszedł.
Przywitało go twarde spojrzenie, które ześlizgnęło się w dół, zatrzymało na