Читаем Breslau forever полностью

Borowicz też zrobił niepewny krok w stronę dziedzińca, potem jeszcze jeden. Zadziwiające, lecz siostry nie biegały wokół w panice. Obaj poruszali się wśród nieruchomych postaci niczym dwóch żywych ludzi pomiędzy postaciami z gabinetu figur woskowych, które ktoś ustawił w teatralnych pozach.

- Klątwa, klątwa! - zawodziła zakonnica. Popchnęła jedną ze swoich sióstr, burząc reguły martwego krajobrazu. - Przyprowadź księdza. Szybko!

Wasiak wyjął spod płaszcza swojego stena i przeładował. Rozglądał się wokół. Zerknął nawet na sufit, jakby stamtąd mogło zagrażać im jakieś niebezpieczeństwo.

- Co to było? Z procy go załatwili?

- Trzeba katapulty, żeby uzyskać taki efekt. - Borowicz powoli odzyskiwał nerwy. - Po prostu kolejny przypadek.

Wasiak przełknął ślinę. Usiłował uspokoić się, oddychając głęboko.

- Pójdę po niego. Może się da jakoś pomóc? - spytał, ale takim tonem, jakby oczekiwał, że Borowicz stanowczo go powstrzyma.

- Przecież widzisz, że nie żyje. Jeśli tam wejdziesz, to mogą i ciebie zabić.

Rzeczywiście, ciało Miszczuka leżało w tak nieprawdopodobnej pozycji, że widać było gołym okiem. Już po nim. Zresztą człowiek nie ma takiej ilości stawów, żeby aż tak się powyginać.

- Myślisz, że to ludzie zrobili?

- Nie! Diabły, czarownice, upiory, wampiry... Pewnie, że ludzie. - Borowicz zagryzł wargi. Została mu chociaż część rozsądku i rutyna przedwojennego oficera śledczego. - Dobra, robimy tak. Ty ukryj się tutaj i strzelaj do wszystkiego, co się rusza na dziedzińcu. Ja sprawdzę korytarze.

- Dobra. - Wasiak nie miał lepszego pomysłu. Najwyraźniej jednak odetchnął z ulgą.

Borowicz odbezpieczył swoją broń i zaczął biec w kierunku schodów. Z rozwianym płaszczem przeskakiwał po kilka stopni naraz. Potknął się i jego sten wypruł krótką serię. Zawyły rykoszety. Jakimś cudem tylko nie dostał własnym pociskiem. Boże, był tak zdenerwowany, że biegł z palcem na spuście. Zdjął go natychmiast, przesuwając palec na kabłąk. Wbiegł na korytarz, gdzie przerażone siostry usiłowały dostrzec, co się dzieje na dole.

- Won od okien! - wrzeszczał. - Won od okien.

Siostry zaczęły się cofać. Raczej niemrawo, rzucając wokół nieprzytomnymi spojrzeniami.

- Nie pod przeciwległą ścianę! - strofował przerażone kobiety Borowicz. - On będzie was widział i strzeli przez szybę. Kłaść się pod parapetami!

Siostry niezbornie usiłowały się położyć prawie że jedna na drugiej. Borowicz znalazł jednak wolne miejsce. Zerknął i błyskawicznie się schował. Nic. Zaczął biec dalej. Nic z tego. Wrócił zdyszany po kilkunastu minutach.

- I co? - spytał Wasiak. - Ubiłeś drania? Bo słyszałem strzały.

- Nie. Musimy wejść na dziedziniec.

Sądząc po minie, milicjant wolałby tego nie usłyszeć.

- Obaj naraz?

- Cholera wie co lepsze. - Borowicz zastanawiał się gorączkowo. - Może tak: ja wyskoczę, a ty będziesz mnie krył.

- Dobra. - Wasiak zrobił przyklęk przy framudze, po tej stronie, gdzie kładł się długi cień. Odrywając na ułamek sekundy wzrok od dachów, sprawdził położenie zamka w swoim automacie. - Czysto - szepnął.

Borowicz wyskoczył błyskawicznie, przebiegł kilka kroków i przypadł za najwyższym z idealnie przystrzyżonych krzewów. Odwrócił się, mierząc w ścianę, którą dotąd miał za plecami. Nic. Kompletnie nic. Zaczął się czołgać w kierunku zwłok Miszczuka. Zapach kwiatów odurzał go. Ale... Ale było coś jeszcze. Nagle usłyszał słowa: „Wybaczamy wam i prosimy o wybaczenie”. Nie mógł się otrząsnąć. Zobaczył dwóch mężów stanu, którzy podają sobie ręce na moście pomiędzy Polską a Niemcami, alians wojskowy, a potem polityczny. Sekundę trwał w stuporze, a potem wrzasnął:

- Duchów nie ma!

Rzucił się do ucieczki. W drzwiach szarpnął Wasiaka za kołnierz i ryknął:

- Spadamy! Tam coś jest!

- Jezu, co?

Biegli korytarzem do wyjścia.

- Nie wiem. Zwiewamy jak najdalej.

- Na komendę?

- Nie.

- No to gdzie?

- Do Ameryki!

* * *

Altbuserstrasse była małą, ale dość długą ulicą. Oficer kripo szedł nią rozdygotany. A może powinien wezwać gestapo? Poprosić o posiłki? Jak? Najbliższy telefon był chyba w aptece na Rynku. Albert Grunewald trzęsącymi się ze strachu rękami rozpiął płaszcz. Wyjął swojego lugera i przeładował. Wiedział, że mu to niewiele pomoże. Ale musiał rozwiązać tę sprawę.

Oblężenie już trwało. Z Neumarktplatz rozlegał się ogłuszający łoskot dział. Lecz sama uliczka była jeszcze nienaruszona. Grunewald szedł jak nieprzytomny. Otrzeźwił go lekki wiatr. Odruchowo spojrzał w bok. Wiatr otworzył drzwi bramy, gdzie dwaj żołnierze zrzucali mundury i przebierali się w cywilne ubrania. Podbiegł, krzycząc:

- Stać! Tu kripo!

Miał pecha. Trafił na spadochroniarzy Göringa. Jeden z nich wyszarpnął swój pistolet, przeładował i strzelił szybciej, zanim starszy już Grunewald zdążył pociągnąć za spust. Oni po prostu od paru lat brali udział w prawdziwej walce, on nie. Nigdy nie strzelał do człowieka.

Spadochroniarz podszedł do leżącego i dobił go następnym strzałem.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Враг, который не забудет
Враг, который не забудет

Закрученная детективная линия, неожиданные повороты сюжета, история искренней, глубокой, верной любви! Заключительная книга дилогии, название первой книги: «Девушка, которую не помнят», первая книга бесплатна.Неведомый убийца-менталист продолжает терроризировать империю, а поймать его может только другой сильный менталист. Ир Хальер убежден, что такой магиней высочайшего уровня является Алеся, но не ошибается ли он?Это роман – шахматная партия, в которой все фигуры на доске давно расставлены и немало ходов уже сделано. Алесе надо определиться, кто она на этом клетчатом поле боя: ферзь или пешка? И кто из сражающихся играет за черных? Ир Хальер упорно ловит беглую магиню, Алеся с не меньшим упорством уворачивается и даже не подозревает о настоящих планах своего врага.В тексте есть: попаданка в магический мир, тайны и приключения, умный злодей2020 год18+

Валентина Елисеева , Валентина Ильинична Елисеева

Фантастика / Самиздат, сетевая литература / Киберпанк