Ciszę panującą w dormitorium, przerwał nagły trzask drzwi uderzających o ścianę.
Następnie rozległ się głuchy odgłos, jaki wydaje but zderzający się z twardym,
drewnianym kufrem, po którym nastąpił pełen wściekłości krzyk:
- Nienawidzę go!
Harry Potter stał przy swoim łóżku i dyszał ciężko, a wspomnienia lekcji eliksirów,
która zakończyła się kilkanaście minut temu, tańczyły w głowie Gryfona, rywalizując o
miejsce w pierwszym rzędzie. Nie mógł się zdecydować, czy bardziej nienawidzi
Snape'a za upokarzanie jego przyjaciół, za wredne komentarze, za psychiczne
znęcanie się nad nim, czy za garbaty nos i tłuste włosy. Wiedział, że pożałuje tego, iż
zdecydował się w końcu pójść na tę lekcję, ale najwyraźniej zapomniał o tym, z jakim
draniem ma do czynienia.
Snape przeszedł samego siebie.
Harry pamiętał burzę szalejącą w jego wnętrzu, z którą zmagał się, kiedy
nauczyciel stał tam i najspokojniej w świecie mieszał Neville'a z błotem. Gryfon
zdawał sobie niejasną sprawę z tego, że mężczyzna chciał go sprowokować, ale nie
potrafił nic zrobić. Mógł tylko zaciskać zęby i pięści z bezsilności.
"Jestem tchórzem! Pieprzonym tchórzem!" - powtarzał w myślach.
Pragnął coś powiedzieć, zrobić coś, cokolwiek, by obronić Nevil e'a, ale strach
przed spojrzeniem w czarne oczy i stawieniem im czoła odbierał mu całą odwagę,
zabierając ze sobą dumę i wszelkie postanowienia, które czynił przed lekcją.
Przez cały czas czuł na sobie palące spojrzenia nauczyciela, ale możliwe, że to
były tylko halucynacje i zaczyna już tracić zmysły.
Nie! Snape na pewno patrzył na niego. Tylko wzrok tego podłego Śmierciożercy
potrafił sprawić, że przez ciało Harry'ego przechodził zimny dreszcz, nawet jeżeli
jemu samemu było niezwykle gorąco.
Odważył się tylko raz rzucić nauczycielowi szybkie spojrzenie - w momencie, kiedy
Snape przywołał liścik wysłany przez Malfoya, a który był przeznaczony dla
Harry'ego.
Do tej pory nie potrafił zapomnieć wyrazu twarzy Snape'a, kiedy przeczytał treść
notatki. Na wiecznie blade, żółtawe policzki, wypłynął delikatny rumieniec. Gryfon
nigdy w życiu nie spodziewał się, że kiedykolwiek ujrzy rumieńce na twarzy Mistrza
Eliksirów i obawiał się, że ten widok będzie go prześladował w koszmarach sennych.
W ogóle ciężko mu było podejrzewać Snape'a o jakiekolwiek ludzkie uczucia, a tu
proszę - taka niespodzianka.
Harry prawie, że zaczął obgryzać paznokcie z ciekawości, co też Malfoy musiał
napisać w tym liściku, że wywołał u Snape'a taką reakcję, która skłoniła nauczyciela
do tak bezprecedensowej decyzji, jaką było odebranie Ślizgonom dwudziestu
punktów. Gryfon wiedział, że to wydarzenie przejdzie do historii szkoły.
Może nawet niedługo ujrzy stosowną notkę w
To oczywiste, że Malfoy musiał napisać jakieś świństwa odnośnie poprzedniej
lekcji, ale w jaki sposób to ujął, że aż tak rozwścieczył swojego opiekuna?
Jedyną rzeczą, za jaką Harry był Snape'owi wdzięczny było to, że całkowicie
zakazał komukolwiek wspominać o tym incydencie. Chłopak zdawał sobie sprawę, że
nauczyciel na pewno nie kierował się jego dobrem, a chronił tylko własny tyłek i
własną reputację. Gdyby Mistrz Eliksirów zaczął nagle okazywać zainteresowanie
samopoczuciem Harry'ego, Gryfon pewnie poleciłby mu, aby przebadał się w
Świętym Mungo.
Snape był samolubną, egoistyczną świnią i wszyscy wiedzieli o tym już od dawna.
Harry miał tak serdecznie dosyć tamtej lekcji, że kiedy usłyszał głos Mistrza
Eliksirów, który wołał go, bo chciał z nim "porozmawiać", chłopaka sparaliżował taki strach, że nie zastanawiając się ani przez chwilę, złapał torbę i czmychnął z klasy
najszybciej, jak się dało.
A jeżeli Snape chciał z nim porozmawiać o tym liściku? Harry chyba spopieliłby się
jak feniks ze wstydu...
Chłopak wiedział, że pewnie swoją ucieczką rozwścieczył nauczyciela jeszcze
bardziej, ale przynajmniej udało mu się uciec z linii frontu, pozostawiając pieniącego
się Snape'a samemu sobie.
Na usta Gryfona wypełzł uśmiech pełen złośliwej satysfakcji.
Na dźwięk kroków, Harry odwrócił się gwałtownie. Ostatnie dni ciągłego ukrywania
się wyćwiczyły w nim pewien instynkt samozachowawczy, właściwy małym,
futerkowym, wiecznie zaszczutym zwierzątkom.
- Och, to tylko ty, Ron. - Gryfon odetchnął z ulgą, widząc swojego przyjaciela,
wchodzącego do sypialni.
- Snape to wredny skurwiel! - warknął rudzielec, rzucając torbę z książkami na
łóżko. - Zawsze nim był, ale ostatnio przechodzi samego siebie! Jak mógł zrobić
Neville'owi takie świństwo? - zerknął na Harry'ego. - I tobie również. No, rozumiem,
że to Snape, Śmierciożerca i w ogóle, ale nawet on musi mieć w sobie ziarenko
współczucia - widząc powątpiewające spojrzenie swojego przyjaciela, rudzielec
westchnął. - No tak. To jest Snape. Snape-owaty do szpiku kości.
Ron opadł na łóżko i spojrzał na Harry'ego.
- O właśnie, ten krzywonosy drań kazał ci to dać.
Chłopak wyciągnął małą buteleczkę z połów swej szaty i podał ją Harry'emu.