Читаем Radca stanu полностью

- Z pana istny Antinous. - Książę z uznaniem przypatrywał się budowie ciała Fandorina. - Trochę dziwaczne warunki na spotkanie operacyjne. To co, do rzeczy?

- Do rzeczy.

Radca stanu usadowił się w fotelu i też zapalił, ale mięśnie nóg miał napięte, gotów się poderwać, gdy tylko Masa zastuka do drzwi.

- Co z Dianą? - zapytał książę z całkiem zrozumiałą wesołością w głosie. - Przyznała się do grzechów?

Intonacja pytania wydała się Fandorinowi dziwna, toteż nie odpowiedział od razu.

- Lepiej o-opowiem panu o swoich osiągnięciach trochę później.

Mam poważne podstawy sądzić, że g-główny winowajca zostanie wykryty jeszcze dzisiaj.

Ale te słowa nie wywarły na interlokutorze oczekiwanego efektu.

- Już wiem, jak znaleźć naszą nieuchwytną GB - sparował książę. -

I już bardzo szybko wszystkich ich zwinę.

Erast Pietrowicz poczuł, że robi się blady. Jeśli Pożarski mówi prawdę, to oznacza, że potrafił znaleźć krótszą i pewniejszą drogę do rozwiązania złożonego problemu.

Pokonując urażoną miłość własną, Fandorin rzekł:

- G-gratuluję, to wielki sukces. Ale w jaki...

Nie musiał kończyć, ponieważ w tej samej sekundzie zza drzwi dobiegł krzyk. Słów nie można było rozróżnić, ale głos bez żadnej wątpliwości należał do Masy. A to mogło oznaczać tylko jedno: coś przeszkodziło w realizacji planu. Coś wyjątkowo niebezpiecznego.

Erast Pietrowicz podniósł się, żeby doskoczyć do odzieży, jednak w tym samym momencie rozległ się ogłuszający trzask i drzwi wiodące do sali basenowej wyleciały z zawiasów pod silnym uderzeniem.

Do kabiny z rozpędu wpadli dwaj mężczyźni, za nimi pchali się następni - cała sfora. Fandorin nie musiał liczyć sekund, aby zrozumieć, że nie zdąży już pochwycić ani odzieży, ani broni. Pozostała jedynie nadzieja, że starczy czasu, by wyskoczyć na korytarz.

Pożarski wyrwał spod gazety dwulufowy pistolecik i dwukrotnie wystrzelił. Pierwszy z napastników rozłożył ręce, przebiegł siłą bezwładu jeszcze kilka kroków i wpadł twarzą do basenu, a książę cisnął

rozładowaną broń i ze wstrząsającą szybkością rzucił się w ślad za Fandorinem.

Do drzwi dotarli jednocześnie, zderzając się w nich gołymi torsami. Na głowę Erasta Pietrowicza posypał się pył - to w futrynę trafiła kula, a w następnej sekundzie obaj urzędnicy państwowi wypadli na korytarz. Pożarski, nie obracając się, skręcił w prawo. Ucieczka w tym kierunku nie miała sensu, a pierwotna kalkulacja, z obliczonymi kolejnymi odcinkami ucieczki pod osłoną wspierającego ognia, straciła wszelkie znaczenie, z powodu braku broni.

Radca stanu rzucił się w lewo, ku schodom służbowym, chociaż nie wiedział, dokąd prowadzą.

Kiedy złapał ręką za poręcz, poczuł ukłucia oderwanych od ściany kawałków tynku.

Szybko się obejrzał, zobaczył, że ściga go trzech ludzi, i popędził na górę - zdążył zauważyć, że na dole jest krata.

Wielkimi susami, po trzy stopnie, pokonał jeden ciąg schodków -

napotkał drzwi zamknięte na kłódkę. Jeszcze dwa przęsła - i znowu kłódka.

Na dole rozlegały się szybkie kroki.

Pozostało jeszcze tylko jedno przęsło. Na górnym podeście ciemniały niewyraźnie jeszcze drzwi.

Zamknięte! Żelazna antaba, kłódka.

Erast Pietrowicz chwycił rękoma za zimną taśmę metalu i zgodnie z zasadami nauki o wykorzystaniu mocy wewnętrznych wyobraził sobie, że jest ona z papieru. Pociągnął bezużyteczną przegrodę do siebie i kłódka nagle oderwała się i upadła, sunąc na dół po kamiennych schodkach.

Triumfować nie było czasu. Fandorin wbiegł do jakiegoś ciemnego pomieszczenia o niskim, ukośnym suficie. Poprzez maleńkie okienka widać było spadzisty, mętnie świecący w blasku księżyca dach.

Jeszcze jedne drzwi, wątłe i niezamknięte. Wystarczyło kopnięcie.

Urzędnik do specjalnych poruczeń wybiegł na dach i w pierwszej chwili lodowaty wiatr pozbawił go tchu. Ale to nie zimno było tu najgorsze.

Jedno omiatające spojrzenie powiedziało mu wszystko: stąd nie ma dokąd uciec.

Fandorin pobiegł do jednej z krawędzi. Daleko w dole zobaczył

oświetloną ulicę, ludzi, ekwipaże.

Przebiegł na przeciwległą stronę. Na dole - zaśnieżone podwórze.

Na dalsze badania nie starczało czasu. Od nadbudówki strychu oderwały się trzy cienie i powoli ruszyły ku skazanemu na zgubę człowiekowi, który zastygł nad przepaścią.

- Szybko pan biega, panie radco stanu - jeszcze z daleka zaczął

mówić jeden z prześladowców. Twarzy nie można było rozpoznać. -

Zobaczymy, czy umie pan też latać.

Erast Pietrowicz odwrócił się do cieni plecami, ponieważ oglądanie ich było bezsensowne i nieprzyjemne. Spojrzał w dół.

Latać?

Zobaczył pod sobą nagą ścianę, bez okien, śnieg. Gdyby było choć drzewo - można by skoczyć, spróbować złapać się gałęzi.

Latać?

Перейти на страницу:

Похожие книги

1. Щит и меч. Книга первая
1. Щит и меч. Книга первая

В канун Отечественной войны советский разведчик Александр Белов пересекает не только географическую границу между двумя странами, но и тот незримый рубеж, который отделял мир социализма от фашистской Третьей империи. Советский человек должен был стать немцем Иоганном Вайсом. И не простым немцем. По долгу службы Белову пришлось принять облик врага своей родины, и образ жизни его и образ его мыслей внешне ничем уже не должны были отличаться от образа жизни и от морали мелких и крупных хищников гитлеровского рейха. Это было тяжким испытанием для Александра Белова, но с испытанием этим он сумел справиться, и в своем продвижении к источникам информации, имеющим важное значение для его родины, Вайс-Белов сумел пройти через все слои нацистского общества.«Щит и меч» — своеобразное произведение. Это и социальный роман и роман психологический, построенный на остром сюжете, на глубоко драматичных коллизиях, которые определяются острейшими противоречиями двух антагонистических миров.

Вадим Кожевников , Вадим Михайлович Кожевников

Детективы / Исторический детектив / Шпионский детектив / Проза / Проза о войне