Staszewski przypomniał sobie inny western, nakręcony dokładnie czterdzieści lat później. „Unforgiven” - „Bez przebaczenia”. Powtórzył napis z czołówki filmu jak znaną piosenkę: „Staszewski występnym człowiekiem był, nie stronił od kobiet i alkoholu...”. No trudno. Ludzie rodzili się z gorszymi wadami.
- Tak. Taki sam jak ja - powiedział Staszewski.
Oczy Marioli zwiastowały nadejście końca świata.
- Nie puszczę cię!
- Zobaczymy. - Sławek zerknął na kartkę:
Kilka pustych linijek.
Znowu przerwa.
Wóz specjalny przypominał do złudzenia ciężarówkę do przewozu mebli, ale nie miał żadnego kamuflażu. Zaparkowany na zatłoczonej innymi pojazdami ulicy nie wzbudzał niczyich podejrzeń. W środku technik kończył przyklejać małą kamerę do skroni Staszewskiego. Starannie przykrył ją włosami. Druga kamera tkwiła ukryta w torbie przewieszonej przez ramię, a trzecia została wcześniej umieszczona na dachu budynku.
- Partanina - odezwał się siedzący przed ekranami łączności Hofman. - Bandyci od razu się zorientują, że wszystko jest na podglądzie.
- Ale my nie łapiemy bandytów. - Staszewski podwinął rękaw koszuli. Przemył skórę spirytusem, a potem wbił igłę. - Ostermann i von Kreutzky, twórcy tego upiornego kręgu śmierci, od dawna nie żyją.
- To kogo chcesz aresztować?
- Nikogo. Chcę się dowiedzieć, co jest grane.
Hofman podniósł porzuconą przez Staszewskiego strzykawkę.
- A to?
- To najsilniejszy środek antyhistaminowy, jaki zna cywilizacja. Jeszcze w fazie testów w Warszawie.
- A ty jak zwykle znasz odpowiedniego profesora, który ci to po prostu dał.
Staszewski uśmiechnął się ponuro.
- Jak zwykle potrafię dotrzeć do odpowiedniego profesora.
- A jak go przekonałeś?
- Każda uczelnia jest umoczona w jakieś machloje i przekręty. Wystarczy znać trochę temat i już masz materiały, na kogo chcesz.
Hofman nalał do kubka kawę z termosu. Parząc usta, wypił kilka łyków.