- Był jakiś taki... rozkojarzony. Powiedziałam mu, że do mojego kociołka wpadło
chyba kilka Gwindali Pirenejskich, ponieważ zamiast na różowo, zabarwił się na
niebiesko, ale on zachowywał się tak, jakby w ogóle tego nie usłyszał. I cały czas
robił coś pod biurkiem. - Luna wzruszyła ramionami. - Cóż, skoro jesteście parą, to
pomyślałam, że...
- Ci i - syknął Harry, rozglądając się wokoło. - Nie tak głośno. I my... nie jesteśmy
parą - wymamrotał, czerwieniąc się.
- Nie? - Luna wyglądała na zaskoczoną. - Może się na tym nie znam, ale myślałam,
że jeżeli wciąż się o kimś myśli, regularnie spotyka, nawet, jeżeli są to szlabany, i
uprawia ze sobą seks, to jest się parą. My byliśmy parą nawet bez seksu -
uśmiechnęła się. - Było bardzo miło - dodała. - Możemy to kiedyś powtórzyć, jak
znowu będziesz potrzebował dziewczyny. Ale teraz nie, bo... - zawahała się na
chwilę, ale szybko kontynuowała, uśmiechając się nieprzytomnie - ...bo to byłaby
zdrada.
Harry miał wrażenie, że jego twarz zamieniła się w rozżarzoną bryłę węgla.
Co powinien jej odpowiedzieć? Miała przecież rację. Chociaż do końca nie rozumiał,
o co chodziło jej z tą zdradą, ale nie miał teraz głowy, żeby to roztrząsać.
- To po prostu... skomplikowane - wymamrotał. - Chyba byś nie zrozumiała.
- Nie wydaje mi się - oświadczyła z namysłem. - Jestem ekspertką w
skomplikowanych sprawach.
- Ale nie wiesz jak to jest, kiedy ktoś ciągle cię odrzuca, traktuje jak smarkacza i za
każdym razem, kiedy udaje ci się do niego zbliżyć, wszystko się gmatwa i zostawia
cię z mętlikiem w głowie - wybuchnął Harry.
Uśmiech Luny zbladł tylko odrobinę.
- Wiem - powiedziała. Harry spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale zanim zdążył
ponownie otworzyć usta, Krukonka była już kilka kroków od niego, machając mu na
pożegnanie - Pa, Harry. - Po czym zaczęła oddalać się, podskakując i kręcąc w
kółko.
Harry patrzył za nią przez chwilę, próbując zrozumieć, co mogła mieć na myśli, ale
bardzo szybko jego umysł ponownie zdominowała mroczna osoba Snape'a.
***
Podczas kolacji Hermiona usiadła w dużej odległości od niego i starała się go
ignorować, a Harry był zbyt zażenowany, by próbować nawiązać z nią rozmowę. Ron
siedział pomiędzy nimi i ze zdziwieniem patrzył to na jednego, to na drugiego.
W pewnym momencie nie wytrzymał i zapytał:
- Czy ktoś może mi powiedzieć, co się stało? Bo oboje zachowujecie się dziwacznie.
Harry zerknął na przyjaciółkę. Ich spojrzenia spotkały się, a wtedy Hermiona
zaczerwieniła się i gwałtownie odwróciła głowę.
- Nic - wymamrotał Harry. Ron zmarszczył brwi.
- Jasne - burknął i zaczął grzebać widelcem w swoim puree.
Atmosfera nie była zbyt ciekawa. Nawet lekcje Harry musiał odrabiać sam, ponieważ
kiedy tylko Hermiona natykała się na niego, natychmiast czerwieniła się i uciekała do
dormitorium. Ron patrzył na niego bykiem, co wcale mu nie pomagało. Nawet, kiedy
pisali wspólnie wypracowanie. W końcu przyjaciel rzucił pióro, zebrał książki,
wymamrotał "dobranoc" i poszedł do sypialni, zostawiając Harry'ego samego z jego myślami. W takich warunkach kompletnie nie mógł skupić się na pisaniu referatu na
Transmutację, dlatego po pewnym czasie odsunął od siebie pergamin i zapatrzył się
w ogień. W Pokoju Wspólnym panowała względna cisza. Większość uczniów
odrabiała lekcje, tylko czasami ktoś wybuchał śmiechem albo opowiadał coś z
ożywieniem. Harry westchnął i ułożył się wygodniej na kanapie przed kominkiem.
Patrzył w strzelające cicho płomienie i pozwolił swojemu umysłowi dryfować przez
rzekę wspomnień i obrazów. Odgłosy stawały się coraz odleglejsze.
Pomimo tego, że był otoczony ludźmi, czuł się... samotny. Hermiona całkowicie się
na niego obraziła, Ron z niewiadomych przyczyn też zaczął go unikać. Wszystko
stawało się takie... pogmatwane. Kiedyś uwielbiał przesiadywać tutaj z pozostałymi,
grać z Seamusem, żartować z Deanem, nawet pomagać w nauce Neville'owi. Ale
ostatnio wszystko się zmieniło. Czuł się tak, jakby pomiędzy nim, a resztą uczniów
wyrósł szklany mur, który wszystko tłumił. Nawet Ron i Hermiona... Już nie było tak,
jak kiedyś, kiedy spędzał z nimi niemal każdą wolną chwilę. Teraz przebywanie z
nimi stało się męczące i uciążliwe. Ciągle musiał się pilnować, wciąż musiał kłamać,
kombinować i oszukiwać. Udawać kogoś innego. A jeżeli się zapomniał... dochodziło
do takich właśnie sytuacji, jak dzisiaj. Wciąż pamiętał rozmowę z Hermioną w
szpitalu, jej reakcję. Wiedział, że nigdy by nie zrozumiała. Że nikt by nie zrozumiał.
Może z wyjątkiem Luny, która była w stanie zaakceptować chyba wszystko, a im
bardziej było to nienormalne, tym lepiej.
Jego wzrok rozmazał się, płomienie stały się tylko niewyraźną poświatą, podrygującą
łagodnie i promieniującą ciepłem, które ogrzewało jego twarz. Ogień wszędzie był
taki sam... Gdyby zamknął oczy, mógłby wyobrazić sobie, że to kominek Snape'a, że
jest teraz w jego komnatach, a Severus oplata go ramionami od tyłu i dotyka jego
penisa... o, tak... Tam był bezpieczny. Tam czuł się... wolny.
Kamień znalazł się nagle w jego dłoni. Nie wiedział jak, ani kiedy. Zacisnął na nim