Billy umył zęby, włożył do ust protezę i poszedł do kuchni. Jego lodówka, kuchenka gazowa i maszyna do mycia naczyń również miały kolor lawendowy. Na drzwiczkach lodówki był wymalowany obrazek. Tak je sprzedawano. Obrazek przedstawiał secesyjną parę przy tandemie.
Billy wpatrywał się w obrazek, usiłując pomyśleć coś o tej parze, nic jednak nie przychodziło mu do głowy. Widocznie nie istniało nic takiego, co można by o tych dwojgu pomyśleć.
Billy zjadł solidne śniadanie złożone z konserw. Umył po sobie filiżankę, talerz, nóż, widelec, łyżeczkę oraz patelnię i schował je na miejsce. Potem przerobił ćwiczenia gimnastyczne, jakich nauczył się w wojsku: żabkę, przysiady, pompki i siady. Większość Tralfamadorczyków nie mogła wiedzieć, że Billy nie ma pięknego ciała ani twarzy. Uważali, że jest wspaniałym okazem. Wywierało to dodatni wpływ na Billy’ego, który po raz pierwszy w życiu zaczął odczuwać dumę ze swego ciała.
Po gimnastyce wziął natrysk i obciął paznokcie u nóg. Potem ogolił się, spryskał się pod pachami dezodorantem, podczas gdy przewodnik stojący na specjalnym podwyższeniu objaśniał, co Billy robi i dlaczego. Przewodnik udzielał objaśnień drogą telepatyczną, po prostu stał tam i przekazywał swoje myśli zebranym. Na podwyższeniu znajdował się też mały przyrząd z klawiaturą, za pomocą którego przewodnik mógł przekazywać Billy’emu pytania publiczności.
Głośnik telewizora przekazał pierwsze pytanie:
— Czy jest ci tutaj dobrze?
— Mniej więcej tak samo jak na Ziemi — odpowiedział Billy zgodnie z prawdą.
Na Tralfamadorii istniało pięć różnych płci i każda z nich miała swoją rolę w procesie tworzenia nowego osobnika. Dla Billy’ego jednak wszyscy mieszkańcy planety wyglądali identycznie, ponieważ ich różnice płciowe uwidaczniały się wyłącznie w czwartym wymiarze. Prawdziwą bombą z punktu widzenia moralności była, nawiasem mówiąc, wiadomość, jaką Billy uzyskał od Tralfamadorczyków na temat życia płciowego na Ziemi. Powiedzieli mu, że załogi latających talerzy zidentyfikowały na Ziemi co najmniej siedem płci niezbędnych dla podtrzymania gatunku. I znowu Billy nie był w stanie wyobrazić sobie, jaki udział w procesie powstawania dziecka ma pięć spośród tych płci, ponieważ ich aktywność seksualna ograniczała się do czwartego wymiaru.
Tralfamadorczycy próbowali dać Billy’emu jakieś pojęcie o tym, na czym polega życie płciowe w tym niewidzialnym wymiarze. Powiedzieli mu, że na Ziemi nie byłoby dzieci bez męskich homoseksualistów. Homoseksualistki nie były do tego niezbędne. Nie byłoby dzieci bez kobiet po sześćdziesiątce. Mężczyźni po sześćdziesiątce nie byli natomiast konieczni. Nie byłoby dzieci bez innych dzieci, które zmarły w pierwszej godzinie po urodzeniu. I tak dalej.
Billy nic z tego nie rozumiał.
Wiele z tego, co mówił Billy, było z kolei niezrozumiałe dla Tralfamadorczyków. Nie mogli na przykład wyobrazić sobie, czym jest dla niego czas. Billy zrezygnował z wszelkich wyjaśnień. Przewodnik był zdany wyłącznie na własne siły.
Zaproponował zebranym, aby wyobrazili sobie, że w jasny, pogodny dzień patrzą na łańcuch gór, od których dzieli ich połać pustyni. Mogą spojrzeć na szczyt góry, na ptaka, chmurę lub na kamień tuż przed sobą. Jest jednak wśród nich ten biedny Ziemianin z głową zakutą na stałe w stalową kulę. Kula ma tylko jeden otwór, przez który można patrzeć, i do tego otworu przyspawana jest luneta długości sześciu stóp.
Był to zaledwie początek tortur, jakim poddano Billy’ego w tej metaforze. Został on jeszcze przywiązany do stalowego rusztowania, przymocowanego z kolei do wózka na szynach, i nie mógł poruszać głową ani dotykać lunety. Drugi koniec lunety opierał się na dwójnogu, również przyśrubowanym do wózka. W ten sposób Billy widział tylko maleńki wycinek świata, na który w danej chwili skierowany był koniec lunety. Nie wiedział przy tym, że znajduje się na wózku, i nie podejrzewał nawet, że w jego sytuacji jest coś szczególnego.
Wózek poruszał się raz wolno, raz bardzo szybko, a chwilami stawał w ogóle; wjeżdżał pod górę, zjeżdżał w dół, zakręcał. Biedny Billy nie miał innego wyboru, jak patrzeć przez lunetę i wmawiać sobie, że tak wygląda życie.
Billy spodziewał się, że Tralfamadorczycy będą zdumieni i zaniepokojeni wojnami oraz innymi formami morderstw uprawianymi na Ziemi. Powinni, jak sądził, obawiać się, że ziemskie okrucieństwo w połączeniu z imponującym arsenałem broni może kiedyś doprowadzić do zniszczenia części, a może nawet całego Bogu ducha winnego Wszechświata. Wyniósł to przekonanie z lektury książek fantastycznonaukowych.
Ponieważ jednak nikt nawet nie wspomniał o wojnach, Billy sam z tym wystąpił. Ktoś z publiczności spytał go za pośrednictwem przewodnika, co z rzeczy, jakie zobaczył na Tralfamadorii, uważa za najcenniejsze.