Brakiem wszystkich opowieści o Chrystusie, twierdził ów przybysz z Kosmosu, jest to, że Chrystus, który nie prezentował się zbyt okazale, był w rzeczywistości Synem Najpotężniejszej Istoty Wszechświata. Czytelnicy wiedzieli o tym od początku, toteż kiedy dochodzili do sceny ukrzyżowania, myśleli sobie to, co Rosewater odczytał na głos:
O rany, też wybrali sobie faceta do linczowania!
Za tą myślą jak cień szła inna: są inni faceci, których można linczować. Jacy? Tacy, którzy nie mają pleców. Zdarza się.
Przybysz z Kosmosu podarował Ziemianom nową Ewangelię. Jezus był w niej naprawdę nikim i stał ością w gardle wielu facetom, którzy mieli znacznie lepsze plecy niż on. Mimo to nadal głosił wszystkie te cudowne i zagadkowe rzeczy, które znamy z innych Ewangelii.
Tak więc pewnego dnia ludzie zabawili się, przybijając go do krzyża i wkopując ten krzyż w ziemię. Uczestnicy linczu byli przekonani, że sprawa nie wywoła żadnych następstw. Czytelnik powinien być również o tym przekonany, ponieważ nowa Ewangelia podkreślała przy każdej okazji, że Jezus był nikim.
I nagle, na chwilę przed śmiercią tego włóczęgi, rozwarły się niebiosa wśród grzmotów i błyskawic i rozległ się głos Boga. Bóg powiedział ludziom, że adoptuje tego włóczęgę, czyniąc go swoim synem i dając mu wszelką władzę i przywileje Syna Stwórcy Wszechświata na wsze czasy. I powiedział Bóg, że od tej chwili będzie karał okrutnie każdego, kto spróbuje znęcać się nad jakimś biedakiem, który nie ma pleców.
Narzeczona Billy’ego skończyła jeść „Trzech Muszkieterów” i zabrała się do „Drogi Mlecznej”.
— Dajmy spokój książkom — powiedział Rosewater, rzucając tę, o której mówił, pod łóżko. — Do diabła z książkami.
— Ta wygląda na interesującą — wtrąciła Walencja.
— Jezu, gdyby tylko ten Kilgore Trout umiał pisać! — westchnął Rosewater. I miał rację: brak sławy Kilgore’a Trouta był całkowicie zasłużony. Proza w jego wykonaniu budziła grozę. Miał tylko dobre pomysły.
— Myślę, że ten Trout nigdy nie był za granicą — kontynuował Rosewater. — Mój Boże, pisze stale o Ziemianach, a wszyscy ci jego Ziemianie są po prostu Amerykanami. Tymczasem na świecie prawie nikt nie jest Amerykaninem.
— A gdzie on mieszka? — spytała Walencja.
— Nikt tego nie wie — odpowiedział Rosewater. — Wydaje mi się, że jestem jedynym człowiekiem, który w ogóle wie o jego istnieniu. Każda z jego książek ukazywała się w innym wydawnictwie i za każdym razem, kiedy pisałem do niego na adres wydawcy, list wracał, ponieważ okazywało się, że wydawca zbankrutował.
Rosewater zmienił temat i wyraził podziw dla zaręczynowego pierścionka Walencji.
— Dziękuję — powiedziała Walencja i podsunęła pierścionek Rosewaterowi, żeby mógł go lepiej obejrzeć. — Billy zdobył ten brylant na wojnie.
— Dlatego właśnie wojny są takie pociągające — powiedział Rosewater. — Absolutnie każdy znajdzie tam coś dla siebie.
Co zaś do miejsca zamieszkania Kilgore’a Trouta, to żył on otoczony pogardą i lekceważeniem w Ilium, rodzinnym mieście Billy’ego. Billy pozna go w przyszłości osobiście.
— Billy… — odezwała się Walencja Merble.
— Hm?
— Czy chcesz porozmawiać na temat wzoru naszych srebrnych nakryć?
— Oczywiście.
— Waham się pomiędzy Królem Duńskim a Pnącą Różą.
— Pnąca Róża — powiedział Billy.
— Nie powinniśmy decydować zbyt pochopnie — powiedziała Walencja. — Pamiętaj, że wybieramy coś na całe życie.
Billy obejrzał fotografie.
— Król Duński — powiedział.
— Blask Księżyca jest także piękny.
— Tak, to prawda — powiedział Billy Pilgrim.
I przeniósł się w czasie do ogrodu zoologicznego na Tralfamadorii. Miał czterdzieści cztery lata i był wystawiony na pokaz pod kopułą geodezyjną. Leżał na kanapie, do której przywykł w czasie podróży kosmicznej. Był nagi. Tralfamadorczycy chcieli widzieć jego ciało w całej okazałości. Tysiące ich stały na zewnątrz, wyciągając swoje małe rączki, aby móc go lepiej zobaczyć. Billy przebywał na Tralfamadorii już od sześciu ziemskich miesięcy. Przyzwyczaił się do tłumów.
Ucieczka nie wchodziła w rachubę. Atmosfera na zewnątrz kopuły składała się głównie z cyjanu, zaś od Ziemi dzieliło go 446 120 000 000 000 000 mil.
Billy’ego pokazywano w Zoo na tle sztucznego otoczenia ziemskiego. Większość sprzętów skradziono z magazynu Searsa i Roebucka w Iowa City, w stanie Iowa. Był tam odbiornik kolorowej telewizji i rozkładana amerykanka. Obok niej stały stoliki z lampami i popielniczkami. Był domowy bar i dwa stołki. Był stolik do bilardu. Całą podłogę, z wyjątkiem kuchni i łazienki oraz żelaznej pokrywy włazu pośrodku pokoju, zaścielał dywan w kolorze starego złota. Na stoliczku przed amerykanką rozrzucono kilka kolorowych czasopism.
Był też stereofoniczny adapter. Adapter działał. Telewizor nie. Ekran zaklejony był zdjęciem, na którym jeden cowboy zabijał drugiego. Zdarza się.
Pod kopułą nie było ścian, żadnego miejsca, gdzie Billy mógłby się ukryć. Lawendowe wyposażenie łazienki znajdowało się na oczach wszystkich. Billy wstał z kanapy, poszedł do łazienki i oddał mocz. Tłum widzów szalał z zachwytu.