powrócić dopiero rankiem, kiedy Esfira jeszcze spała. Po cichu więc wymknął się z pościeli, rozsiadł w fotelu i spróbował odtworzyć przerwany wątek. Niespecjalnie mu się to udało. Ulubiony nefrytowy różaniec, którego surowe i suche szczękanie dyscyplinowało pracę umysłu, został w gabinecie. Przechadzać się tam i z powrotem, żeby ruch mięśni stymulował
działalność mózgu, też było ryzykownie. Najmniejszy szum, i Esfira się obudzi. A zza drzwi dochodziło sapanie Masy - sługa czekał cierpliwie, kiedy będzie mógł z panem zająć się gimnastyką.
Dla człowieka o wielkiej duszy trudne warunki nie są przeszkodą w rozmyślaniach o wielkich sprawach - przypomniał sobie radca stanu aforyzm mędrca Wschodu. Jakby podsłuchawszy myśl o „trudnych warunkach”, Esfira wysunęła spod kołdry gołą rękę, przejechała nią po sąsiedniej poduszce i nikogo tam nie znajdując, żałośnie zamruczała, ale zrobiła to nieświadomie, przez sen. Jednak tym bardziej należało szybko coś przedsięwziąć.
Diana - zdecydował Fandorin. Od niej należy zacząć. Zresztą i tak wszystkie inne tropy zostały już rozdzielone.
Tajemnicza współpracownica, powiązana i z Dyrekcją Żandarmerii, i z ochraną, i z rewolucjonistami. Bardzo możliwe, że zdradza wszystkich.
Zupełnie amoralna jejmość, w dodatku, sądząc po zachowaniu Swierczyńskiego i Burlajewa, nie tylko w sensie politycznym. Zresztą wygląda na to, że rewolucjoniści odnoszą się do spraw damsko-męskich bardziej tolerancyjnie, niż to powszechnie przyjęto.
Erast Pietrowicz z pewnym powątpiewaniem popatrzył na śpiącą królewnę. Purpurowe usteczka poruszyły się, wymawiając coś bezdźwięcznie, długie czarne rzęsy zadrgały, między nimi błysnęły niespodziewanie dwa wilgotne ogniki. Esfira szeroko otworzyła oczy, zobaczyła Fandorina i uśmiechnęła się.
- Co tak siedzisz? - odezwała się ochrypniętym od snu głosem. -
Chodź tutaj.
- Chciałbym cię s-spytać... - zaczął, lecz zawahał się i zamilkł.
Czy aby wypada wykorzystywać prywatne stosunki dla zdobycia potrzebnych w śledztwie informacji?
- Pytaj. - Rozkosznie ziewnęła, usiadła na łóżku i przeciągnęła się słodko. Kołdra zjechała w dół i Erast Pietrowicz niemal zapomniał o przedmiocie swoich rozważań. Znalazł jednak pewne rozwiązanie problemu etycznego, który go gnębił.
Wypytywać się o Dianę, rzecz jasna, nie wypada. Tym bardziej o innych rewolucyjnych znajomych - zresztą i tak wątpliwe, by Esfira uczestniczyła w jakichś poważnych działaniach antyrządowych. Za to z pewnością jest dopuszczalne uzyskanie informacji ogólnych - jeśli można to tak określić - o wymowie socjologicznej.
- Powiedz, Esfiro, czy to p-prawda, że kobiety z kręgów rewolucyjnych są zwolenniczkami... całkiem nieskrępowanych poglądów na temat związków miłosnych?
Rozchichotała się, podciągnęła kolana pod brodę i objęła je rękoma.
- Wiedziałam! Jaki ty jesteś przewidywalny, jaki
drobnomieszczański! Jeśli kobieta nie odegrała przed tobą całego przepisanego rytuału niedostępności, jesteś gotowy podejrzewać ją o rozpustę. „Ach, panie, ja nie jestem taka! Fe, jakie to wstrętne! Nie, nie, nie, dopiero po ślubie!” - przedrzeźniała sepleniącym głosikiem. -
Oto jakich zachowań od nas oczekujecie! A jakżeż może być inaczej, to prawa handlu! Jeśli chcesz dobrze sprzedać towar, musisz najpierw uczynić go pożądanym, żeby klientowi ślinka pociekła. Ale ja nie jestem towarem, panie radco. A pan nie jest klientem. - Oczy Esfiry zapłonęły sprawiedliwym oburzeniem, szczupła rączka groźnie przecięła powietrze. -
My, kobiety nowej epoki, nie wstydzimy się samych siebie i same wybieramy, kogo mamy kochać. W naszym kółku jest pewna dziewczyna.
Mężczyźni od niej stronią, ponieważ bidulka jest wyjątkowo nieładna.
-Właśnie tak, wyjątkowo. Za to wszyscy ją szanują, gdyż umysłem przewyższa każdą pięknisię. Otóż ona twierdzi, że wolna miłość to nie grzech pożądania, tylko przymierze dwóch równych sobie istot. Rozumie się, że tylko czasowe, ponieważ uczucia to materia niestała; ich nie ześlesz na dożywocie. A ty się nie bój, do ołtarza ciebie nie zaciągnę.
Zresztą szybko cię rzucę. Zupełnie nie jesteś w moim guście i właściwie to wydajesz się wyjątkowo okropny! Chcę jak najszybciej się tobą przesycić i ostatecznie rozczarować. No, co się tak gapisz? Natychmiast chodź tutaj!
Masa na pewno podsłuchiwał, ponieważ dokładnie w tej chwili przez uchylone drzwi wsunęła się okrągła, skośnooka głowa.
- Dzen topry. - Głowa rozjaśniła się radosnym uśmiechem.
- Idź do diabła ze swoją gimnastyką! - zdecydowanie wykrzyknęła Esfira i celnie rzuciła w jego głowę poduszką, ale Masa nawet nie drgnął.
- List od wielkiego bana - ogłosił i pokazał długą białą kopertę.
„Wielkim banem” Japończyk nazywał generała-gubernatora, tak więc przyczynę wtargnięcia trzeba było uznać za usprawiedliwioną. Erast Pietrowicz otworzył kopertę, wyjął arkusz papieru ze złotym herbem.
Większa część tekstu była drukowana, tylko nazwisko i dopisek u dołu były skreślone równym, staromodnym pismem jego jaśniewielmożności.
Wasza miłość,