Читаем Żmija полностью

Żmija pełzła, zwijając się esowato. Lewart podążał za nią.

Głęboki mrok panujący przy wejściu do jaskini ustąpił światłu. Sklepienie pocięte było mozaiką szczelin i otworów, przez które do wnętrza wpadała jasność, wielkie, jakby rzucane przez reflektory słupy światłości. W świetle Lewart zobaczył, po czym stąpa. I westchnął.

Podłoże jaskini tonęło w złocie i srebrze.

Monety przepełniały skrzynie i szkatuły ozdobione szesnastopromiennym słońcem Macedonii, wyciekały z rozbitych amfor.

Wypychały worki, których płótno zbutwiało już przed wiekami, a wyzwolony drogocenny metal zalał jaskinię jak pustynny piasek.

Lewart widział, choć niekoniecznie rozpoznawał, złote darejki króla Dariusza, walutę Achemenidów. Srebrne ateńskie tetradrachmy z Ateną na awersie i jej sową na rewersie. Srebrne dekadrachmy Aleksandra Macedońskiego, przedstawiające go wierzchem na Bucefale. Inne, wyobrażającego go jako Dwurogiego, z rogami boga Amona. Inne, z głową Aleksandra ustrojoną w skalp słonia, symbol podboju Indii. Srebrne drachmy następcy Aleksandra, jednookiego Antygona Cyklopa. Srebrne oktodrachmy Ptolemeuszów. Tetradrachmy króla Baktrii Eutydemosa. Monety Demetriusza, syna Eutydemosa, identyczne jak ta, którą znalazł przy wejściu. Inne monety Demetriusza, przedstawionego jako Aniketos, niezwyciężony. Tegoż króla maleńkie, ale pięknie wybite srebrne obole. Dziwne czworokątne monety Agatoklesa, samozwańczego króla Paropamisady. Monety bite przez Antymacha Theosa. I największe złote monety świata helleńskiego, statery Eukratydesa, wielkie jak szkła lornetki.

Lśniły w szkatułach i zgrzytały pod butami srebrne monety z podobizną opasłego króla Helioklesa, wyobrażonego jako Gromowładny, z berłem i piorunem. Złote monety Menandra Sotera Zbawcy. Srebrne drachmy z podobizną jego małżonki, królowej Agatoklei Theotropy, Bogom Podobnej. Ciężkie złote monety kuszańskiego króla Kaniszki, z jego własną całofigurową podobizną. Srebrne kuszańskie tetradrachmy króla Herajosa.

Tego wszystkiego nie ma, pomyślał, to złudzenie. W istocie, udały się uprawy Salmanowi Amirowi Jusufzajowi i chłopcom z okolicznych kiszlaków. Sakramencko mocna wyszła im ta hera.

Żmija pełzła. Podążał jej śladem.

Mijał kufry i szkatuły, w których skrzyły się, oddzielnie lub przemieszane, drogie kamienie. Wielkie jak ziarna ciecierzycy diamenty z Golkondy, birmańskie rubiny z legendarnej doliny Mogok, gwiaździste szafiry cejlońskie, karbunkuły syjamskie, akwamaryny z Kaszmiru, ametysty z Dekanu, nefryty i turkusy z Chorezmu, perły z wybrzeży Lanki i Celebesu, korale, jaspisy, jadeity, karneole, onyksy, kocie oczka. I skarby Hindukuszu – olbrzymie złote samorodki z Wachduru i Zarkaszanu, ogromne szmaragdy z Doliny Pandższiru, krwawe rubiny i spinele z Dżegdalek, lazuryty i lapis-lazuli z Badachszanu. Wielkie topazy, agaty, beryle i almandyny.

U ścian jaskini, tam, dokąd nie docierało światło, w cieniu i mroku, niczym zastygła w wiekach armia, majaczyły posągi i posążki, statuetki, popiersia, figurki i figurynki. Złote, srebrne lub brązowe stwory mityczne: ptaki Simurgi z głowami psów, smoki, rozpościerające turkusowe skrzydła, trytony, ichtiocentaury, ketosy, hippokampy, gryfy i monocerosy. Pulchne baktryjskie Afrodyty ze sterczącymi piersiami, Kybele, wiodąca zaprzęg lwów, czasem większy lub mniejszy posążek boga lub bogini – tu Atena, ówdzie Artemida, ówdzie Posejdon z trójzębem, Atlas czy Boreasz. Surya na swym słonecznym rydwanie, Waju wierzchem na gazeli. Złote filigranowe figurki apsar, boskich tancerek i kochanek, w rozmaitych, najczęściej uwodzicielskich pozach.

Błyszczały tam złote blachy, zdobione kutymi reliefami, obwieszone girlandami klejnotów świeczniki i kandelabry, złocone zbroje i hełmy, ozdobne miecze, bułaty, kindżały i sztylety. Piętrzyły się w stosy tarcze. W bezładnych stertach leżały jadeitowe puchary, złote rytony, zdobione kantarosy i kyliksy, kratery, psyktery i wazy.

Był to nie tylko skarbiec, ale i nekropolia. Cmentarzysko. Lewart widział sterczące spod klejnotów gnaty i piszczele. Tu i ówdzie błyskał pierścień na kościotrupiej dłoni, bielały zza inkrustowanych pancerzy żebra i miednice, wyzierały spod złota tonące w monetach czerepy. Łypnęła czasem oczodołami czaszka spod okapu bogatego hełmu, zamajaczyły trupie zęby pod kolczą misiurką czy nosalem szyszaka. Były miejsca, gdzie splątane kupy kościotrupów wręcz przesłaniały całkiem to, na czym leżały.

Żmija pełzła, Lewart szedł za nią. Zetlałe kości kruszyły się i rozsypywały pod podeszwami butów.

Jaskinia skarbiec zwężała się, przechodziła w początkowo kręty, potem prosty korytarz. Szedł teraz w szpalerze posągów, statui, kariatyd i kanefor. Mających postać kobiet o urzekających kształtach. I budzących zgrozę obliczach. Przerażająco wykrzywionych, demonicznych, szyderczo wyszczerzonych maskach strzyg, chimer, empuz i lamii.

Перейти на страницу:

Похожие книги

1. Щит и меч. Книга первая
1. Щит и меч. Книга первая

В канун Отечественной войны советский разведчик Александр Белов пересекает не только географическую границу между двумя странами, но и тот незримый рубеж, который отделял мир социализма от фашистской Третьей империи. Советский человек должен был стать немцем Иоганном Вайсом. И не простым немцем. По долгу службы Белову пришлось принять облик врага своей родины, и образ жизни его и образ его мыслей внешне ничем уже не должны были отличаться от образа жизни и от морали мелких и крупных хищников гитлеровского рейха. Это было тяжким испытанием для Александра Белова, но с испытанием этим он сумел справиться, и в своем продвижении к источникам информации, имеющим важное значение для его родины, Вайс-Белов сумел пройти через все слои нацистского общества.«Щит и меч» — своеобразное произведение. Это и социальный роман и роман психологический, построенный на остром сюжете, на глубоко драматичных коллизиях, которые определяются острейшими противоречиями двух антагонистических миров.

Вадим Кожевников , Вадим Михайлович Кожевников

Детективы / Исторический детектив / Шпионский детектив / Проза / Проза о войне