Читаем Breslau forever полностью

- Co masz? - znowu Hofman.

- Namiar na najbliższą ścianę. Trzydzieści metrów - to był technik. - Kompletnie nic poza tym.

- Sławek - tym razem Hofman zbliżył się do mikrofonu - naprawdę nic ci nie grozi? Jeśli nie możesz mówić, dmuchnij trzy razy do mikrofonu.

- Mogę mówić - odparł Staszewski. - Grozi mi straszne niebezpieczeństwo, ale pistolety i karabiny tego nie powstrzymają. Tkwij na pozycji.

Hofman długo nie chciał się zgodzić. Mełł jakieś niezrozumiałe przekleństwa pod nosem.

- Rób, jak chcesz. OK - powiedział nareszcie zrozumiale.

Miszczuk trwał nieporuszony podczas dyskusji, z której powinien słyszeć tylko połowę. W końcu jednak drgnął lekko.

- Nie wierzą, że pan ze mną rozmawia? - spytał.

- Tak. Nie wierzą.

- Ot, i taka jest ta wasza technika. Psu na budę się nada.

Staszewski oparł ramię o górną deskę ławeczki. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów.

- Widzi pan... Technika to nie tylko urządzenia, takie czy inne. To także sztuka zdyscyplinowanego myślenia.

- O, nie wiedziałem.

- Owszem. Zapali pan?

- Chętnie. - Miszczuk przyjął papierosa z podsuniętej paczki. Nachylił się, odpalając od amerykańskiej Zippo.

Staszewski, zaciągając się, szepnął do mikrofonu ukrytego w zegarku:

- Hofman, ile widzisz ogników w podczerwieni?

- Jeden - odpowiedź padła natychmiast. - Twój. - Chwila na zastanowienie. I pytanie: - Ile miałeś papierosów w paczce?

- Trzynaście.

- A ile masz?

Chowając goldeny do kieszeni, Staszewski przeliczył palcem, niby to guzdrząc się z kieszenią cargo swoich wojskowych spodni.

- Jedenaście. Gdzie drugi papieros?

- Moment. Kamera trzy, zbliżenie.

Chwila ciszy.

- I co?

- Leży pod ławką. Nie pali się. Musiałeś upuścić.

Miszczuk uśmiechnął się szeroko.

- Nie dość, że oni nie wierzą, ci, co słuchają - zaciągnął się i wypuścił gęsty kłąb dymu - to i pan mi nie wierzy.

- A jak tu wierzyć człowiekowi, który zginął jakieś sześćdziesiąt lat temu. Dokładnie tutaj. W tym miejscu.

- Wot, rzeczywiście bolsza zagwozdka.

Miszczuk wyjął z kieszeni spodni sporą butelkę zatkaną zwitkiem papieru. Obaj mieli na sobie wojskowe spodnie z ogromnymi kieszeniami. Obaj amerykańskie. Choć u Miszczuka wynikało to z potrzeby i dostaw UNRRA, a u Staszewskiego wyłącznie z aktualnej mody. Te pierwsze były ze zwykłego frontowego drelichu, te drugie typu woodland, luksusowe, z przewiewnego tropiku.

- Strzelimy po łyku?

- Wie pan, właściwie to już nie piję. Ale w takim towarzystwie...

Przejął butelkę. Czuł jej ciężar i chłód. Wyciągnął zębami papierową zatyczkę i wypluł na rękę, bo w dzieciństwie widział, że tak się robi na filmach pokazujących dokonania Ludowego Wojska Polskiego. Owionął go zapach okropnego bimbru. Mężnie jednak pociągnął potężny łyk.

O Boże! Gówno w płynie! - to była jego pierwsza myśl. Nie! Nitrogliceryna, cyjanek, trutka na szczury pomieszana z płynem do przetykania klozetu na glikolu z dodatkiem odrdzewiacza i kocich szczyn. To była jego druga myśl. Trzeciej już nie miał. Zaczął kaszleć, usiłując pozbyć się ohydnego zapachu z ust. Wirowało mu w głowie.

- I co? Teraz mi pan wierzy?

Staszewski podniósł zegarek do ust.

- Co widziałeś na ekranie? - spytał Hofmana.

- Jak odstawiasz pantomimę.

- A coś więcej? Butelkę?

- Nic.

Miszczuk przejął bimber i pociągnął kilka łyków. Niezrobiło to na nim wrażenia.

- Cóż - powiedział lekko zachrypniętym głosem. - Właściwie to podziwiam pana. Naprawdę podziwiam.

- Dlaczego?

- To śledztwo prowadziło już wielu oficerów. Każdy zginął. Tylko nielicznym udało się uciec. A i to przez przypadek.

- Ja też zginę?

- Raczej tak. - Miszczuk roześmiał się nagle. - A raczej nawet na pewno. Ale to nie boli.

Po raz pierwszy Staszewski na pytanie: „Co teraz czujesz?” nie odpowiedziałby: „Nic”. Rozgrywka zaczęła mu się podobać.

- Mam parę asów w rękawie.

- Myśli pan o tych pistoletach i karabinach, które mogą tu się pojawić w każdej chwili? - Miszczuk zerknął w bok, na wejście na dziedziniec. - Mnie osłaniali Wasiak i Borowicz ze stenami w rękach. Jeden o mało nie powystrzelał wszystkich zakonnic, drugi zesrał się w gacie ze strachu.

- Borowicz miał jednak coś pod czaszką.

- Ano. I spierniczyli dzięki niemu. A potem ich to gryzło latami. - Miszczuk spojrzał wprost w oczy Staszewskiemu. - Ale u pana bojaźni nie widzę żadnej.

- Ano - sparodiował tamtego. - Po prostu nie zamontowali strachu na wyposażeniu tego egzemplarza człowieka, który posiadam. Zabrakło w magazynie i jestem wybrakowany.

- I takich ludzi lubię. Nie to, co ludzie, którzy kiedy zobaczą kostuchę, to od razu w płacz i poniżą się, przekraczając wszelkie granice przyzwoitości. Będą się czołgać w gównie, błagając o jeszcze kilka dni. A pan jest chyba fatalistą.

Staszewski podrapał się po głowie. Słońce dokuczało coraz bardziej.

- Przyznam, dziwne określenie u kogoś, kto był chłopem, więźniem, a potem prostym milicjantem. Skończył pan jakieś uczelnie w zaświatach, że potrafi się pan tak wysławiać?

- Wiele się nauczyłem - przytaknął Miszczuk. - No nic. Przejdźmy do rzeczy.

* * *
Перейти на страницу:

Похожие книги

Враг, который не забудет
Враг, который не забудет

Закрученная детективная линия, неожиданные повороты сюжета, история искренней, глубокой, верной любви! Заключительная книга дилогии, название первой книги: «Девушка, которую не помнят», первая книга бесплатна.Неведомый убийца-менталист продолжает терроризировать империю, а поймать его может только другой сильный менталист. Ир Хальер убежден, что такой магиней высочайшего уровня является Алеся, но не ошибается ли он?Это роман – шахматная партия, в которой все фигуры на доске давно расставлены и немало ходов уже сделано. Алесе надо определиться, кто она на этом клетчатом поле боя: ферзь или пешка? И кто из сражающихся играет за черных? Ир Хальер упорно ловит беглую магиню, Алеся с не меньшим упорством уворачивается и даже не подозревает о настоящих планах своего врага.В тексте есть: попаданка в магический мир, тайны и приключения, умный злодей2020 год18+

Валентина Елисеева , Валентина Ильинична Елисеева

Фантастика / Самиздат, сетевая литература / Киберпанк