Alicja nagle urwała i spojrzała na mnie ze zdumieniem widocznym nawet w ciemnościach.
– Co zrobiłaś?! – spytała, jakby nie wierząc własnym uszom.
– Zakochałam się – wyznałam ze skruchą.
– Mało ci było…?! Zwariowałaś?!
– Możliwe. Co ja ci na to poradzę…
– W kim?!
– W jednym takim. Nie znasz człowieka. Zdaje się, że to właśnie ten blondyn mego życia, ktуrego mi wrуżka przepowiadała. Bardzo długa historia i kiedy indziej ci opowiem. A Leszek i Elżbieta skąd?
– A Leszek… Czekaj, a on co? Z wzajemnością się zakochałaś?
– Chyba tak, chociaż nie śmiem w to wierzyć. Wiesz, że ja mam pecha. A Leszek i Elżbieta?
– A Leszek… Czekaj i co? Odkochałaś się i dlatego teraz mogłaś przyjechać?
– Przeciwnie. Ugruntowałam się w uczuciach i dlatego teraz mogłam przyjechać. A Leszek i Elżbieta?
– Kto to taki?
– Na litość boską, nie znasz Leszka i Elżbiety? Ojciec i cуrka, tu siedzą na twoich oczach. Krzyżanowscy się nazywają…
– Idiotka. Ten twуj, pytam, kto to taki. Leszek akurat przybył jachtem na kilka dni, a Elżbieta przyjechała oddzielnie z Holandii. Też tylko na kilka dni, w przyszłym tygodniu jedzie do Sztokholmu. Możliwe, że popłynie z ojcem, nie wiem. Ściśle biorąc wcale ich nie zapraszałam. Gdybym ich mniej lubiła, trafiłby mnie szlag.
– A dlaczego Edek przeniуsł się z września na teraz? Ja przynajmniej mam powуd, a on?
– A on podobno ma mi do powiedzenia coś niesłychanie ważnego i pilnego, z czym nie mуgł poczekać. Od trzech dni nie miał okazji wyjaśnić, o co mu chodzi.
– Dlaczego nie miał okazji?
– Bo mu się nie udało wytrzeźwieć…
Z mieszanymi uczuciami przyjrzałam się wyciągniętym nogom Edka. Siedział w fotelu odsuniętym nieco dalej od lampy i w purpurowym świetle widoczne były tylko jego buty i nogawki spodni do kolan. Buty i nogawki trwały spokojnie i nie robiły wrażenia pijanych, ale wiedziałam, że w tym wypadku pozory mają wszelkie prawo mylić. Podstawową czynnością Edka przez całe niemal życie było nadużywanie alkoholu i tylko dlatego Alicja zrezygnowała swymi czasy z młodzieńczych uczuć i trwalszego związku, poprzestając na miłej przyjaźni. Być może teraz uczucia zaczynały się odradzać…?
– Nadal tak chla? – zaciekawiłam się, bo Edek interesował mnie także z innych względуw. – Nie przeszło mu?
– A skąd! Połowę tego, co przywiуzł, zdążył już sam wytrąbić!
Od śmierci Thorkilda minęło już tyle czasu, że właściwie Alicja miała prawo zainteresować się kimś innym. Jeśli jednak te promile Edka zraziły ją przed laty, to niby dlaczego miałyby przestać razić ją teraz? Co prawda, zawsze miała do niego słabość… Wszystko jedno zresztą, słabość i promile to jej prywatna sprawa, ja miałam inny powуd do interesowania się Edkiem. Bardzo mi zależało na tym, żeby bodaj na chwilę wytrzeźwiał.
Usiłowałam jeszcze spytać Alicję, czy nie domyśla się, co też takiego ważnego Edek chciał jej powiedzieć, ale to już było niewykonalne. Zanim zdążyłam zaprotestować, opuściła fotel koło mnie i znikła w mroku. Paweł i Zosia ciągle jakoś nie mogli znaleźć soku pomarańczowego. Anita poszła im pomуc w poszukiwaniach, Ewa przypomniała sobie nagle, że właśnie dzisiaj kupili kilka puszek rуżnych sokуw, ktуrych nie zdążyli wyjąć, i pogoniła Roja do samochodu. Sok pomarańczowy nadlatywał ze wszystkich stron, urastał do rozmiarуw wodospadu Niagara, absorbował wszystkie umysły i w ogуle wydawało się, że na tym świecie nie ma nic innego, tylko sok pomarańczowy. Zgoła nie zdziwiłabym się, gdyby nagle zaczął padać w postaci deszczu.
Znalazła go wreszcie Alicja nie w domu, tylko w składziku, gdzie trzymała zapasy piwa. Z sokiem się trochę uspokoiło, ale za to Elżbieta poczuła się głodna, przyniosła sobie kanapki, bardzo apetyczne, i zaraziła głodem Pawła i Leszka. Alicja, zdenerwowana nieco działalnością Anity w kuchni, znуw porzuciła taras i popędziła sama dorobić więcej kanapek. Zosia zaczęła szukać następnego słoika kawy, Ewa zażądała dla Roja ekstramocnych do sprуbowania, bo podobno ktoś przywiуzł. Anita przez pomyłkę nalała Henrykowi piwa do mleka…
Wieczуr wyraźnie się rozkręcał. Wszyscy wykazywali przerażającą ruchliwość i rzadko spotykaną gorliwość w donoszeniu rozmaitych przedmiotуw, wszyscy prezentowali niesłychaną inwencję w wymyślaniu nowych pragnień i potrzeb. Pod czerwoną lampą trwały nieruchomo tylko trzy pary butуw. Dwie z nich należały do Leszka i Henryka, ktуrzy siedzieli obok siebie, konwersowali w dziwnym, niemiecko-angielskim języku o wadach i zaletach rуżnych typуw jachtуw i zajęci byli sobą tak, że nie zwracali uwagi na resztę towarzystwa, trzecia zaś do Edka. Edek rуwnież nie opuszczał swojego miejsca, pod ręką miał wielkie pudło, zastawione zapasem napojуw i używał ich bez wyboru i bez ograniczeń.
– Alicja! – ryknął nagle, przekrzykując panujący hałas, przy czym w ryku jego dźwięczała wyraźna nagana. – Alicja!!! Dlaczego ty się narażasz?!!!