Ursus trymaŭ u rukach niejkaha čałavieka, całkam pierahnutaha ŭzad, z abvisšaju hałavoju dy akryvaŭlenymi vusnami. Uhledzieŭšy ich, jašče ŭdaryŭ kułakom pa toj hałavie i vokamhnienna pryskočyŭ, by razjušany zvier, da Vinicija.
— Smierć! — padumaŭ małady patrycyj.
Naraz čuje, by praz son, kryk Lihiji: «Nie bi!» Pasla adčuŭ, jak, moŭ piarun, razviazała jamu niešta ruki, jakimi jaje abnimaŭ, urešcie ziamla pad im zakružyłasia, i dzionnaje sviatło zhasła ŭvačču…
Chiłon, schavany za vuhłom narožnaha domu, čakaŭ, što staniecca, cikavasć zmahałasia ŭ im sa stracham. Hadaŭ sabie: kali ŭdasca im schapić Lihiju, dyk dobra budzie być pry Viniciju. Urbana nie bajaŭsia ŭžo, bo byŭ taksama peŭny, što Kraton adoleje jaho. Zatoje ŭvažaŭ, što kali b na pustych dahetul vulicach pačałasia sutałaka, kali b chryscijanie ci inšyja ludzi žadali stavić supraciŭ Viniciju, tady jon kiniecca da ich jak pradstaŭnik ułady, jak vykanaŭca voli cezara, a ŭ skrajnim vypadku pakliča vihiłaŭ na pomač maładomu patrycyju proci vuličnaj hałajstry i tym prydbaje sabie novyja łaski. U dušy dumaŭ, što ŭčynak Vinicija josć nierazvažny, adnak, zvažajučy na strašennuju moc Kratona, moža ŭdasca. «Kali b pryjšło kruta, sam trybun niascimie dziaŭčynu, a Kraton rasčyščacimie darohu». Čas, adnak ža, jamu nadta doŭžyŭsia: karciła jamu taja cišynia ŭ sieniach, na jakija zdalok zoryŭ vokam. «Kali nie trapiać u jejnuju kryjoŭku, a narobiać hałasu, dyk spałochajuć jaje».
Dumka hetaja nie nadta jaho j zasmuciła, bo razumieŭ, što ŭ takim vypadku znoŭ budzie patrebien Viniciju dy znoŭ patrapić z jaho vycisnuć značnuju kolkasć sestercyjaŭ.
— Što b ni zrabili, — hadaŭ sabie, — dla mianie zrobiać, choć nivodzin z ich da hetaha nie dadumoŭvajecca… Bahi, bahi, dazvolcie mnie tolki… I nahła abarvaŭsia, zdavałasia bo jamu, byccam niešta vychiliłasia z sianiej, dyk, prycisnuŭšysia da sciany, cikavaŭ, strymlivajučy oddych u hrudziach.
I nie pamyliŭsia, bo z sianiej vysunułasia paŭhałavy niejkaje i pačała razhladacca navokał.
Pa chvilinie, adnak, znikła.
— Heta niajnačaj Vinić abo Kraton, — padumaŭ Chiłon, — ale kali schapili dzieŭku, čamu jana nie kryčyć dy čaho vyhladajuć na vulicu? Ludziej i tak napatkajuć, pakul bo da Karynaŭ dojduć, ruch zrobicca na horadzie. Što heta? Na ŭsieńkija bahi niesmiarotnyja!..
I nahła astanki vałasoŭ vožykam stali jamu na hałavie. U dzviarach pakazaŭsia Ursus z abvisajučym na plečuku ciełam Kratona i, z’aryjentavaŭšysia jašče raz, pačaŭ z im biehčy pustoju vulicaju da rečki.
Chiłon pry scianie zrabiŭsia tak płaski, jak kavałak tynku.
— Zhinu, kali mianie zzoryć, — padumaŭ.
Ale Ursus borzda prabieh kala narožnaha domu i znik za nastupnym budynkam, a Chiłon, doŭha nie čakajučy, sunuŭ u hłyb papiarečnaje vułački, zvoniačy sopałachu zubami i z viortkasciu, jakoju, badaj, i junak nie zadziviŭ by.
— Jak spanatryć mianie zdalok, varočajučysia, dyk dahonić i zabje, — tałkavaŭ sabie. — Ratuj mianie, Zeŭsie, ratuj, Apoła, ratuj, Hiermiesie, ratuj, Boža chryscijan!
Uciaku z Rymu, viarnusia ŭ Mezambryju, vybaŭcie mianie tolki z ruk hetaha demana!
I toj lih, što zadušyŭ Kratona, vydavaŭsia ŭ henaj chvilinie sapraŭdy niejkaju nadludskaju istotaju. Biehučy, dumaŭ, mo heta jaki boh u postaci barbara. U toj chvilinie vieryŭ uva ŭsich bahoŭ cełaha svietu, uva ŭsie nimfy, z jakich zvyčajna kpiŭ. Maročyłasia jamu taksama ŭ hałavie, što Kratona moh zabić chryscijanski Boh, i vałasy znoŭ dubam stali na hałavie, jak padumaŭ: našto zavodziŭsia z takoju mahutnasciu.
Až, prabiehšy niekalki zavułkaŭ i spatkaŭšy niejkich rabotnikaŭ, voddal nasuprać idučych, krychu supakojiŭsia. U hrudziach nie chapała ŭžo j pavietra, dyk sieŭ na parozie domu i pačaŭ roham siarmiahi vycirać na łbie pot.
— Stary ja ŭžo i patrabuju supakoju, — kaža sabie.
Ludzi, što jšli nasuprać, zbočyli ŭ niejkuju vuličku, i znoŭ aharnuła jaho čornaja dumka. Horad jašče spaŭ. Ranicaju ruch padymaŭsia ŭpiarod u bahatych kvartałach miesta, dzie niavolniki bahatych damoŭ musili ŭstavać dadnia, a ŭ tych, dzie žyła ludnasć volnaja, utrymoŭvanaja koštam haspadarstva, darmajedskaja, ustavali — złašča zimoju — davoli pozna. Chiłona, prasiedzieŭšaha krychu na parozie, pačaŭ prajmać choład, dyk ustaŭ i, pierakanaŭšysia, što nie zhubiŭ kapšuka, Vinicijevaha darunku, paciahnuŭsia pavoli da rečki.
— Mo dzie ahledžu cieła Kratona, — kazaŭ sabie. — O, bahi! Heny ž lih, kali josć čałaviekam, moh by za hod zarabić miliony sestercyjaŭ, kali bo ŭdušyŭ Kratona, jak ščanio, dyk chto ž jaho padoleje?
Za kožny vystup na arenie dali b jamu stolki zołata, kolki važyć sam.