Читаем Desiderium Intimum полностью

- Ależ oczywiście, idź, idź. Może odprowadzić cię do skrzydła szpitalnego?

- Nie, dziękuję - odpowiedział, podnosząc się z miejsca i czując, że nogi uginają

się pod nim. - Dam sobie radę. To tylko... osłabienie.

Hermiona i Ron chcieli oczywiście pójść z nim, ale udało mu się ich powstrzymać.

Kiedy znalazł się za drzwiami klasy, drżącymi dłońmi wyjął z kieszeni fiolkę różowego

płynu i wziął duży łyk. Odetchnął z ulgą i pogrążył się w myślach.

Słowa Tonks wciąż dźwięczały mu w uszach. Uwięziony w najgorszym

koszmarze... Co by było, gdyby to jego ktoś uwięził w tym przerażającym śnie? Na

zawsze. Na samą myśl o tym wstrząsnął nim dreszcz. To chyba najgorsze, co można

zrobić drugiemu człowiekowi. Nie życzyłby tego nawet największemu wrogowi...

Poczuł, że przerażenie oplata swoimi mackami jego trzepoczące w piersi serce.

Trawiący go już od dawna, ukryty głęboko strach, zaczął wypływać na powierzchnię

jego osłabionej świadomości. Co będzie, jeżeli jego to kiedyś spotka? Tonks mówiła,

że Voldemort używa tego zaklęcia... Wiedział, że spotkanie z nim jest nieuchronne.

Cały czarodziejski świat liczył na niego. To tylko kwestia czasu, kiedy zostanie

rzucony w wir walki, a kiedy spotka się oko w oko z najgroźniejszym

czarnoksiężnikiem, jaki kiedykolwiek żył... wiedział, że nie miałby szans wyjść z tego

cało. Ale jeżeli zginie... przynajmniej pociągnie za sobą Voldemorta. Przepowiednia

mówiła wyraźnie, że żaden nie może żyć, kiedy drugi przeżyje... To znaczy, że

muszą zginąć obaj?

Westchnął ciężko i oparł się o ścianę. Zamknął oczy, nie chcąc dopuścić do siebie

tej myśli.

Nie chce umrzeć... Nie jest na to gotowy. Cały czarodziejski świat nie potrafi

pokonać Voldemorta, dlaczego jemu miałoby się to udać? Dlatego, że ma bliznę na

czole? Tak, wszyscy tego od niego oczekiwali... Do tej pory poświęcał wszystko,

żeby z nim walczyć, ale był już tak bardzo zmęczony... Śmierć Syriusza tylko to

przypieczętowała. Nigdy nie zdoła go pokonać. Nic nie potrafił. Był tylko chłopcem.

Jak mógłby walczyć z kimś, kogo nie dało się zabić? Dlaczego nie mógł być

normalnym nastolatkiem i żyć jak inni? Dlaczego to na jego barkach spoczywał ten

ciężar? Dumbledore starał się go przed tym chronić, ale dyrektor sam ostatnio

wyglądał, jakby potrzebował pomocy. Jego też to przygniatało, a był przecież jedyną

osoba, której Voldemort się bał. Jak on, Harry, miałby się z nim zmierzyć?

Chciał po prostu... żyć. Chciał być z Severusem. Nie martwić się wojną, atakami,

swoim przeznaczeniem. Chciał być szczęśliwy... ale jego los był już od dawna

przesądzony... tylko dlatego, że miał bliznę na czole.

Odetchnął, otwierając oczy i spoglądając w sklepienie. Po chwili zamknął je

ponownie.

Ale zrobi to. Musi. Nie ma innego wyjścia. To jego obowiązek. Zrobi to, skoro

wszyscy tego od niego oczekują... pójdzie na wojnę, będzie walczył, chociaż nie

wiedział, jak... Być może zginie... Ale jeszcze nie teraz. Nie teraz.

Pod jego powiekami pojawił się obraz surowej, wykrzywionej kpiącym uśmiechem

twarzy. Czarne oczy patrzyły na niego z pragnieniem. W jego serce wlał się spokój.

Jeszcze nie teraz...

* * *

Drzwi otworzyły się pod dotykiem dłoni Harry'ego. Wszedł ostrożnie do gabinetu,

ale pomieszczenie okazało się puste. Domyślając się, że Snape czeka na niego w

prywatnych komnatach, ruszył dalej. Tym razem drzwi nie otworzyły się same. Musiał

zapukać. Kiedy Mistrz Eliksirów wpuścił go do środka, Harry zdał sobie sprawę, że

jest tak zdenerwowany, że nie wie, co powiedzieć. Czy ten człowiek już zawsze

będzie tak na niego działał?

Odchrząknął i odezwał się cicho:

- Ja... przyszedłem po eliksir.

Snape obrzucił go surowym spojrzeniem. Z wyrazu jego twarzy można było

wyczytać, iż najwyraźniej w ostatniej chwili powstrzymał się od złośliwego

komentarza.

- Zaczekaj - rzucił i podszedł do jednej z półek. Po chwili wrócił, trzymając w ręku

niewielką fiolkę. - Dam ci to, ale tym razem nie wolno ci wypić więcej, niż jeden mały

łyk tuż przed snem. Zresztą, chyba sam powinieneś o tym już wiedzieć.

Gryfon pokiwał głową. Znał dawkowanie, przerabiali to niedawno. Wziął butelkę i

wymamrotał podziękowanie. Snape przypatrywał mu się z uwagą, ale Harry nie

potrafił spojrzeć mu w twarz. Wciąż nie był pewien, na co może sobie pozwolić. Tak

bardzo chciałby zostać i z nim porozmawiać... ale skąd mógł wiedzieć, czy Snape też

tego chce? Może nie życzy sobie jego obecności? A przecież nie mógł zapytać

wprost. Wolał niepewność od odmowy. Mniej bolała.

Odwrócił się z westchnieniem, żeby wyjść, ale kiedy dotknął klamki, dobiegł go

niski głos Mistrza Eliksirów:

- Dokąd to, Potter? Siadaj.

Zabrzmiało, jak rozkaz, więc Harry cofnął dłoń i odwrócił się. Poczuł ulgę. Snape

chciał, żeby został. To był pierwszy, dobry znak. Powoli podszedł do czarnego fotela i

usiadł przy płonącym kominku. Severus zajął miejsce w drugim fotelu i przez kilka

chwil patrzył w ogień. Jedynym panującym w pomieszczeniu dźwiękiem był cichy

trzask płonących drewien. W końcu mężczyzna odwrócił głowę w stronę Harry'ego i

zapytał spokojnym, niezwykle łagodnym głosem:

- Co ci się śniło, Potter?

Перейти на страницу:

Похожие книги