— A przecież i ty mogłeś sobie znaleźć z pewnością cudowną żonę — uśmiechnął się Drummond — i wierzę w to, że mógłbyś także ludziom powiedzieć wiele ciekawego o sobie i o nich w swoich książkach, gdybyś nie pisał tych kryminalnych łamigłówek. Nie. Nie dlatego odnalazłem sens życia. To pojęcie wynika, jak mi się wydaje, z prostego faktu, że człowiek budzi się rano i mówi sobie: „Chcę żyć. Jestem sobie potrzebny. To, co się ze mną dzieje, zajmuje mnie i mam zamiar z wszystkich sił wpływać na mój los”. Ze mną stało się to, kiedy już byłem żonaty i miałem jakie takie nazwisko w chemii. Obudziłem się pewnego dnia właśnie z takim przeświadczeniem, jakbym przestał czytać długą, męczącą książkę, która opisywała moje dotychczasowe myśli, a wziął do ręki inną, weselszą, prawie chłopięcą. I teraz jestem szczęśliwy, o ile człowiek dorosły może być w ogóle szczęśliwy. Wierz mi, że chciałbym żyć sto lat i dla każdego z tych lat umiałbym już znaleźć pełną treść. Wydaje mi się, że człowiek może zrobić dużo dobrego dla siebie i innych, jeżeli naprawdę chce. A ja chcę!
Joe Alex spojrzał na niego z wyraźnym zadowoleniem.
— Bardzo się cieszę! — powiedział szczerze. — Zazdroszczę ci, ale naprawdę bardzo się cieszę. Wierzę, że będziesz długo, długo szczęśliwy, oby jak najdłużej. — I jakby zawstydzony tym nagłym wybuchem serdeczności, wstał. Drummond także się podniósł.
— Ciekaw jestem — powiedział po dłuższej chwili — czy Parker też tak przez to przechodził?
— Nie wiem. — Alex wzruszył ramionami. — Jest osiem lat starszy niż ja. Był już dorosły, kiedy poznaliśmy się. Ja miałem dziewiętnaście lat, a ty, zdaje się, dwadzieścia dwa. — Drummond skinął potwierdzająco głową. — Był starszy od nas — ciągnął dalej Joe — i miał inny zawód. On już wtedy pracował w Scotland Yardzie. Do wojska przeszedł, zdaje się, trochę służbowo. Najlepszy dowód, że do zakończenia wojny nie wiedzieliśmy, gdzie pracował przed 1939 rokiem. Myślę, że tacy ludzie jak on, którzy ciągle mają do czynienia z najgorszą stroną ludzkiej psychiki, którzy muszą rozważać, czy i dlaczego ktoś popełnił taką czy inną zbrodnię, wytwarzają w sobie instynkt podobny do zwielokrotnionego przez ludzki intelekt instynktu psa gończego. Sam czasem tego doznaję, kiedy piszę i staram się wraz z moim fikcyjnym detektywem osaczyć i wykryć przestępcę. Ben mówił mi, że także to odczuwa, ten kategoryczny imperatyw, który każe mu nakładać na wszystkie codzienne myśli i czynności tę jedną nadrzędną myśl: o człowieku, którego musi schwytać... — Urwał. — Widziałem go niedawno — dodał. — Szczerze mówiąc, nie dalej, jak wczoraj wieczorem. Byłem z nim w teatrze i razem podziwialiśmy twoją żonę. Była zdumiewająca.
— Czy... — Drummond zawahał się. — Czy rozmawiał z tobą o mnie?
— Tak. Mówił mi, że widział się z tobą i że zaniepokoił go anonimowy list, który nadszedł do Scotland Yardu. Mówił mi zresztą, że pokazywał ci ten list.