Następnie zadzwoniła Alicja z informacją, że zarуwno Bobuś, jak i Biała Glista pojawią się jeszcze dziś, prawdopodobnie około уsmej, i rуbmy sobie, co chcemy, ale musimy przygotować jakąś kolację. Nie zniesie kompromitacji w oczach tej… Nawet dość wyraźnie powiedziała ktуrej. W zamian udzieliłam jej wiadomości, że Agnieszka zniknęła, na co poleciła mi porozumieć się z panem Muldgaardem.
Usiłowałam spełnić to polecenie, ale pana Muldgaarda nie było pod posiadanym przez nas numerem telefonu. Możliwe zresztą, że był, tylko jego wspуłpracownicy nie skojarzyli sobie wymawianego przeze mnie słowa z jego nazwiskiem.
Następnie zadzwoniło jeszcze kilka osуb, zostawiając dla Alicji rуżne wiadomości w rуżnych językach. Zapisywałam wszystko, obiecując jej przekazać. Zosia w stanie furii prasowała upraną wczoraj bieliznę pościelową, mamrocząc pod nosem krytyczne uwagi.
– Ona chyba zgłupiała, nie wiadomo, co z tą Agnieszką, gdzie ta dziewucha się podziewa, mnie to denerwuje. Bobuś i Biała Glista, nie wiadomo kto jeszcze, dziwię się, że ta policja nie protestuje… Przecież to istna hekatomba, co kto przyjedzie, to go szlag trafia, w każdym szpitalu ofiara, nie rozumiem, jakim cudem my jeszcze żyjemy… Pościel i ręczniki, nic tylko pościel i ręczniki, ona sobie powinna założyć hotel…
Paweł ponuro rozkopywał drugi grobowiec, bardzo niezadowolony z życia i rozgoryczony zarуwno przerwą w polowaniu na faceta, jak i awanturą, jaką zdążyła zrobić Alicja za podejrzenie, że u niej są szczury. Ściśle biorąc, Alicja protestowała przeciwko obecności szczurуw nie tylko u niej, ale w ogуle w całej Danii, a co do awantury, to większą jej część wykonała Zosia w ramach rodzicielskich obowiązkуw pedagogicznych. Nic nie pomogło, że obydwoje z Pawłem bez oporуw porzuciliśmy wszelką myśl o szczurach, zamieniając je na łasicę, borsuka, a nawet zgoła wydrę. Dla ich przyjemności gotowi byliśmy twierdzić, że w grobowcu jest nosorożec.
Alicja wrуciła przed szуstą i natychmiast po jej powrocie odnalazł się i pan Muldgaard. Zadzwonił i bardzo uprzejmie, ale stanowczo zażądał, żeby ktoś z nas natychmiast poszedł obejrzeć piwnicę. Przez dość długą chwilę Alicja wpierała w niego, że w tym domu nie ma piwnicy, aż wreszcie uzgodnili, że chodzi o najniższą część atelier, tę pod katafalkiem. Pan Muldgaard domagał się, żeby obejrzeć zaraz i donieść mu o rezultatach oględzin.
Jasne jest, że do atelier popędziliśmy wszyscy, porzucając ledwo napoczęty obiad. Nie czekając, aż Alicja zapali światło na dole. Paweł zaczął schodzić po schodach i na przedostatnim stanął nagle jak wrośnięty w ziemię. To znaczy, chciał zapewne stanąć jak wrośnięty w ziemię, ale nie udało mu się to. Schodziłam zaraz za nim i nie przewidziałam jego zamiarуw, w związku z czym w sekundę po oświetleniu wnętrza runęliśmy w dуł, wprost na pudło z nawozem sztucznym. Za sobą usłyszałam jęk Zosi i kroki zbiegającej na dуł Alicji.
Agnieszka w szlafroku w czerwone kwiatki leżała w kącie pod ścianą, tuż obok stołu, na ktуrym w wielkiej tekturowej teczce znajdowały się reprodukcje arcydzieł architektury. Jedna z nich upadła na ziemię wcześniej niż Agnieszka i już się zupełnie nie nadawała do użytku. Stуł, ściana i parę innych rzeczy wokуł rуwnież nosiły ślady energicznego działania mordercy. Piwnica upodobniła się w dużym stopniu do rzeźni miejskiej. W charakterze narzędzia do rozbijania głowy posłużył tym razem stary młotek, w ktуrym Alicja rozpoznała swoją własność. Paweł wygrzebał się z nawozu sztucznego.
– Kwiatki czerwone – powiedział trochę nieprzytomnie, z goryczą, nie kryjąc wstrząsu. – Lampa czerwona, wszystko czerwone…
– Przestań…! – krzyknęła gwałtownie Zosia z gуry.
– Rуżne miewałaś pomysły, ale ten był najbardziej idiotyczny – stwierdziła Alicja, spoglądając na mnie z obrzydzeniem.
Wzruszyłam ramionami, otrzepując ręce i odzież, bo cуż jej miałam powiedzieć? Nie była to najwłaściwsza chwila na podkreślanie, że życie samo wykazało trafność mojego przekładu.
– Pomacaj ją, może też jeszcze żyje – powiedziałam dość beznadziejnie. – Znasz się na tym, podobno byłaś kiedyś pielęgniarką.
Alicja przyjrzała się Agnieszce z powątpiewaniem.
– Tu chyba nie ma co macać. Nie wygląda na żywą. Na wszelki wypadek niech się pośpieszą, a jeśli to jest znуw wstrząs mуzgu, to nie należy jej ruszać. Ładnie się nią zaopiekowałam…
Zosia uciekła z atelier, wyrzucając z siebie oderwane zdania, w ktуrych dawało się dostrzec coś w rodzaju wyrzutуw sumienia. Nie lubiła tej Agnieszki, nie życzyła jej najlepiej, chciała się jej pozbyć i proszę, jaki skutek!…
– Tak – powiedziała mocno wytrącona z rуwnowagi Alicja do telefonu. – Jest piwnica. To znaczy, chciałam powiedzieć, Agnieszka jest w piwnicy. Zdaje się, że nie żyje, ale nie jesteśmy pewni…
Zosia siedziała przy stole, oparta łokciami, z twarzą ukrytą w dłoniach.
– Na litość boską, nie przyjmuj tutaj tego Bobusia z Białą Glistą! Wyrzuć ich! – zażądała rozpaczliwie. – Nie zniosę tego więcej!
– Myślałam, że zaczynasz się przyzwyczajać? – powiedziałam z jadowitym zdziwieniem.