Читаем Wszystko czerwone полностью

Więcej nie trzeba było. Włodzio miał refleks, zareagował ostro i w chwilę potem wspaniała awantura grzmiała jak kanonada armatnia. Zbrodnie poszły w zapomnienie, podrуż przestała się liczyć i nawet przedłużająca się nieobecność Pawła całkowicie uszła naszej uwadze. Włodzio i Alicja obrzucali się wzajemnie oryginalnymi inwektywami, podając wręcz w wątpliwość swoją przynależność do rodzaju ludzkiego. Obie z Zosią słuchałyśmy z nad­zwyczajną uciechą i zainteresowaniem, wtrącając się raczej rzadko i tylko w celu dolania oliwy do ognia, ktуry, jak się okazało, z upływem lat rozpalał się w nich coraz wspanialej. W Polsce kłуcili się z mniejszym zapałem.

I dopiero rozpaczliwe, nieopanowane ziewnięcie Marianne położyło kres znakomitej rozrywce. Alicja zerwała się z miejsca natychmiast, demonstracyjnie okazując troskę wyłącznie o nią z całkowitym pominięciem Włodzia. Włodzio mуgł teraz nosić węgiel albo rąbać drzewo, albo najlepiej zrobić pranie, ale Marianne był zmęczona, Marianne musiała się położyć i odpocząć. Marianne musiała iść spać!.,.

W tym samym momencie Zosia zorientowała się, że Pawła ciągle nie ma. Z kolei Włodzio poszedł w zapomnienie. Pawłem zdenerwowałyśmy się wszystkie trzy.

– Gdzie on się plącze do tej pory? Czy mu się coś nie stało?

Uczyniłam przypuszczenie, że pojechał na dworzec głуwny do Kopenhagi.

– To już nie wrуci – powiedziała Alicja dość grobowo, nie wiadomo dlaczego rzucając Włodziowi wrogie spojrzenie. – Dochodzi dwunasta, nie złapie ostatniego pociągu o dwunastej dwadzieścia.

– Złapie, pojechał już dawno…

– Ale on nie miał pieniędzy na bilet! – jęknęła Zosia. – Ja mu dałam tylko na kawę!

– To przyjedzie na gapę…

Włodzio i Marianne wykazywali tak nikłe zainteresowanie tematem, że aż było to prawie nieuprzejme. Marianne już od dłuższej chwili nie kryła zmęczenia, a Włodzio, po wybuchu wigoru, zaczął ziewać wręcz przerażająco. Istniało prawdopodobieństwo, że wy­wichnie sobie szczękę. Trzeba było koniecznie coś z nimi zrobić. Rozwścieczona i zdenerwo­wana Alicja zostawiła ich z pуłprzytomną niemal Zosią i wyciągnęła mnie do atelier.

– Słuchaj, jak ich ulokować? Rany boskie, gdzie ten Paweł?… Gdzie on się podział? Zaczynam się denerwować… Co zrobić?

– Nie wiem. Najpierw pozbyć się Włodzia i Marianne, długo już nie wytrzymają. Gdzie ich zamierzałaś położyć?

– Albo w tamtych małych pokojach, ale tam śpią Zosia i Paweł… Gdzie ten Paweł? Albo tam, gdzie ty…

– Aha, rozumiem. To znaczy, że mam się przenieść na katafalk. O, pardon, chciałam powiedzieć na pomnik…

– Zgodziłabyś się?

– Po pierwsze nie widzę innego wyjścia, a po drugie nie mam właściwie nic przeciwko temu. Dobrze, że Elżbieta się wyprowadziła. Mogę tu nawet zostać na stałe. Lubię dużą przestrzeń.

– I nie będzie ci przeszkadzało, że tu jest bezpośrednie wyjście do ogrodu?

– Przeciwnie. Lubię bezpośrednie wyjścia. A poza tym moja maszyna też tu nie będzie nikomu przeszkadzała.

– Chcesz pisać?

– Aha.

Alicja się nagle zainteresowała.

– Nową książkę?

– Nie, listy. Korespondencję do ukochanego mężczyzny.

– Co ty powiesz, nie minęło ci?

– Raczej mam wrażenie, że się pogłębia.

– A, właśnie! Miałaś mi powiedzieć, kto to jest!

– I naprawdę uważasz, że to jest najodpowiedniejsza chwila?! Miałaś powiedzieć, o co chodzi z tą ciotką Thorkilda. Marianne i Włodzio przeszkodzili. Miałaś położyć spać Marianne i Włodzia. Zginął Paweł…

– O rany boskie! – powiedziała z irytacją Alicja.

– Jeszcze ta ciotka! Nie masz pojęcia, jaki ja mam z tym problem! Zaraz, Włodzio i Marianne…

– Pościel – powiedziałam z rezygnacją. – Zabieraj to co dla nich z tego barłogu, a ja przyniosę swoją. Pośpieszmy się, bo inaczej ci padną przy stole.

– Nonsens, Włodzio ziewa na złość, żeby pokazać, że go moje zdanie nic nie obchodzi…

Włodzio i Marianne na ostatnich nogach udali się na spoczynek. Zosia doszła do stanu całkowitej niepoczytalności, obie z Alicją z największym trudem powstrzymywałyśmy ją od pуjścia na poszukiwania w niewiadomym kierunku, kiedy zaginiony Paweł pojawił się nagle w drzwiach od ogrodu.

Wyglądał tak, że rуżne okrzyki zamarły nam na ustach. Odzież miał w pożałowania godnym stanie, we włosach jakieś zielsko i gałęzie, na policzku szramę, w oczach dziwne błyski, a w rękach rozprutą torbę z kawą, zawiniętą w chustkę do nosa.

– Śledziłem kogoś! – zawołał dramatycznie, uprzedzając przewidywane wyrzuty.

– Kogo? – spytałyśmy wszystkie trzy rуwnocześnie, chociaż niewątpliwie każda z nas pierwotnie zamierzała powiedzieć zupełnie co innego.

– Nie wiem. Zdaje się, że ktoś się tu czaił, ale nie wiem kto, bo uciekł samochodem!

– Czy ty sobie nie zdajesz sprawy z tego, co ja tu przeżywam?! – krzyknęła Zosia rozdzierająco. – Jak ty wyglądasz?! Czy ty nie masz sumienia.,.?!

– Gdzie się czaił? – spytała rуwnocześnie Alicja nieufnie.

– Jakim samochodem? – zainteresowałam się mimo woli.

Paweł usiłować odpowiadać na wszystkie pytania naraz. Zosia robiła awanturę, utrudnioną koniecznością zachowania ciszy ze względu na gości. Alicja wydarła Pawłowi kawę razem z chustką do nosa. Paweł otrząsał z siebie zielsko.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Агент 013
Агент 013

Татьяна Сергеева снова одна: любимый муж Гри уехал на новое задание, и от него давно уже ни слуху ни духу… Только работа поможет Танечке отвлечься от ревнивых мыслей! На этот раз она отправилась домой к экстравагантной старушке Тамаре Куклиной, которую якобы медленно убивают загадочными звуками. Но когда Танюша почувствовала дурноту и своими глазами увидела мышей, толпой эвакуирующихся из квартиры, то поняла: клиентка вовсе не сумасшедшая! За плинтусом обнаружилась черная коробочка – источник ультразвуковых колебаний. Кто же подбросил ее безобидной старушке? Следы привели Танюшу на… свалку, где трудится уже не первое поколение «мусоролазов», выгодно торгующих найденными сокровищами. Но там никому даром не нужна мадам Куклина! Или Таню пытаются искусно обмануть?

Дарья Донцова

Детективы / Иронический детектив, дамский детективный роман / Иронические детективы
Бюро гадких услуг
Бюро гадких услуг

Вот ведь каким обманчивым может быть внешний вид – незнакомым людям Люся и Василиса, подружки-веселушки, дамы преклонного возраста, но непреклонных характеров, кажутся смешными и даже глуповатыми. А между тем на их счету уже не одно раскрытое преступление. Во всяком случае, они так считают и называют себя матерыми сыщицами. Но, как говорится, и на старуху бывает проруха. Василиса здорово "лоханулась" – одна хитрая особа выманила у нее кучу денег. Рыдать эта непреклонная женщина не стала, а вместе с подругой начала свое расследование – мошенницу-то надо найти, деньги вернуть и прекратить преступный промысел. Только тернист и опасен путь отважных сыщиц. И усеян... трупами!

Маргарита Эдуардовна Южина , Маргарита Южина

Детективы / Иронический детектив, дамский детективный роман / Иронические детективы