Читаем Desiderium Intimum полностью

Harry wpatrywał się w Snape'a, próbując pojąć sens wypowiedzianych przez niego

słów. Czyżby to oznaczało...? Czy on właśnie powiedział...? A więc Severus nie

uważał go za tchórza?

Harry nie cieszyłby się bardziej, gdyby usłyszał takie słowa od Syriusza, albo od

swojego ojca. Ponieważ wypowiedział je Snape - ktoś, kto zawsze mówił szczerze,

nie przejmując się uczuciami innych. Jedyna osoba, która mogła powiedzieć mu

prawdę. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo zależało mu na jego

opinii. W momencie, kiedy usłyszał te słowa - jego serce przepełnił tak wielki spokój i

radość, że zanim zdążył nad sobą zapanować, złapał twarz Severusa i przycisnął

usta do jego cienkich, słodko-cierpkich warg tak mocno, iż prawie je zmiażdżył. Jego

ciało momentalnie zesztywniało, przeszył je prąd tak silny, że niemal podskoczył.

Jego serce drgało w piersi, a oddech zupełnie uleciał. Przylepione do siebie usta

chłonęły swą wilgoć, smak, aromat.

Dopiero, kiedy Harry poczuł na swoim kolanie dotyk ręki, która zaczęła powoli

przesuwać się w stronę uda, zorientował się, co się dzieje. Wstrząs był tak silny, a

uderzenie świadomości tak nagłe, że kiedy oderwał w końcu usta, zakręciło mu się w

głowie, a przed oczami przez jakiś czas widział jedynie ciemne plamy. Do jego płuc

wdarło się powietrze, a cały świat nagle stanął w miejscu.

Harry zamrugał kilka razy, przeganiając cienie, i z przerażeniem spojrzał na

przyglądającego mu się z dziwnym wyrazem twarzy Severusa. W mrocznych oczach

dostrzegł iskierkę poruszenia, coś nieokreślonego. Coś, co wprawiło go na chwilę w

konsternację, ale zbyt szybko zniknęło, by mógł się temu dokładnie przyjrzeć.

Czas ruszył ponownie, a Harry poczuł, że robi się czerwony na twarzy. Wbił wzrok w

podłogę, mamrocząc przeprosiny i przeklinając się w duchu za tę chwilową

nieuwagę, która doprowadziła do tego, co zrobił. Mógł zaprzepaścić wszystko.

Przecież Snape wyraźnie powiedział, że nie wolno mu tego robić. Jak mógł pozwolić

sobie na tę chwilę słabości? Musi to naprawić!

- Przepraszam. Nie chciałem. Naprawdę. To tak nagle... Proszę, nie wyrzucaj mnie.

Przepraszam.

- Nie miałem takiego zamiaru, Potter - wycedził Snape niezwykle opanowanym,

zważywszy na okoliczności, głosem. Harry uniósł głowę i spojrzał w twarz Severusa.

W to poprzecinane zmarszczkami oblicze, tak blisko niego, że wystarczyło unieść

rękę, by dotknąć chłodnej skóry, która wydawała się tak niezwykle gładka. Miał

wrażenie, że czas ponownie przestał płynąć, przestrzeń stała się miękka, delikatna,

unosiła go w swych falach, uspokajając umysł i kołysząc jego zmysły. Harry

spoglądał w dwa ciemne, niemal nieskończone tunele, na końcu których jaśniało

maleńkie światełko. Te oczy wciągały go w swą niezmierzoną głębię za każdym

razem, kiedy w nie patrzył. Dotykały go, igrały z nim, przyciągały, a on poddawał się

im, niezdolny, by zaprotestować, by odwrócić się od nich, by oprzeć się ich

magnetycznej sile. Delikatne zmarszczki w kącikach nadawały im wyrazu jeszcze

większej głębi, a brwi... równie czarne, jak źrenice. Tyle razy widział, jak marszczyły

się lub unosiły, ukazując tak wiele różnych emocji. Czasami tylko dzięki nim wiedział,

co Severus myśli albo czuje - jeżeli oczy były zwierciadłem duszy, to te brwi

stanowiły ramę, w którą były oprawione.

Powili uniósł dłoń i dotknął ich. Były gęste i szorstkie. Z zafascynowaniem

obserwował, jak pomiędzy nimi pojawia się zmarszczka, którą widział już tyle razy,

ale która wciąż była dla niego czymś niezwykłym. Dotknął jej, czując pod palcami jej

nierówności, jakby została wyżłobiona przez tysiące myśli i odczuć, przewijających

się przez umysł, i tylko ona ujawniała ich siłę i natężenie.

Wzrok Harry'ego powędrował niżej. Nie zwracając uwagi na serce bijące tak szybko i

intensywnie, że niemal je słyszał, całkowicie pochłonięty badaniem każdego skrawka

tej niesamowitej twarzy, dotknął wyraźnego, charakterystycznego nosa. Powoli

przesunął palcem po całej jego długości, rozkoszując się jego fakturą i każdą

wypukłością. Ostry, zakrzywiony, stanowił doskonałe dopełnienie twarzy. Nadawał jej

groźny, drapieżny wygląd. Był... idealny.

Harry oddychał coraz ciężej, ale był teraz tak zapatrzony i oczarowany, że w ogóle

tego nie zauważył. Wydawało mu się, że z jego ust wydobyło się westchnienie, kiedy

delikatnie dotknął chłodnego policzka, ale niemal to do niego nie dotarło. Skóra

Severusa była gładka, miała ziemisty, matowy odcień, jakby zbyt często wystawiano

ją na działanie oparów eliksirów, ale im dłużej jej się przyglądał, tym bardziej był

przekonany, że była ona dokładnie taka, jaka powinna być. Nie potrafiłby sobie

wyobrazić piękniejszej. Z czułością pogłaskał policzek. Raz, drugi. Jakby nie potrafił

przestać. Jakby bał się, że zaraz zniknie, że to wszystko jest wyobrażeniem, ułudą,

która lada moment rozpłynie się w nicość. Jego dłoń znieruchomiała, a palce powoli

zsunęły się i zatrzymały na bladych, cienkich wargach, które rozchyliły się

nieznacznie pod jego dotykiem. Tyle razy słyszał z tych ust ostre, dogłębnie raniące

Перейти на страницу:

Похожие книги