Читаем Rzeźnia numer pięć полностью

Zielono-pomarańczowa barka motorowa, w nocy zupełnie czarna, z hukiem i dudnieniem przepłynęła koło tarasu, w odległości niecałych trzydziestu stóp od ich ślubnego łoża. Wypływała w morze wyłącznie pod światłami pozycyjnymi. Jej puste ładownie rezonowały, wzmacniając śpiew silników. Molo zaczęło śpiewać tę samą pieśń, a potem podjęło ją także wezgłowie łóżka młodożeńców.

I śpiewało ją długo jeszcze po zniknięciu barki.

— Dziękuję — powiedziała wreszcie Walencja. Wezgłowie brzęczało jeszcze cienko jak komar.

— Nie ma za co.

— To było piękne.

— Cieszę się.

Walencja wybuchnęła płaczem.

— Co się stało?

— Jestem taka szczęśliwa.

— To dobrze.

— Nie myślałam, że ktoś się ze mną ożeni.

— Hm — mruknął Billy Pilgrim.

* * *

— Zacznę się dla ciebie odchudzać.

— Co?

— Będę stosować dietę. Chcę być dla ciebie piękna.

— Podobasz mi się taka, jaka jesteś.

— Naprawdę?

— Naprawdę — odpowiedział Billy Pilgrim. Dzięki podróżom w czasie znał dość dobrze swoje małżeństwo i wiedział, że będzie ono aż do końca co najmniej znośne.

* * *

Teraz z kolei przepływał koło ich małżeńskiego łoża wielki motorowy jacht „Szecherezada”. Pieśń jego maszyn brzmiała jak bardzo niska nuta organów. Wszystkie światła na jachcie były zapalone.

Na rufie, przy burcie, stała piękna para, młody mężczyzna i młoda kobieta w wieczorowych strojach. Kochali się we snach i na jawie. Oni również spędzali swój miesiąc miodowy. Byli to Lance Rumfoord z Newport w stanie Rhode Island i jego młoda żona Cynthia, z domu Landry, dziecięca miłość Johna F. Kennedy’ego, z czasów gdy oboje mieszkali w Hyannis Port w stanie Massachusetts.

Zachodził tu niejaki zbieg okoliczności. Billy Pilgrim będzie później leżał w szpitalu razem ze stryjem Rumfoorda, profesorem Bertramem Copelandem Rumfoordem z Uniwersytetu Harvarda, oficjalnym historykiem Sił Powietrznych USA.

* * *

Kiedy piękna para przepłynęła, Walencja zaczęła wypytywać swojego ofermowatego męża o wojnę. Był to naturalny odruch Ziemianki przywykłej kojarzyć seks i sławę z wojną.

— Czy wspominasz czasem wojnę? — spytała kładąc dłoń na jego udzie.

— Czasem — odpowiedział Billy Pilgrim.

* * *

— Patrzę nieraz na ciebie — mówiła Walencja i mam dziwne uczucie, że jesteś pełen tajemnic.

— Mylisz się — powiedział Billy. Było to oczywiście kłamstwo. Nie wspomniał nikomu o swoich podróżach w czasie, o Tralfamadorii i tak dalej.

— Musisz mieć jakieś tajemnice związane z wojną. Albo nie tajemnice, ale rzeczy, o których nie chcesz mówić.

— Ależ nie.

— Jestem dumna, że byłeś żołnierzem. Czy wiesz o tym?

— To dobrze.

— Czy to było straszne?

— Chwilami.

Billy’emu przyszła do głowy dziwaczna myśl, od której aż się wzdrygnął. Pomyślał, że słowa te byłyby znakomitym epitafium dla niego. I dla mnie zresztą też.

— Czy teraz opowiedziałbyś mi o wojnie, gdybym cię poprosiła? — spytała Walencja. W małym zagłębieniu swego wielkiego ciała zbierała już materiały na przyszłego żołnierza Zielonych Beretów.

— Słuchałabyś tego jak snu. A sny innych ludzi nie są zwykle interesujące.

— Słyszałam, jak opowiadałeś ojcu o niemieckim plutonie egzekucyjnym. Walencja miała na myśli egzekucję biednego starego Derby’ego.

— Uhum.

— Czy musieliście go pochować sami?

— Tak.

— Czy przed rozstrzelaniem widział was, jak stoicie z łopatami?

— Tak.

— Czy coś mówił?

— Nie.

— Bał się?

— Naszpikowali go środkami uspokajającymi. Był na pół przytomny.

— Czy miał przypiętą do piersi tarczę strzelniczą?

— Kawałek zwykłego papieru — powiedział Billy. Wstał z łóżka, powiedział: „Przepraszam”, i oddalił się w mrok łazienki, aby oddać mocz. Szukając kontaktu poczuł szorstkość ściany i uświadomił sobie, że cofnął się z powrotem do roku 1944 i jest znowu w obozowej izbie chorych.

* * *

Świeca w baraku zgasła. Biedny stary Edgar Derby zasnął na sąsiedniej pryczy. Billy wstał i macając po ścianach szukał wyjścia, gdyż strasznie chciało mu się lać.

Wreszcie znalazł drzwi, otworzył je i wytoczył się w obozową noc. Był zamroczony podróżą w czasie oraz morfiną i wpakował się na ogrodzenie z drutu kolczastego, który wbił mu się w ubranie w kilkunastu miejscach. Billy próbował się cofnąć, ale druty trzymały mocno, puścił się więc z nimi w jakieś głupie tany, robiąc krok w lewo, krok w prawo i tak w kółko.

Jakiś Rosjanin, który też wyszedł w noc, żeby się odlać z drugiej strony drutów, zobaczył taniec Billy’ego. Zbliżył się do dziwnego stracha na wróble i przemówił do niego łagodnie, dopytując się, z jakiego kraju pochodzi. Strach na wróble nie zwrócił na niego uwagi i nadal wykonywał swój taniec. Wówczas Rosjanin uwolnił go z kolców i strach na wróble bez słowa podziękowania oddalił się w podrygach.

Rosjanin pomachał mu na pożegnanie, wołając po rosyjsku: „Do widzenia.”

* * *

Billy wyjął kuśkę i wśród obozowej nocy długo lal na ziemię. Potem schował ją byle jak z powrotem i stanął przed nowym problemem: Skąd przyszedł i dokąd powinien pójść?

Перейти на страницу:

Похожие книги

Аччелерандо
Аччелерандо

Сингулярность. Эпоха постгуманизма. Искусственный интеллект превысил возможности человеческого разума. Люди фактически обрели бессмертие, но одновременно биотехнологический прогресс поставил их на грань вымирания. Наноботы копируют себя и развиваются по собственной воле, а контакт с внеземной жизнью неизбежен. Само понятие личности теперь получает совершенно новое значение. В таком мире пытаются выжить разные поколения одного семейного клана. Его основатель когда-то натолкнулся на странный сигнал из далекого космоса и тем самым перевернул всю историю Земли. Его потомки пытаются остановить уничтожение человеческой цивилизации. Ведь что-то разрушает планеты Солнечной системы. Сущность, которая находится за пределами нашего разума и не видит смысла в существовании биологической жизни, какую бы форму та ни приняла.

Чарлз Стросс

Научная Фантастика