Читаем Breslau forever полностью

Kuger odsuną ją delikatnie. Rzeczowo, na tyle, la ile mógł, sprawdzał stan kolegi. Liczba rąk i nóg z grubsza się zgadzała już na pierwszy rzut oka, lecz Kuger szukał śladów krwi. Na szczęście nie znalazł.

- Spokojnie. To tylko szok.

Grunewald poddawał się oględzinom niewzruszony niczym Budda. Po prostu stopił się z uniwersum.

- Widzicie, jaki świat jest piękny? - powiedział spokojnie i z namaszczeniem jak ksiądz podczas niedzielnej mszy. - Nieprawdaż?

- Panie Albercie. Co z panem?

- To szok - powtórzył Kuger. Ruszył do ludzi, którzy darli prześcieradła dla rannych, ale nie doszedł. Wtym momencie wybuchła bomba z opóźnionym zapłonem i odłamek trafił go w nogę. Upadł na ziemię.

Ktoś musiał coś spieprzyć w radzieckiej fabryce. Bomba miała wybuchnąć dużo później. Kiedy już przybędą zorganizowane ekipy ratunkowe, żeby przetrzebić świeże mięso i siać defetyzm. Zwykły falstart.

Notabene drugą ofiarą tego wybuchu był polski robotnik przymusowy, który opowiadał później wiele historii z tamtych czasów. Też miał szczęście. Leżał ranny i krzyczał z bólu. Odłamek przebił mu prawy policzek, przeleciał przez szeroko otwarte do krzyku usta i wyleciał lewym policzkiem. Właściwie żadnych strat. Poza dwoma bliznami. Dzięki nim po latach weteran wyglądał, jakby się ciągle uśmiechał.

* * *

Kilka lat później ulicą Łaciarską, zwaną dawniej Altbuserstrasse, szedł przerażony oficer Milicji Obywatelskiej. Powinien wezwać posiłki. Ale jak? Na piechotę do Komendy Głównej czy najbliższego komisariatu? Łaciarska była jednym wielkim gruzowiskiem. Miszczuk ledwie mógł się przedrzeć. Rozpiął tandetną kurtkę, którą otrzymał z dostaw UNRRA. Wyjął radziecką tetetkę i przeładował. Podskórnie czuł, że mu to nie pomoże. Jednak musiał rozwiązać tę sprawę.

- Schowajcie te wasze steny pod płaszcze. To przecież samo centrum. Żadnych band nie ma.

Borowicz i Wasiak nie byli tego tacy pewni, lecz posłuchali rozkazu. Spoceni i zmęczeni dotarli do bram klasztoru. Był mało zniszczony, przynajmniej w stosunku do kompletnie zrujnowanego kościoła obok. Siostra furtianka nie chciała ich wpuścić, ale na widok milicyjnych legitymacji błyskawicznie otworzyła bramę. Przeszli szerokim korytarzem w stronę dziedzińca. Tuż przed oszklonymi drzwiami napotkali sporą grupę sióstr, które usiłowały rozmawiać na migi. Pod ścianami ustawione były wózki z mizernym dobytkiem.

- Dobra - powiedział Miszczuk. - Wy ustalcie, o co im chodzi, a ja pójdę zerknąć na ten feralny dziedziniec.

Borowicz z Wasiakiem podeszli do sióstr.

- Milicja Obywatelska. O co się kłócicie?

- My się nie kłócimy. Tylko one nie znają polskiego, a żadna z nas nie umie po niemiecku. My z Kresów.

- A o co wam chodzi?

- Jak kazali nam wyjeżdżać, to dotarłyśmy aż tutaj. Na zachód. Dostałyśmy z PUR-u przydział na ten klasztor. - Siostra mówiła ze śpiewnym wschodnim akcentem. - Wszystkie tu mają zamieszkać. No ale my przecież Niemek nie chcemy wyrzucać. My katoliczki.

Skinął głową.

- Rozumiem. Więc czego konkretnie chcecie?

- Jakiegoś dachu nad głową. Przez trzy dni nic nie jadłyśmy. Siostry są wyczerpane.

- Mhm. - Borowicz podszedł do niemieckiej przeoryszy. Ta cofnęła się bojaźliwie, widząc wystającą spod płaszcza metalową rękojeść automatu. Odetchnęła z ulgą jednak, kiedy usłyszała język niemiecki. Borowicz dokładnie wyjaśnił sytuację. Przeorysza uśmiechnęła się.

- Ależ oczywiście! - Kazała pomóc swoim podopiecznym zaciągnąć polskie wózki na górę. - Tu jest wiele wolnego miejsca, bo większość; sióstr poszła służyć w szpitalach wojskowych i cywilnych. Potem gauleiter Hanke nakazał ewakuację zimową i większości mieszkanek już nie ma.

- A znalazłoby się coś do jedzenia?

- Oczywiście. Zapraszamy na skromny obiad.

- Dziękuję.

Borowicz podszedł do Wasiaka. Obserwowali, jak obie przeorysze, jeszcze bardzo ostrożnie, pozdrawiają się wzajemnie. Niemka dostała miniaturkę obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej. Polka otrzymała malutki szkaplerzyk. Kobiety uśmiechnęły się do siebie nawzajem.

- Zastanawiające - mruknął Borowicz. - A może to pierwszy malutki kroczek do przyjaźni.

- No co ty? - żachnął się Wasiak. - Przyjaźń z Niemcami? Zwariowałeś?

W tym momencie na dziedzińcu wybuchł Miszczuk. Obu zatkało. Stali jak dwa słupy soli, gapiąc się bezmyślnie w jasny prostokąt wyjścia na dziedziniec. Żaden z nich nie mógł wykonać najmniejszego ruchu. Widzieli zmasakrowane zwłoki, krew barwiącą żwirek ścieżki między klombami, poruszane lekkim wiatrem płatki kwiatów.

- Klątwa! Klątwa! - krzyczała niemiecka przeorysza. - To już nie pierwszy raz!

- Wiem - powiedział niby spokojnie Borowicz, ale dalej stał w szoku jak sparaliżowany.

- Graniatką w niego rzucili? - spytał rozdygotany Wasiak. Też nie zrobił ani kroku. Oszołomienie nie chciało minąć.

- A słyszałeś huk?

- Nie.

Wasiak przemógł się i ruszył do przodu. Powoli, prawiena palcach.

- To może snajper?

- A słyszałeś wystrzał?

- Nie.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Враг, который не забудет
Враг, который не забудет

Закрученная детективная линия, неожиданные повороты сюжета, история искренней, глубокой, верной любви! Заключительная книга дилогии, название первой книги: «Девушка, которую не помнят», первая книга бесплатна.Неведомый убийца-менталист продолжает терроризировать империю, а поймать его может только другой сильный менталист. Ир Хальер убежден, что такой магиней высочайшего уровня является Алеся, но не ошибается ли он?Это роман – шахматная партия, в которой все фигуры на доске давно расставлены и немало ходов уже сделано. Алесе надо определиться, кто она на этом клетчатом поле боя: ферзь или пешка? И кто из сражающихся играет за черных? Ир Хальер упорно ловит беглую магиню, Алеся с не меньшим упорством уворачивается и даже не подозревает о настоящих планах своего врага.В тексте есть: попаданка в магический мир, тайны и приключения, умный злодей2020 год18+

Валентина Елисеева , Валентина Ильинична Елисеева

Фантастика / Самиздат, сетевая литература / Киберпанк