Читаем Breslau forever полностью

- Ty! Nie wygłupiaj się - powiedział drugi żołnierz. A właściwie pół jeszcze żołnierz, a pół już cywil, jeśli sądzić po konglomeracie elementów różnorakich ubrań, jakie miał na sobie.

- Bo co?

- A jak ktoś usłyszał?

Zabójca nie miał wątpliwości.

- W tym huku dział? Niby kto? Wszystkich ewakuowali.

- Fakt. Nawet jeśli ktoś został, to siedzi spietrany w piwnicy.

Szybko przebrali się do końca. Najgorzej szło im z butami. Musieli wybebeszyć kilka mieszkań, żeby znaleźć odpowiednie.

- Masz te inwalidzkie papiery?

- Mam, psiakrew. Przeszukałem trupy w całej kostnicy, udając, że szukam ciała brata. - Dezerter rozwinął dwie kartki. - Jeden jest po wylewie do mózgu, drugi ślepy. Kim chcesz być?

- Nie chcę być ślepy. - Kolega wzruszył ramionami.

- A wiesz, co to jest wylew?

- Nie - padła niewątpliwie szczera odpowiedź.

- A ja wiem, bo wypytałem lekarza z innego szpitala. Będę miał nieruchomą połowę ciała i bełkotał, wskazując ci drogę. Ty mnie prawie niesiesz, ale wleź od czasu do czasu w jakąś latarnię i nigdy nie patrz nikomu w twarz.

- Zaraz. Przecież ślepy musi mieć laskę.

- Ten, co tu leży, ma laskę. Pewnie kiedyś oberwał.

- Ale to nie taka...

- O żeż, szlag by cię. Zaraz ci oskrobię lakier nożem.

- Dobra. To do ataku - powiedział spadochroniarz po polsku. Słyszał ten okrzyk wielokrotnie z wrogich linii podczas walk pod Monte Cassino. - Zanim Ruscy nie zamkną pierścienia.

Ślepiec i półparalityk zgrabnie przeskoczyli nad nieruchomym ciałem. Sprawnie, sprintem przeskakiwali też z bramy do bramy w strefie ostrzału, gdzie nie było patroli. Potem zamierzali iść wolniej.

Albert Grunewald nigdy nie dotarł do kryjącego tajemnicę klasztoru.

* * *

Staszewski z Mariolą stali uwięzieni w sznurze samochodów dokładnie w miejscu, gdzie Kuger przed laty zarobił odłamkiem bomby. Sławek wysiadł, prostując kości, a także po to, żeby zerknąć, co się dzieje z przodu.

- O rany, jakiś wypadek chyba.

- Co?

- Mówię, że wypadek. Postoimy sobie na tej patelni.

Mariola również wysiadła. Otarła pot z czoła.

- Roztopię się.

- To zdejmij tę kamizelkę.

- Nie. Wiem, że coś się stanie. Tak jak z Miszczukiem, Grunewaldem i innymi oficerami.

- Grunewald przecież został zastrzelony. I... - Staszewski urwał nagle. Wskazał na czerwonego mercedesa zaparkowanego na poboczu. - Czy mnie wzrok myli, czy oni go właśnie kradną?

Zaciekawiony podszedł bliżej. Dwóch osiłków, siedząc już w środku, majstrowało pod stacyjką. Na tylnym siedzeniu dygotał przerażony staruszek.

- Proszę pana! - krzyknął. - Niech mi pan pomoże!

Staszewski oszołomiony bezczelnością złodziei patrzył wręcz z cieniem podziwu. Ci dwaj kroili brykę w biały dzień, na oczach przechodniów, tuż przy samochodach stojących w korku. Nie słyszał o czymś takim nawet od specjalistów z komendy.

- Niech mi pan pomoże - prosił staruszek. - Wnuk tu zaparkował i poszedł coś załatwić. Mnie kazał pilnować auta. Ale co ja mogę przeciwko tym siłaczom?

- Ja bym chyba też nic nie wskórał w walce wręcz.

- No to nieci pan wezwie policję!

- No... No. - Potrząsał głową. - Chyba tak.

Wyjął z kieszeni komórkę i zrobił szybko dwa zdjęcia w wysokiej rozdzielczości. Bandytom umknął ten fakt, ale telefon zauważyli.

- Ty - warknął ten siedzący na miejscu pasażera. - Schowaj komórę, bo ci ją zabiorę, a tobą wyczyszczę przednią szybę. Brudna jest.

Staszewski posłusznie schował aparat. Chciało mu się śmiać. Tymczasem drugi łysol obszedł blokadę zapłonu.

- Możemy jechać.

Pierwszy odwrócił się do staruszka.

- Ty, dziadek. Wysiadasz czy jedziesz z nami?

Staszewski roześmiał się głośno.

- Po cholerę wzywać policję, skoro jest na miejscu. - Wyciągnął legitymację. - Obydwaj wysiąść i ręce na maskę.

Bandzior przy kierownicy nawet nie spojrzał.

- Spierdalaj - powiedział spokojnie.

Zaciekawiona rozwojem wypadków Mariola, ciągle z hełmem w ręku i w kewlarowej kamizelce, podeszła z boku. Tym razem bandzior spojrzał.

- O Chryste! Siły specjalne! O tym nie mówili!

- Chodu! - Drugi otworzył drzwi po swojej stronie samochodu i szczupakiem wyskoczył na chodnik. Kolega poszedł w jego ślady. Zaczęli uciekać, roztrącając przechodniów.

- Dziękuję, dziękuję, dziękuję - bełkotał osłabły nagle z ulgi staruszek.

- Nie ma za co - mruknął Sławek. - My zawsze na posterunku.

Wyjął znowu telefon i przesłał zrobione złodziejom zdjęcia na komendę. Połączył się z SWD.

- Postarajcie się złapać tych dwóch - powiedział. - Powinni uciekać albo ulicą Kochanowskiego, albo wałami po południowej stronie kanału. Ale to tylko moje przypuszczenia. Może być jeszcze Chopina i okolice.

- Przyjęłam. Kopiuję zdjęcie do terminali radiowozów. - Słyszał stuk klawiszy dyspozytorki. - Co zrobili?

- Kroili merola w biały dzień.

- To naprawdę takie ważne, żeby aż uruchamiać wszystkie siły w okolicy?

Staszewski tylko westchnął. Jednorazową chusteczką otarł pot z czoła. Było cholernie gorąco. Niektórzy z przechodniów, niestety, wyłącznie płci męskiej, wachlowali się własnymi koszulkami.

- Bardzo ważne, bo to chyba część innej sprawy.

- Korek już rusza - wtrąciła Mariola.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Враг, который не забудет
Враг, который не забудет

Закрученная детективная линия, неожиданные повороты сюжета, история искренней, глубокой, верной любви! Заключительная книга дилогии, название первой книги: «Девушка, которую не помнят», первая книга бесплатна.Неведомый убийца-менталист продолжает терроризировать империю, а поймать его может только другой сильный менталист. Ир Хальер убежден, что такой магиней высочайшего уровня является Алеся, но не ошибается ли он?Это роман – шахматная партия, в которой все фигуры на доске давно расставлены и немало ходов уже сделано. Алесе надо определиться, кто она на этом клетчатом поле боя: ферзь или пешка? И кто из сражающихся играет за черных? Ир Хальер упорно ловит беглую магиню, Алеся с не меньшим упорством уворачивается и даже не подозревает о настоящих планах своего врага.В тексте есть: попаданка в магический мир, тайны и приключения, умный злодей2020 год18+

Валентина Елисеева , Валентина Ильинична Елисеева

Фантастика / Самиздат, сетевая литература / Киберпанк