z okazji końca karnawału i zbliżających się ostatków proszę przyjąć zaproszenie na bliny. Nieoficjalna kolacja w wąskim kręgu rozpocznie się o północy. Panów uprasza się o niesprawianie sobie ambarasu ubiorem wizytowym. Damy mogą wybrać toalety wedle swojego zachcenia.
Władimir Dołgoruki
Eraście Pietrowiczu, przyjdź Pan koniecznie. Opowie, mi Pan przebieg sprawy, proszę przyprowadzić swoją, nową pasję - kolacja jest nieoficjalna, a mnie, staruszkowi, ciekawie, będzie popatrzeć.
- Co takiego? - spytała z niezadowoleniem Esfira. - Groźny car wzywa? Przywiąże pan psi łeb do siodła i na służbę, odrąbywać głowy?
- Wcale nie - odpowiedział Fandorin. - To zaproszenie do rezydencji generała-gubernatora na bliny. O, proszę, posłuchaj.
I przeczytał, rzecz jasna, opuszczając dopisek. Rozeznanie księcia w sprawach życia osobistego najbliższych pomocników wcale nie zdziwiło radcy. Zdążył do tego przywyknąć przez lata wspólnej służby.
- Zresztą jeśli chcesz, możemy p-pójść oboje - dodał, całkowicie przekonany, że na bliny do generała-gubernatora inaczej niż w kajdanach i pod konwojem jej nie zaciągnie.
- A co oznacza „w wąskim kręgu”? - spytała, z pogardą marszcząc nos. - Sułtana i wezyrów ze szczególnie zaufanymi eunuchami?
- Bliny na ostatki u księcia to tradycja - zaczął wyjaśniać Fandorin. - Ma już ponad dwadzieścia lat. „Wąski krąg” to siedemdziesięciu-osiemdziesięciu bliskich urzędników i poważanych obywateli grodu wraz z małżonkami. Siedzą przez całą noc, jedzą, piją, tańczą. Nic ciekawego. Zawsze wycofuję się najszybciej, jak tylko mogę.
- I co, to prawda, że można przyjść w dowolnej sukience? -
zapytała w zamyśleniu Esfira, patrząc nie na Erasta Pietrowicza, lecz gdzieś w przestrzeń.
Pożegnawszy się z Esfira do wieczora, Fandorin kilkakrotnie zadzwonił na numer, który onegdaj podawał telefonistce podpułkownik Burlajew, jednak abonent nie odpowiadał. Pewności, że kapryśna współpracownica zgodzi się przyjąć nieuprzejmego radcę stanu, i tak nie było, więc Erast Pietrowicz zaczął myśleć, czy nie wykorzystać nieobecność agentki i nie przeprowadzić w willi na Arbacie tajnej rewizji.
Kiedy już spakował konieczny sprzęt, na wszelki wypadek zadzwonił
jeszcze raz i nagle słuchawka odezwała się na amerykańską modę przeciągłym, leniwym szeptem:
- Halo?
Wbrew oczekiwaniu Diana nie wspomniała, że radca stanu został
ogłoszony persona non grata, i na spotkanie zgodziła się od razu. Tym razem nie musiał wyczekiwać pod zamkniętymi drzwiami. Pociągnął za dzwoneczek i nacisnął miedzianą klamkę, a zamek nieoczekiwanie się poddał.
Znaną już sobie drogą Erast Pietrowicz wszedł na antresolę, zastukał w drzwi gabinetu i nie czekając na odpowiedź, wkroczył do pokoju. Tak jak poprzednio, cienkie story były szczelnie zasunięte, a siedząca na kanapie kobieta miała toczek z woalką.
Ukłoniwszy się, radca chciał usiąść w fotelu, ale gospodyni go powstrzymała:
- Tutaj. Trudno mówić szeptem przez cały pokój.
- Czy te wszystkie środki ostrożności nie wydają się pani przesadne? - nie wytrzymał Fandorin, chociaż wiedział, że nie należy złościć informatorki. - Wystarczy, że nie widzę pani twarzy.
- Nieee - odparła przeciągle Diana. - Moje dźwięki to szmer, szept, syk. Mój żywioł - cień, ciemność, cisza. Zechce pan usiąść.
Będziemy rozmawiać cicho, a w przerwach słuchać milczenia.
- Jak pani sobie życzy.
Erast Pietrowicz przycupnął, na wpół odwrócony, w pewnej odległości od damy i spróbował wypatrzyć przez woalkę choćby drobny szczegół jej twarzy. Niestety, w pokoju było na to zbyt ciemno.
- Czy wie pan, że w kręgach postępowej młodzieży jest pan teraz uważany za interesującą postać? - żartobliwie spytała współpracownica. -
Pańska interwencja podczas akcji najmilszego Piotra Iwanowicza podzieliła moich rewolucyjnych przyjaciół na dwa obozy. Jedni uważają pana za urzędnika państwowego nowego typu, prekursora nadchodzących liberalnych zmian. A drudzy...
- Co d-drudzy...?
- Drudzy twierdzą, że pana należy zlikwidować, ponieważ jest pan chytrzejszy i niebezpieczniejszy od tępych wyżłów ochrany. Ale niech się pan nie niepokoi. - Diana lekko dotknęła jego ramienia. - Broni pana Firoczka Litwinowa, która po tym szokującym wieczorze ma reputację prawdziwej heroiny. Ach, piękni mężczyźni zawsze znajdują sobie stronniczki.
I rozległ się przyduszony, prawie bezdźwięczny śmiech, który na radcy stanu wywarł dość nieprzyjemne wrażenie.
- Czy to prawda, co u nas mówią, że Łarionowa zabiła GB? - Diana badawczo skłoniła głowę. - Krążą plotki, że był prowokatorem. W każdym razie nasi jego nazwiska już nie wspominają. Jak u dzikusów - tabu. Czy rzeczywiście był współpracownikiem?
Erast Pietrowicz nie odpowiedział, ponieważ pomyślał o czymś innym: teraz stało się jasne, dlaczego Esfira ani razu nie wspomniała o nieboszczyku inżynierze.
- Niech mi pani powie, czy zna pani osobę o przezwisku „Igła”?
- „Igła”? Pierwszy raz słyszę. Jak wygląda?
Fandorin powtórzył to, co mu powiedział Rachmet-Gwidon.
- Na oko koło trzydziestki. Chuda. Wysoka. Przeciętna... chyba tyle.