Klawisze wydawały głuchy odgłos. I choć maszyna była bardzo dobrej jakości, to taśma z tuszem zdradzała swoje pochodzenie - ersatz-produkcja z ostatnich miesięcy wojny. Borowicz musiał co chwilę cofać wałek i poprawiać jakieś litery. Nie przeszkadzało mu to. W AK podrabiał niemieckie dokumenty i pieczątki. Był w tym dobry. A teraz to po prostu łatwizna. Szybko stworzył kilka pism. Otworzył szufladę i opatrzył każde taką ilością pieczątek, ile ich znalazł. Niektóre lekko zmodyfikował, podkładając papier pod połowę odbicia, żeby nie było adresu jednostki, która wydała dokumenty. Zostawał sam nagłówek.
- Teraz ty - powiedział Borowicz. - Masz ołówek?
- A nie lepiej, żebyś ty napisał na maszynie? Ja kiepsko piszę.
- I właśnie o to chodzi. O twój charakter pisma i sposób formułowania myśli.
Podał mu kartkę papieru i kopiowy ołówek. Wasiak popluł solidnie i zaczął w mękach tworzyć list do komendanta, w którym opisywał, jak to ściga samotnie groźnego przestępcę, i prosi, żeby obstawić dworzec w Krakowie, tam go wspólnie zwiną. Całość ozdobił starannym podpisem.
Borowicz złożył list w zgrabny trójkąt. Otworzył drzwi i podał „raport” sokiście.
- Zmieniliśmy decyzję. Najpierw musi to zobaczyć komendant w Opolu. Gdy przeczyta, to odeśle do Wrocławia. Możecie kogoś zaufanego z tym wysłać?
- Tak jest!
- Dobrze.
Nie zwracali więcej na niego uwagi. Szybkim krokiem przemierzyli hall w poszukiwaniu dyrekcji. Ktoś powiedział, że to w innym budynku. Wyszli więc na zalany słońcem plac.
- Szlag! To jest jak labirynt. Albo jakiś pałac.
- Nie bój się. Zobaczysz jeszcze większe dworce.
Podeszli do człowieka, który stał na trawniku oparty o motykę i zamyślony patrzył gdzieś w dal.
- Przepraszam najmocniej - zaczął Borowicz. Ale nie dane mu było skończyć.
- Tam. - Mężczyzna w filozoficznym nastroju nawet nie odwrócił wzroku. Pokazał palcem.
- Skąd pan wie, o co pytamy?
- Wszyscy pytają. Kolejka na jakieś dwa dni stania.
Wasiak zainteresował się nagle:
- A czemu pan tak tu stoi?
- Pielić kazali, ale tu nie ma chwastów.
Odwrócił leniwe spojrzenie.
- To co pan robi?
- Czekam na chwasty. - Znowu przeniósł wzrok na jakiś punkt w dalekiej przestrzeni. - Aż wyrosną - wyjaśnił.
- Chodź - ponaglił Borowicz Wasiaka. - Nie mamy czasu.
Z trudem przedarli się przez zbity tłum. Nie było czym oddychać. Tylko dzięki sile i bezwzględności Wasiaka dopchali się do sekretariatu.
- Pan dyrektor nie przyjmuje nikogo! - wrzasnęła na ich widok sekretarka.
- Milicja. - Znowu nastąpiło okazanie legitymacji.
- Kontroler służby ochrony kolei. - Borowicz pokazał stworzony przed kilkoma minutami papier.
Sekretarka natychmiast spuściła z tonu. Wasiak oparł się o parapet. Żeby być w porządku względem władzy, kobieta musiała się do niego odwrócić przodem, a tyłem do biurka. I o to chodziło mniej więcej. Mieli wszystko umówione wcześniej.
- Czy były wśród sokistów próby agitacji antykomunistycznej? - Wasiak bezbłędnie udawał enkawudzistę. Zbyt wielu ich widział w życiu. Zdążył wszystko zaobserwować.
- Nie. Nic o tym nie wiem - odparła przestraszona.
- A mundurowi pracownicy przenoszą jakieś ulotki, gazetki? - indagował.
- Nie. Nie widziałam.
- Podbiję sobie delegację. - Borowicz nachylił się za jej plecami i przybił pieczątki dyrekcji na pozostałych papierach, potem dołożył jeszcze imienne stemple samego szefa. - Dobrze - powiedział sucho. - W takim razie musimy sami sprawdzić trefny pociąg. Szlag.
- Mhm - przytaknął Wasiak. - Niech nam pani wystawi dwie służbówki do Berlina.
Trzęsącymi się rękami szybko wypełniła dokumenty. Wyszli bez słowa, żeby znowu przeciskać się przez tłum. Na kolejny papier pobrali w magazynie dwa drelichy, sprzęt kolejarski, amerykańskie wojskowe porcje żywieniowe i dokładną mapę połączeń. Lekko uspokojeni przeszli do tunelu pod peronami. Nie było żadnych informacji, więc musieli wchodzić na każdy i pytać kogoś z koczujących na ziemi ludzi. Odpowiedni pociąg znaleźli na czwartym peronie. Jakakolwiek próba wejścia do środka była z góry skazana na niepowodzenie. W środku był tak nieprawdopodobny tłok, że ludzie leżeli nawet na półkach z bagażami, przez korytarz nie dało się przejść. Niektórzy wisieli na zewnętrznych stopniach wagonów, trzymając się poręczy. Na szczęście oni mieli inny plan. Podeszli do lokomotywy i wspięli się po drabince. Jak wszędzie dotąd, ich dokumenty zrobiły piorunujące wrażenie. Strach przed nową władzą powoli stawał się coraz większy.
- Będziemy jechać z wami. Ścigamy groźnych przestępców - powiedział Wasiak.
- Musimy udawać, że jesteśmy zwykłymi robotnikami - dodał Borowicz.
- Oni mogą wysiąść na każdej ze stacji, lecz my będziemy obserwować. Kiedy wysiądą, to ich złapiemy.
Maszynista z pomocnikiem oszołomieni potakiwali głowami.
- Kiedy odjeżdżamy?
- A cholera wie - odparł maszynista, wycierając rękawem swój olbrzymi nos. - Stoimy od świtu, więc pewnie niedługo.
- Dobra. To róbcie swoje.
Obaj wspięli się na tender, żeby ubrudzić węglem swoje nowiuteńkie kombinezony.
- Co o tym myślisz? - spytał Wasiak. - Bo ja mam mętlik w głowie.