równie lodowaty, jak jego głos. Pełen gniewu i dzikiej satysfakcji. Jakby bawiło go
ranienie Harry'ego. Jakby chciał naciskać i uderzać tak długo i mocno, by go w końcu
złamać. Ostre krawędzie słów wbijały się w serce Harry'ego i wstrząsały nim. A kiedy
ostrze wycofywało się, by zadać kolejny cios, pozostawiało po sobie krwawiące rany.
Nie potrafił zrozumieć, co się dzieje. Cofnął się, kiedy zobaczył, że mężczyzna
zaczyna do niego podchodzić.
- O co chodzi, Potter? Przecież po to właśnie przyszedłeś, czyż nie? Zawsze
przychodzisz tylko po to - wysyczał Severus, wbijając w chłopca spojrzenie równie
ostre, jak słowa, którymi w niego rzucał i z przyjemnością obserwował każdy spazm
bólu, jaki wywoływały one na jego twarzy.
- Widzę, że masz zły humor - zdołał w końcu wydusić Harry cichym, łamiącym się
głosem. - To ja już pójdę. Nie chcę...
- Zawsze mam zły humor, kiedy plątasz się wokół mnie, niczym żałosny, skomlący
szczeniak - warknął mężczyzna, zatrzymując się i wbijając w niego mordercze
spojrzenie. - Oddany, uzależniony szczeniak, który zrobi wszystko, co mu się każe.
No dalej...
- Zamknij się! - wściekły krzyk wyrwał się z ust Harry'ego, zanim zdążył go
powstrzymać. Zresztą, nawet, gdyby chciał, to nie byłby w stanie. Zacisnął pięści tak
mocno, iż prawie wbił sobie paznokcie w dłonie. Oddech miał ciężki i świszczący.
Cała krew odpłynęła z jego twarzy, kiedy Snape przypadł do niego, złapał go za
ramiona i z całej siły cisnął nim o ścianę. Harry uderzył boleśnie w stojące wzdłuż niej półki z książkami. Siła uderzenia pozbawiła go tchu, na jego głowę posypały się
książki. Stracił równowagę i przewrócił się, upadając na rękę i dotkliwie ją raniąc.
Wszystko trwało zaledwie ułamek sekundy. Zanim doszedł do siebie, poczuł, że
Snape złapał go za ubranie, podciągnął do pozycji stojącej i przyparł do
opustoszałych półek. Harry, nadal oszołomiony, podniósł głowę i spojrzał w twarz
człowieka, ogarniętego szałem.
- Jak śmiesz tak się do mnie odzywać, Potter? - wysyczał wprost w twarz
Harry'ego, któremu kręciło się w głowie, a ból w zranionej ręce nasilał się.
- Chcę stąd wyjść - wyszeptał cicho. - Puść mnie.
- Nie wydaję mi się, Potter - warknął Snape, wciskając go jeszcze bardziej w
ścianę. Ostre krawędzie półek wbijały mu się boleśnie w plecy. - Jeszcze przed
chwilą chciałeś, żebym cię wypieprzył, czyż nie tak? I wydaje mi się, że nadal tego
chcesz...
Gryfon jęknął zaskoczony, czując dłoń mężczyzny, łapiącą jego krocze, które
zaczął natychmiast boleśnie ugniatać.
- Przestań! - wykrzyknął, próbując się uwolnić, ale Snape przyciskał go niezwykle
silnie. - Nie chcę! Puść mnie!
Na okrutnym obliczu mężczyzny pojawił się wyraz mrocznej satysfakcji.
- Och, wiem, że chcesz.
wąskich wargach.
Harry zamknął oczy, walcząc z pieczeniem pod powiekami i z uniesieniem, które
zaczęło ogarniać te partie ciała, którymi zajmował się Mistrz Eliksirów, podrażniając
je i ugniatając z wprawą.
- No proszę... Co my tu mamy, Potter? - Snape uśmiechnął się triumfalnie,
wyczuwając twardość w spodniach Harry'ego. Umysł Gryfona zalała fala wstydu i
wściekłości.
- Pierdol się - wycedził przez zaciśnięte zęby. Zobaczył, jak przez twarz Snape'a
przebiega wyraz zaskoczenia, ale już po chwili ustąpił on miejsca nieokiełznanej furii.
Harry wiedział, ile ryzykuje, ale teraz nic go to już nie obchodziło. Snape upokarzał
go, zachowywał się, jak szaleniec. Nie pozwoli mu się więcej tak traktować! Zamknął
oczy, czekając na huragan, który go zmiecie i zamieni w pył, ale zamiast tego
usłyszał odległe pukanie do drzwi. Gwałtowne, donośne i irytujące.
Harry otworzył oczy. Snape był czerwony z wściekłości, a w jego oczach żądza
zemsty zamieniła się w żądzę mordu. Gryfon zadrżał. Nigdy jeszcze nie widział go w
takim stanie. Przez jedną przerażającą chwilę uderzyła go okropna, straszna myśl,
że ten człowiek mógłby być zdolny do wszystkiego.
- Czekaj tu na mnie, Potter - warknął mężczyzna, po czym puścił go i poprawił
swoje szaty. - I nie waż się niczego dotykać - dodał, wychodząc pospiesznie z
komnaty.
Harry został sam. Dopiero teraz zauważył, że cały drży. Osunął się na podłogę i
westchnął przeciągle, próbując uspokoić oddech i szalone bicie serca. I denerwujące
łzy, które tak natarczywie cisnęły mu się do oczu.
W panującej w pomieszczeniu ciszy wyraźnie usłyszał dochodzące z gabinetu
głosy. Jeden z nich był niezwykle zdenerwowany. Po chwili rozległ się trzask
zamykanych drzwi i nastąpiła cisza. Harry zerknął na mapę. Zobaczył Snape'a i
dwóch Ślizgonów zmierzających w stronę Pokoju Wspólnego Slytherinu.
Westchnął ciężko i podjął decyzję. Musi wykorzystać okazję. Nie zostanie tu ani
minuty dłużej. Snape zaatakował go nagle, bez żadnego powodu i potraktował jak...
jak... Przełknął ślinę i potrząsnął głową, po czym podniósł się powoli i skierował w
stronę drzwi. Nacisnął klamkę, ale drzwi ani drgnęły. Jego prawa ręka pulsowała
boleśnie. Przez cały czas przyciskał ją do piersi. Sięgnął lewą ręką do prawej
kieszeni i z trudem wydobył z niej różdżkę.