Ale bahaciejšyja nie ŭdzielničali ŭ takoj sutałacy. Aŭhustyjanie, prymiež taho, zabaŭlalisia Chiłonam, padkpivajučy z jahonych daremnych natuhaŭ u sprobach pakazać ludziam, što jon na kroŭ moža tak smieła hladzieć, jak kožny inšy. Daremna, adnak, hrek-niebaraka chmuryŭ brovy, hryz vusny j zaciskaŭ kułak tak, što až paznohci ŭrezvalisia jamu ŭ dałoni. Jahonaja hreckaja ŭdača, jak i svomaja trusasć, nie mahli sciarpieć takich vidoviščaŭ. Tvar jahony zbialeŭ, na łbie vystupiŭ pot, vusny ssinieli, vočy paŭpadali, zuby zvanili, a pa ciele prabiahała dryhata. Pa skančenni bitvy hładyjataraŭ krychu paspakajnieŭ, ale jak uziali jaho na jazyk, chapiŭ jaho nahły hnieŭ, i pačaŭ zajadła adhryzacca.
— Nu, hrek, nie možaš hladzieć na pradziortuju ludskuju skuru! — havaryŭ, paciahajučy jaho za baradu, Vatynij.
A Chiłon vyščaryŭ na jaho svaje dva apošnija žoŭtyja zuby i adkazvaje: — Moj baćka nie byŭ šaŭcom, dyk nie ŭmieŭ jaje załatać.
— Macte! Habet! — adazvałasia niekalki hałasoŭ.
Ale inšyja kpili dalej: — Nie jon vinavaty, što zamiest serca maje ŭ hrudzioch kavałak syru! — kaža Senecyjo.
— I nie ty vinien, što zamiest hałavy maješ puchir, — adsiek Chiłon.
— Moža, chočaš być hładyjataram? Dobra b vyhladaŭ z sietkaju na arenie.
— Kab ciabie ŭ tuju sietku złaviŭ, złaviŭ by smiardziačaha ŭdota.
— A što budzie z chryscijanami? — pytaŭ Fest z Lihuryi. — Ci nie chacieŭ by stacca sabakam i kusać ich?
— Nie chacieŭ by stacca tvajim bratam.
— Ach ty, bryda mieockaja!
— A ty lihuryjski muł!
— Skura tabie, musi, sviarbić, ale nie raju prasić mianie jaje pačuchać.
— Čuchaj sam sabie. Kali zdziareš sobskija pryščy, zniščyš usio, što ŭ tabie josć najlepšaje.
Takim sposabam dakučali jamu, a jon zjadliva adhryzaŭsia, budziačy ahulny smiech. Cezar plaskaŭ u dałoni, pryhavorvaŭ: «Macte!» — i padbuchtorvaŭ ich.
Ale niezabaŭna padyjšoŭ Piatroni i, zakranuŭšy reźbianym z kosci słanovaj kijem plačo hreka, spakojna adazvaŭsia: — Heta ŭsio ładna, filozafie, ale voś adnu ty zrabiŭ pamyłku: bahi stvaryli ciabie zładziuhaj-skuradzioram, a ty staŭsia demanam i dziela taho nie vytrymaješ!
Stary hlanuŭ na jaho svajimi ačyrvaniełymi vačyma i na hety raz nie moh niejk znajsci hatovaha docinku. Zmoŭk na chvilinu, pasla adkazvaje jak by z natuhaju niejkaju: — Vytrymaju!..
Ale voś truby atrubili kaniec pierapynku. Ludzi biehli adusiul na svaje miejscy, kidajučy hutarku. Znoŭ pačałasia šturchatnia i svarki za papiarednija miejscy. Schodzilisia sienatary j patrycyi. Pavoli homan ucichaŭ, ustalaŭsia ład. Na arenie zjaviłasia hramada ludziej, kab siam-tam zahrabci paplamleny nastyłaju kryvioju piasok.
Pryjšła para na chryscijan. Usie čakali ich z vialikaju cikavasciu, bo było heta novaje vidovišča, i nichto nie viedaŭ, jak jany trymacimuć siabie na arenach. Nastroj publiki byŭ uvažny, spadziavalisia bo scenaŭ niezvyčajnych, ale nie spahadny. Bo tyja ž ludzi, što mielisia niezabaŭna voś zjavicca, spalili Rym i viekavyja skarby jahonyja. Adyž jany pažyrali kroŭ dziaciej, zatručvali vadu, praklinali ŭvieś ludski rod i dapuskalisia najdzičejšaha lichadziejstva. Razjaranaj nianavisci kožnaja kara vydavałasia niedastatkovaj, i kali tryvožylisia ŭ henaj chvilinie čyje sercy, dyk chiba z taho tolki, ci pakuty daraŭniajuć prastupkam tych ahidnych złydniaŭ.
Tym časam soniejka padniałosia vysoka, i kasuli jahonyja, pracedžanyja praz purpurovy vielaryjum, zalili amfiteatr kryvavym sviatłom. Piasok staŭsia čyrvony, jak ahoń, i ŭ tych blaskach, u ludskich abliččach, jak i ŭ parožni areny, jakaja za chvilinu miełasia zapoŭnicca pakutaju ludskoju j zviarynaju razjušanasciu, było niešta złaviesnaje. Zdavałasia, u pavietry visić žudasnaja smierć. Nataŭp, zvyčajna viasioły, zaciaŭsia ŭ nianavisci i maŭčaŭ. Na tvarach malavałasia zaciatasć.
Ažno voś prefiekt daŭ znak: zjaŭlajecca toj samy starac, apranuty za Charona, jaki vyklikaŭ na smierć hładyjataraŭ, i, prajšoŭšy pavolnym krokam praz usiu arenu siarod hłuchoje cišyni, zastukaŭ znoŭ try razy mołatam u dzviery. U amfiteatry zahuło: — Chryscijanie! Chryscijanie!