- Jak mogliście stanąć po jej stronie?! - krzyknął. - Co z was za przyjaciele?
- Ron, uspokój się - westchnęła Hermiona. - Zachowujesz się nierozsądnie.
- Mam prawo wiedzieć, gdzie moja siostra szwenda się po nocy. Jestem jej bratem
i muszę ją ochraniać!
- Och, daj spokój. To nie poczucie obowiązku, tylko twój wrodzony egoizm -
odparowała Hermiona. - Chcesz ją kontrolować, jakby była twoja własnością, a ona
chce żyć własnym życiem i nie możesz jej tego zabronić.
Harry wyłączył się z dyskusji. Siedział, pogrążony we własnych myślach i patrzył
na drzwi, za którymi zniknęła Ginny.
Widocznie, nie tylko on ma tajemnice...
* * *
- Kolejny atak - oznajmiła głośno Hermiona podczas śniadania, kilka dni później.
Harry przerwał jedzenie i spojrzał na przyjaciółkę, która pochylała się nad
relacjonowała Gryfonka, czytając na bieżąco artykuł.
- To przynajmniej lepiej, niż ta ostatnia masakra - skomentował Ron, pomiędzy
jednym, a drugim kęsem.
- Lepiej? - Hermiona wyglądała tak, jakby poraził ją piorun. - Jak możesz być taki...
taki... głupi?! Czy ty masz uczucia na poziomie jamochłona? Zginęła cała rodzina, a
ty mówisz, że to "lepiej"?!
Ron zaczerwienił się jak burak i spojrzał w swój talerz.
Harry nie odzywał się. Nie miał ochoty brać udziału w ich kolejnej kłótni. Miał już
dosyć doniesień prasowych na temat kolejnych ataków, których było coraz więcej.
Niemal w każdym numerze
siły Ministerstwa już dawno straciły kontrolę nad tym, co się działo. Voldemort zabijał, kogo chciał i jak chciał. I nikt nie potrafił go powstrzymać. Dlatego Harry tak się
rozzłościł, kiedy w jednym z artykułów jakiś reporter zaczął dociekać, dlaczego
Chłopiec, Który Przeżył, nie bierze udziału w walce i nic nie robi przeciwko hegemonii
Voldemorta.
A co on miał, do cholery, niby zrobić?!
Nagle wyczuł na sobie czyjś wzrok. Rozejrzał się po Wielkiej Sali i zobaczył
przyglądającego mu się znad stołu nauczycielskiego Dumbledore'a. Zobaczył w jego
spojrzeniu coś dziwnego, coś, co mu się nie spodobało. Coś jakby... oskarżenie.
Szybko odwrócił głowę. Nie, to głupie. Musiało mu się tylko wydawać. Przecież to
nie jego wina, że giną ludzie. Nie ma z tym nic wspólnego, nie może tego
powstrzymać. Powoli odwrócił twarz, by znów zerknąć na Dumbledore'a, ale dyrektor
już na niego nie patrzył. Pochylał się do Snape'a i coś do niego mówił, a Mistrz
Eliksirów kiwał głową.
Harry spojrzał w swój talerz i zamyślił się. Tak, musiało mu się tylko wydawać...
Po śniadaniu, kiedy wraz z Ronem i Hermioną opuścił Wielką Salę, usłyszał za
sobą głos McGonagal :
- Proszę zaczekać, panie Potter! - Wszyscy troje odwrócili się w stronę
zmierzającej ku nim opiekunki. - Dyrektor chce cię widzieć - oświadczyła, stając
przed Harrym, któremu na dźwięk tych słów, serce podskoczyło niemal do gardła.
- Co? - wydukał zaskoczony. - T-teraz?
- Tak, teraz - odparła McGonagal . - Usprawiedliwię twoją nieobecność na
zajęciach. Pospiesz się. Hasło to "czekoladowe żaby".
Harry spojrzał z przestrachem na Rona i Hermionę, przełknął ślinę i pokiwał
głową. Powoli ruszył w stronę gabinetu dyrektora, a w jego głowie myśli i obawy
mieszały się ze sobą i rozpychały, tworząc trudny do opanowania chaos.
Czego chciał od niego Dumbledore? Przecież już go wypytał o to, co się
wydarzyło przed i po napaści na niego. Czy to ma związek z tymi atakami na mugoli?
Ale przecież Harry nie ma z nimi nic wspólnego. A może Hermionie wróciła pamięć i
powiedziała dyrektorowi o jego związku ze Snape'em? Nie, to niemożliwe. Gdyby tak
było, nie ukrywałaby tego przed nim i powiedziała mu to otwarcie, a ostatnio nie
zachowywała się jakoś szczególnie dziwnie. A może Dumbledore sam się
zorientował, że coś jest nie tak? Może doszły do niego jakieś plotki? Ale przecież
dyrektor nie jest wszechwiedzący. Przez cały czwarty rok miał pod nosem zbiegłego
Śmierciożercę, który krył się za twarzą Moody'ego i się nie zorientował. A jeżeli
nawet coś podejrzewa... to nie ma dowodu, a Harry wszystkiemu zaprzeczy. Dyrektor
mu uwierzy. Musi mu uwierzyć. A podawanie uczniom
więc słowo Harry'ego będzie najważniejsze. Ale lepiej będzie, jeżeli nie przyjmie
niczego, co Dumbledore mu zaproponuje... na wszelki wypadek.
Stanąwszy przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu dyrektora, zapukał. Nie
usłyszał odpowiedzi, ale drzwi otworzyły się szeroko i Harry zobaczył siedzącego
przy swym obszernym biurku Dumbledore'a.
- Wejdź, Harry. - Głos dyrektora był cichy, chrapliwy i zmęczony. Gryfon przełknął
ślinę i starając się opanować złe przeczucia i bijące nerwowo serce, wszedł do
gabinetu. - Usiądź - zaproponował Dumbledore. - Może napijesz się czegoś?
W umyśle Harry'ego zapaliła się czerwona lampka.
- Nie, dziękuję profesorze - odparł i usiadł sztywno na wskazanym mu krześle,