Vinić, atrymaŭšy heny list, nie mieŭ spačatku achvoty adpisvać. Mieŭ niejkaje pačuccio, što nie varta adkazvać, heta na nivošta nikomu nie prydasca, ničoha nie vytłumačyć i ničoha nie vyrašyć. Avałodała im znieachvota, pustalha i pačuccio marnasci žyccia. Pry tym zdavałasia jamu, što Piatroni ni za što jaho nie zrazumieje, dy što ich byccam niešta pačało ad siabie addalać. Nie moh pryjsci da ładu nat i sam z saboju. Viarnuŭšysia z Zatybra ŭ svaju raskošnuju insulu na Karynach, byŭ jašče słaby, zniamožany i ŭ pieršych dniach byŭ zadavoleny z adpačynku, vyhody j dastatku, jaki akružaŭ jaho. Ale chutka pačuŭ, što jon u paražniečy, a ŭsio toje, što da hetych por stanaviła dla jaho intares žyccia, abo zusim nie isnuje, abo zmaleła da ledź prykmietnych pamieraŭ. Mieŭ takoje samapačuccio, byccam u jahonaj dušy padciatyja tyja struny, jakija dasiul złučali jaho z žycciom, a novyja nie naviazany. Dumka ab Benevencie i Achaji dy ab žycciovych raskošach i šalonych vybrykach nie vyklikała nijakaha smaku. «Pašto? Jaki mnie z taho prybytak?» — voś byli pieršyja pytanni, što prasunulisia jamu praz hołaŭ. Hetaksama pieršy raz u žycci padumaŭ: nu a kab pajechaŭ, dyk hutarka Piatronija, jahony doscip, bliskotnasć, jaho vymudravanyja skazy, dumki j padbor trapnych słoŭ dla kažnaje ideji mahli b jamu ciapier być nudnymi.
Z druhoha boku, pačała taksama dakučać jamu j samota. Usie jahonyja znajomyja prabyvali z cezaram u Benevencie, dyk musiŭ doma siadzieć sam, z hałavoju, poŭnaju dumak, i sercam, poŭnym pačucciaŭ, z jakich nie moh sabie zdać tołku. Prychodzili, adnak, inšy raz časiny, u jakich dumałasia jamu, što kali b moh z kimkolečy pahutaryć ab usim tym, što z im dziejecca, dyk, moža, sam zdoleŭ by heta ŭsio sudumać, uparadkavać dy raspaznać lepš. Pad upłyvam taje nadzieji pa niekalkich dniach razdumy pastanaviŭ, adnak, adpisać Piatroniju i, choć nie byŭ peŭny, ci pisulu vyšle, ułažyŭ jaje nastupna: