- Raczycie straszyć? - Skuty uśmiechnął się arogancko, otwierając szczerbate usta. Niepotrzebnie. Nie boję się tortur.
- Zlitujcie się - jęknął Pożarski. - Jakich tortur? Przecież jesteśmy w Rosji, a nie w Chinach. Każcie go rozkuć, Piotrze Iwanowiczu.
Nie będziemy udawać Azjatów, nieprawdaż?
- Zuchwały osobnik - uprzedził Burlajew. - Może się rzucić.
Książę wzruszył ramionami.
- Jest nas tu sześciu, wszyscy wyjątkowo dobrze zbudowani. Niech się rzuca.
Podczas gdy zdejmowano więzy, petersburżanin z ciekawością przygląda się pojmanemu terroryście. I nagle z czułością powiedział:
- Boże mój, Nikołaju Józefowiczu, pan nawet sobie nie zdaje sprawy, jak bardzo się cieszę, że pana widzę. Poznajcie się, panowie.
Przed wami Nikołaj Sielezniow we własnej osobie, nieustraszony bohater rewolucji. Ten sam, który zeszłego lata zastrzelił pułkownika von Bocka, a potem wśród palb i detonacji zbiegł z więziennej karetki. Poznałem go od razu z waszego opisu. Zabrałem ze sobą jego dossier - i w drogę. Jeśli chce się powitać starego przyjaciela, sześćset wiorst nie przeszkoda.
Trudno powiedzieć, na kogo to oświadczenie podziałało silniej -
na oszołomionych moskwian, czy na aresztanta, zastygłego z głupawą miną: usta jeszcze miał rozsunięte w uśmiechu, ale brwi już się zmarszczyły.
- Jestem pułkownik Pożarski, wicedyrektor Departamentu Policji.
Odkąd znalazł się pan, Nikołaju Józefowiczu, w Grupie Bojowej, już mieliśmy okazję się spotkać - na Wyspie Aptekarskiej. To było niezapomniane spotkanie.
I nie zwalniając tempa, energicznie ciągnął dalej:
- Pana, łaskawco, sam Bóg mi zesłał. Już podać się do dymisji myślałem, kiedy pan sam tutaj raczył się pojawić. Aż chciałbym pana ucałować.
Nawet zrobił niewielki krok w stronę aresztowanego, jakby rzeczywiście zamierzał go wycałować, i nieustraszony terrorysta nieświadomie wcisnął się w oparcie fotela.
- Kiedy jechałem pociągiem, napisałem artykuł - powiedział do niego jakby w zaufaniu bystry fligeladiutant i wyjął z teczki zapisaną kartkę. - Nosi tytuł: Bliski koniec GB. Podtytuł: Triumf Departamentu Policji. Posłuchajcie: „Nikczemne zabójstwo Iwana Fiodorowicza Chrapowa, którego nigdy nie zapomnimy, niedługo pozostawało bez pomsty. Ciała ofiary jeszcze nie powierzono ziemi, a moskiewskie organy ścigania już aresztowały bardzo niebezpiecznego terrorystę, N.S., który złożył
szczegółowe zeznania o działalności Grupy Bojowej, której był członkiem”.
Trochę styl mi się nie udał, no i dwa razy „który”, ale to nic, redaktor poprawi. Dalej czytać nie będę - sens sami rozumiecie.
Zatrzymany, który, jak się okazało, nazywał się Nikołaj Józefowicz Sielezniow, uśmiechnął się, nabierając czelności.
- Czego tu nie rozumieć? Grozicie mi kompromitacją przed towarzyszami?
- I to dla pana będzie straszniejsze niż szubienica - zapewnił go książę. - Ani w więzieniu, ani na katordze nikt z politycznych nawet ręki wam nie poda. Po co państwo ma wykonać na was wyrok, brać na swą duszę zbędny grzech? Sam pan sobie pętlę zawiążesz.
- Nie, nie zawiążę. Mam więcej wiary w towarzyszy niż pan.
Podstępy ochrany są im znane.
Pożarski nie protestował:
- Oczywiście, któż by uwierzył, że nieposzlakowany bohater terroru załamał się i sypnął? Niewiarygodne psychologicznie, rozumiem.
Tylko, wiecie... Boże, gdzie ja je mam... - Przeszukał żółtą teczkę i wyciągnął stamtąd kilka prostokątnych karteczek. - A... są. A już się przestraszyłem, myślałem, że w pośpiechu na stole zostawiłem. Tylko czy... jak wspomniałem, jest pan nieposzlakowany? Wiem, u was w partii obyczaje są surowe. Pan lepiej pasuje do anarchistów, Nikołaju Józefowiczu, szczególnie z pańskim dociekliwym charakterem. U nich morale jest ciut bardziej postępowe. Popatrzcie, panowie, na te fotografie.
Zrobione zostały przez skryty otwór w jednym z lokali rozpusty na Ligowce. To nasz Nikołaj Józefowicz, widać go tutaj z tyłu. A z nim -
Luboczka, dziecina jedenastoletnia. Dziecina, oczywiście, w sensie wzrostu i budowy ciała, a według doświadczenia i nawyków już całkiem nie dziecko. Jeśli się nie zna jej biografii, wygląda to potwornie. O, Piotrze Iwanowiczu, popatrzcie na tę. Tutaj i Nikołaja Józefowiecza dobrze widać.
Policjanci zebrali się gromadką wokół Pożarskiego, z zaciekawieniem oglądając zdjęcia.
- Spójrzcie, Eraście Pietrowiczu, jakie bezeceństwa! - wykrzyknął
oburzony i zgorszony Smoljaninow, wyciągając ku Erastowi Pietrowiczowi jedną z fotografii.
Fandorin spojrzał mimochodem, nic nie rzekł.
Aresztant siedział blady, nerwowo zagryzając wargę.
- Niech i pan się napatrzy. - Książę skinął nań palcem. -
Przecież pana też to ciekawi. Siergieju Witaljewiczu, gołąbeczku, podajcie mu. Porwie - niewielka strata, jeszcze zrobimy odbitki. W
związku z tymi fotografiami portret psychologiczny pana Sielezniowa będzie miał zupełnie inny odcień. Przecież ja rozumiem, Nikołaju Józefowiczu - znowu zwrócił się do terrorysty, z osłupieniem wpatrującego się w odbitkę. - Pan nie jest skończonym rozpustnikiem, pana to po prostu zaciekawiło. Niebezpieczna cecha charakteru - nadmierna ciekawość.