— Nie davaj jamu rabić hetaha, spadaru! — spachapiŭsia Chiłon. — Pačnuć pa nas špurlać kamienniami, a tady chiba dapamoža jahonaja siła? Ci ž nie lepš zabrać dziaŭčynu z domu i nie vystaŭlać ani jaje, ani siabie na zhubu?
— Tak majecca być, Kratonie, — prycviardziŭ zahadna Vinić.
— Tvaje hrošy — tvaja vola! Nie zabudź tolki, spadaru, što ŭzaŭtra jedu ŭ Benevent.
— Maju piać sotak niavolnikaŭ u samym horadzie, — adkazaŭ Vinić i, pakazaŭšy im rukoju dzviery, pajšoŭ u biblijateku, sieŭ i tak pisaŭ Piatroniju: «Chiłon znajšoŭ Lihiju. Siannia ŭviečar idu z im i z Kratonam da Ostryjanuma dy zabiaru jaje adrazu abo ŭzaŭtra z domu. Chaj bahi abdorać ciabie ščasciem!
Budź zdaroŭ, carissime, radasć nie dazvalaje mnie bolej pisać».
I, pałažyŭšy trascinu, pačaŭ borzdym krokam chadzić, radasć zalivała jamu dušu, i paliła haračka. Prysiahaŭ sabie, što nazaŭtra Lihija budzie ŭ hetym domie. Hadaŭ sabie, jak z joju pastupić, a ŭ dušy pačuvaŭ, što budzie jejnaj słuhoju, kali zachoča jaho kachać. Prypaminaŭ sabie słovy Akte, što byŭ kachany, i chvalavaŭsia da hłybini. Dyk, značyć, raschodzicimiecca tolki pra pakanannie niejkaha dziavočaha soramu dy niejkich pryračenniaŭ, jakija vidavočna chryscijanskaja navuka nakładała. A kali tak, dyk chaj tolki raz Lihija, papaŭšy ŭ jahony dom, paddasca nahavoru abo prymusu, tady musicimie skazać sabie: «Stałasia!» — i budzie słuchać i kachać.
Uvachodzić Chiłon i pieraryvaje henyja dumki.
— Dominie, — adazvaŭsia hrek, — voś što jašče pryjšło mnie ŭ hołaŭ: anuž chryscijanie majuć jakija znaki, «tesery», biez jakich nie dapuščajuć da Ostryjanuma? Pamiataju, u damoch malitvy tak byvaje, i takuju teseru atrymaŭ ja ad Eŭrycyja. Dyk dazvol pajsci da jaho, raspytać i pryzapasić tyja znaki, kali akažucca patrebnymi.
— Dobra, česny mudrahielu, — adkazaŭ viesieła Vinić. — Havoryš jak čałaviek prazorlivy, i treba ciabie za heta pachvalić. Idzi da Eŭrycyja ci kudy chočaš, ale dziela peŭnasci pakiń na hetym voś stale kapšuk, jaki atrymaŭ.
Chiłon, jakomu nadta ž nie daspadoby było rasstavacca z hrašmi, skryviŭsia, ale vykanaŭ zahad i vyjšaŭ. Z Karynaŭ da Cyrku, la jakoha była kramka Eŭrycyja, nie nadta było daloka, dyk viarnuŭsia Chiłon jašče zadoŭha pierad zmiarkanniem.
— Voś znaki, spadaru. Biez ich nas nie ŭpuscili b. Raspytvaŭsia ja taksama dobra, kudoju jsci, dy skazaŭ Eŭrycyju, što patrabuju ich tolki dla majich znajomych, sam bo nie pajdu, zadaloka dla mianie staroha, što ŭzaŭtra budu bačycca z Vialikim Apostałam, jaki mnie pierakaža najpryhažejšyja ŭstupy svajoj pramovy.
— Jak heta: nie budzieš? Musiš być! — pastaviŭsia Vinić.
— Viedaju, što mušu, ale pajdu dobra zakapturany i vam toje samaje raju, inakš možam spałochać ptušku.
I nieŭzabavie pačali zbiracca, pačynała bo ŭžo zmiarkacca. Uziali halijskija vopratki z kapturami, uziali latarni. Vinić aprača taho ŭzbrojiŭ siabie j tavaryšaŭ u karotkija krukavatyja nažy, Chiłon ža ŭzdzieŭ masku, jakuju zdabyŭ, varočajučysia ad Eŭrycyja, i vyjšli spiešna, kab da adlehłaje Namentanskaje bramy paspieć pierad jaje zamknienniem.
XX
Išli praz vulicu Patrycyjaŭ, uzdoŭž Viminału, da daŭniejšaje Viminalskaje bramy, kala placu, na jakim pazniej Dyaklecyjan pabudavaŭ raskošnyja łazni. Minuli astanki muru Servija Tulija i praz bolš adludnyja ŭžo chody dajšli da Namentanskaje darohi, a tam zbočyli da Salaryjaŭ uleva, na pryhorki dy kapalni piasku, a taksama mahilniki. Sciamnieła ŭžo zusim, ale miesiaca jašče nie było, dyk darohu im było b znajsci ciažka, kab nie dapamahali chryscijanie, jak heta raniej pradbačyŭ Chiłon. Naprava, naleva i spieradu pakazvalisia kudziebnyja istoty, idučyja da piaskavych suchadołaŭ. Niekatoryja z ich niesli latarni, akryvali, adnak, ich vopratkaju, inšyja jšli pociemku.
Trapnyja vajackija vočy Vinicija adroznivali pa pachodcy małodšych ad starcaŭ, dybajučych z kijočkam, dy ad žančyn, zakutanych u doŭhija stoły. Redka spatykanyja tutaka prachožyja i sialanie, vyjazdžajučyja z horadu, uvažali, mabyć, tych načnych vandroŭnikaŭ za rabočych, spiašajučych da arenaryjaŭ, abo za chaŭturnyja bractvy, siabry jakich ładzili sabie časami ŭnačy abradavyja ahapy.
Čym dalej małady patrycyj z tavaryšami jšli, tym časciej mihali latarańki dy bolš spatykali asob. Niekatoryja z ich piajali prycišnym hołasam piesni, jakija vydavalisia Viniciju vielmi tužlivymi. Čas ad času vušy jahonyja łavili słovy abo skazy piesni, jak, naprykład, «Ustań sonny» abo «Zhrobuŭstań!», časami znoŭ imia Chrystovaje vychodziła z vusnaŭ mužčyn i žanok. Ale Vinić nie nadta zvažaŭ na słovy, bo ŭ hałavie taŭkłasia dumka: moža, katoraja z tych asobaŭ josć Lihija. Niekatoryja, prachodziačy mima, havaryli: «Pax vobis!»
abo «Pachvalony Jezus!» — i padychodziła da jaho tryvoha, trapiatała serca, bo vydavałasia jamu, što čuje hołas Lihiji. Chutka, adnak, pierakanaŭsia, što ruchi i hałasy henyja zvodzili jaho, dyk pierastaŭ vieryć vačam.