Nieba na ŭschodzie ledź-ledź prajasniałasia zielenavatym adcienniem, jakoje pavoli štoraz vyraznieła, pierachodziła znizu ŭ šafranovuju farbu. Srebnalistyja drevy, biełyja marmury viłłaŭ i łuki vadaciahaŭ, biahučyja raŭninaju da horada, vynuralisia z cieniu. Razjasniałasia pastupova zielenasć nieba, nasyčajučysia zołatam. Voś uschod pačaŭ ružavieć i azaryŭ Albanskija hory, jakija pakazalisia čaroŭnyja, liłovyja, by z samaha tolki jasnahladu ŭtvoranyja.
Dryžačyja brylianty rasinak iskrylisia na listocie drevaŭ. Rassnoŭvałasia imhła, adkryvajučy štoraz šyrejšy dalahlad na raŭninu, rassypanyja pa joj damy, pryharadki, mahilniki j kučki drevaŭ, miž jakimi bialeli kalumnady sviatyń.
Na darozie — ni dušy. Sialanie, jakija zvozili aharodninu ŭ horad, nie paspieli jašče, mabyć, pazaprahać vazoŭ. Ad kamiennych plitaŭ, jakimi až da samych hor vykładzieny byŭ hasciniec, išoŭ vodhuk draŭlanych pastałoŭ, jakija na nahach mieli spadarožniki.
Voś i sonca vykaciłasia z-za hor, ale adnačasna dziŭnaje vidovišča łynuła ŭ vočy Apostału: zdałosia jamu, byccam załacistaje koła, zamiest padymacca vyšej i vyšej na niebie, ssunułasia z hor i kocicca pa darozie.
Sutrymaŭsia Piotr i kaža: — Bačyš vuń tuju jasnasć, što jdzie da nas?
— Nie, nie baču, — adkazvaje Nazar.
Ale Piotr pa chvilinie adzyvajecca, prychiliŭšy vočy dałanioju: — Niejkaja postać idzie da nas u soniečnym blasku.
Da vušej ichnich nie dachodziŭ, adnak, i najmienšy vodhuk chady. Cišynia naŭkoła. Nazar bačyŭ tolki, što ŭdalečyni drevy dryžać, jak by chto ich ustrasaŭ, a blask razlivajecca pa raŭninie štoraz šyrej.
Pryhladajecca Nazar zdziŭleny na Apostała.
— Ojča, što tabie? — adzyvajecca tryvožna.
A z ruk Apostałavych vysunuŭsia na ziamlu padarožny kij, vočy ŭ niekaha ŭstaviŭ, raschiliŭ vusny, na tvary zdziŭ, radasć, zachaplennie.
Nahła kinuŭsia na kaleni z vyciahnutymi pierad saboju rukami i kryčyć: — Chryscie! Chryscie!
I prypaŭ tvaram da ziamli, jak by całavaŭ niečyja stopy. Doŭhaje maŭčannie.
Pasla adzyvajucca ŭ cišy pieraryvanyja słovy starca: — Quo vadis, Domine?..
Nie čuŭ adkazu Nazar, ale da Piatrovych vušej dajšoŭ sałodki sumny hołas: — Idu ŭ Rym, kab druhi raz mianie ŭkryžavali, bo ty pakinuŭ narod moj.
Apostał lažaŭ na ziamli, z tvaram u pyle, biez ruchu i słova. Nazaru zdavałasia ŭžo, što abamleŭ abo pamior, ale jon ustaŭ urešcie, padniaŭ dryžačymi rukami z ziamli kij i, ničoha nie kažučy, zaviarnuŭsia da siami ŭzhorkaŭ horadu.
A chłapčanio, bačačy heta, paŭtaryła, by recha: — Quo vadis, Domine?..[88] — U Rym, — adkazaŭ cicha Apostał.
I viarnuŭsia.
Pavał, Jan, Lin i ŭsie viernyja spatkali jaho z podzivam dy z tryvohaju tym bolšaj, što jakraz narozvidni, zaraz pasla jahonaha adychodu, pretoryjanie akružyli pamieškannie Myryjamy j šukali ŭ im Apostała. Ale jon na ŭsie pytanni adkazvaŭ im tolki z radasciu j supakojem: — Ja bačyŭ Hospada!
I taho ž jašče viečara paspiašaŭsia na Ostryjanski mahilnik navučać i chryscić tych, chto chacieŭ skupacca ŭ vadzie žyccia.
I ad tych por prychodziŭ tudy štodnia, a za im išli štoraz bolšyja hramady.
Zdavałasia, z kožnaje slaziny pakutnickaje rodziacca novyja vyznavalniki, i što kožny stohn na arenie adhukvajecca ŭ tysiačnych hrudziach. Cezar płaviŭsia ŭ kryvi. Rym i ŭvieś pahanski sviet šaleŭ. Ale tyja, kamu davoli było ludažerstva j šału, tyja, kaho taptana, tyja, čyjo žyccio było žycciom niadoli j hnybiennia, usie sumnyja, usie harotnyja, niaščasnyja, prychodzili słuchać čaroŭnuju viestku pra Boha, jaki z lubasci da ludziej daŭ siabie ŭkryžavać, kab vykupić ichnija hrachi.
Znajšoŭšy Boha, jakoha mahli miłavać, ludzi znachodzili toje, čaho nikoli dahetul nie moh dać tadyšni sviet, — ščascie lubovi.
I Piotr zrazumieŭ, što ni cezaru, ni ŭsim jahonym lehijam nie adoleć žyvoje praŭdy, što ni slozy, ani kroŭ nie zaliuć dy nie zhasiać jaje, i što tolki ciapier pačynajecca jejnaje pieramožnaje šescie. Zrazumieŭ jon taksama, čamu Hospad zaviarnuŭ jaho na darozie, — tak, horad samapeŭnasci, złybiady, raspusty j hvałtu pieratvaraŭsia ŭ jahony, Piatrovy, horad i dvojčy jahonuju stalicu, adkul šyryłasia pa ŭsim sviecie jahonaja ŭłada nad sercami j dušami ludziej.
LXXI