Читаем Północ-Południe полностью

— Gdy­byś zoba­czył na wła­sne oczy praw­dzi­wego ahera, czło­wieku, zeszczał­byś się ze stra­chu, a potem zaczął krzy­czeć, dopóki nie pękłyby ci płuca i serce. My jeste­śmy Ag’heeri. Lud Gór. Przez wiele lat żyli­śmy z ludźmi w pokoju, obok sie­bie. Han­dlo­wa­li­śmy, pra­co­wa­li­śmy i bawi­li­śmy się razem. Były i zatargi, lała się krew. Ale zawsze potra­fi­li­śmy się doga­dać. Nasze wio­ski były i sto mil na połu­dnie od Ojca Lodu. A potem dotarło tu Impe­rium. Meekhań­czycy ze swo­imi pra­wami, reli­gią, zabo­bo­nami, poczu­ciem wyż­szo­ści i chci­wo­ścią. Nagle oka­zało się, że doliny, w któ­rych stały nasze wio­ski, powinny nale­żeć do ludzi, bo są w nich zbyt żyzne zie­mie, że góry, które na nasze nie­szczę­ście kryły w swo­ich trze­wiach bogate złoża sre­bra, złota, mie­dzi i żelaza, przede wszyst­kim żelaza, to za dobre miej­sce dla niż­szej rasy. Więc wypa­czy­li­ście naszą nazwę, bo była podobna do nazwy jed­nego z ple­mion Nie­chcia­nych, i uzna­li­ście, że można nam zabrać wszystko. Nasza magia, Tańce z Duchami, Pie­śni Kamie­nia i Wody nagle stały się dziką formą czcze­nia Mroku, choć ist­niały, zanim przy­byli Nie­chciani i zaczęły się Wojny Bogów. Zepchnę­li­ście więc nas tu, na kra­niec świata, pomię­dzy Wielki Grzbiet, za któ­rym nie ma już nic poza lodo­wym pust­ko­wiem, a ścianę waszej nie­na­wi­ści. Z jed­nej strony nie­prze­byte góry, z dru­giej mie­cze i topory, a pośrodku głód i nędza.

Sza­man zamilkł. Zapa­no­wała zło­wróżbna cisza.

— Oka­zało się też — pod­jął po chwili — że skoro jeste­śmy naj­da­lej na pół­noc miesz­ka­ją­cym ludem, to musimy być ahe­rami — wyszcze­rzył z pogardą kły — potom­kami pomiotu Ciem­no­ści. Jesz­cze trzy­dzie­ści lat temu kapłani Reagwyra pła­cili zło­tem za uwę­dzone mumie naszych dzieci, by wie­szać je w świą­ty­niach, a guber­na­to­rzy pro­win­cji wyzna­czali nagrody za każ­dego zabi­tego Ag’heeri. Choć nikt już nie uży­wał tej nazwy. To takie pro­ste, prawda? Nadać komuś nowe imię – i ode­brać całą resztę, łącz­nie z pra­wem do życia. A wiesz, co jest naj­gor­sze? Nie pogromy, nie rze­zie i mordy. Naj­gor­sze jest to, że i my powoli zaczy­namy się nazy­wać ahe­rami. Nasza mło­dzież mówi o sobie Ag’ahher, zapo­mina… zapo­mina kim jest, kim powinna być. Okru­cień­stwo trak­tuje jak cnotę, żądzę krwi jak powód do dumy. Chyba za to wła­śnie nie­na­wi­dzę was naj­bar­dziej, czło­wieku. Już nas pra­wie wymor­do­wa­li­ście, jesz­cze poko­le­nie czy dwa, a nie będzie już ludu Ag’heeri. Zostaną tylko ahe­ro­wie.

Ken­neth odchrząk­nął.

— Ja nie…

— A ona — Bore­hed prze­rwał mu i wska­zał na jaski­nię — ma na imię Inlah. Była… jest córką mojego naj­bliż­szego przy­ja­ciela. Zna­łem ją od uro­dze­nia. Nosi­łem na rękach. Jest z rodu wodza i tylko inna kobieta z tego rodu może otwo­rzyć jej drzwi do Domu Snu. Ale nikogo takiego nie ma w pro­mie­niu kilku dni drogi. Więc nie będziemy dawać jej wody, żeby jak naj­szyb­ciej umarła, tylko że ona… nie chce umrzeć. Trzyma się życia i krzy­czy. Nie­mal bez prze­rwy — dokoń­czył cicho.

Jakby na potwier­dza­nie z jaskini dobiegł pod­no­szący włosy na gło­wie sko­wyt.

Ken­neth spoj­rzał na sza­mana i szybko odwró­cił wzrok. Nie chciał pamię­tać wyrazu jego twa­rzy. Za dobrze wie­dział, że gdy znów się spo­tkają, nie będą już roz­ma­wiać, z pew­no­ścią nie.

Ta chwila minęła bar­dzo szybko, tak szybko, że Ken­neth nie był pewien, czy nie uległ złu­dze­niu, bo oto znów miał przed sobą Bore­heda — Rzeź­nika z Rwith. Mimo­wol­nie zadrżał pod cię­ża­rem jego spoj­rze­nia.

— Nie będę cię bła­gał, żebyś nam pomógł — powie­dział aher. — Ani nie roze­tnę Węzła Wody. Jeśli natych­miast zawró­ci­cie i przej­dzie­cie z powro­tem na lodo­wiec, żaden z moich wojow­ni­ków nie wycią­gnie prze­ciw wam broni. Woda wyschnie, gdy ostatni z was postawi stopę po dru­giej stro­nie.

Był to dość uczciwy spo­sób zakoń­cze­nia kru­chego soju­szu.

Ken­neth popa­trzył ponad głową ahera na jaski­nię. Znów roz­le­gło się skom­lące wycie.

— Nie krzycz — powie­dział, choć sza­man w ogóle nie pod­niósł głosu. — Idziemy z wami.

W ten wła­śnie spo­sób tra­fił tu ze swo­imi ludźmi. Żleb był nie­mal pozba­wiony śniegu, kamie­ni­sty i nie­go­ścinny. W oko­licy próżno byłoby szu­kać śladu życia, nawet mchy nie chciały tu rosnąć. Paskudne miej­sce, żeby umie­rać, pomy­ślał. Cho­ler­nie paskudne miej­sce.

Dwóch ahe­rów, któ­rych przy­dzie­lono im w cha­rak­te­rze prze­wod­ni­ków, leżało teraz kilka kro­ków od niego, w swo­ich szaro-brą­zo­wych stro­jach przy­po­mi­na­jąc przy­pad­kowe usy­pi­ska kamieni. Od prze­szło godziny żaden nawet nie drgnął, tylko oczy bły­skały im spod kap­tu­rów. Na temat masko­wa­nia jego żoł­nie­rze mogliby się od nich sporo nauczyć.

Nie­wielki kamyk prze­le­ciał nad żle­bem i sto­czył się w dół. Wszy­scy zamarli. To był sygnał od zwia­dow­ców z dru­giej grupy. Sha­do­ree nad­cho­dzili.

Перейти на страницу:

Похожие книги

Неудержимый. Книга I
Неудержимый. Книга I

Несколько часов назад я был одним из лучших убийц на планете. Мой рейтинг среди коллег был на недосягаемом для простых смертных уровне, а силы практически безграничны. Мировая элита стояла в очереди за моими услугами и замирала в страхе, когда я выбирал чужой заказ. Они правильно делали, ведь в этом заказе мог оказаться любой из них.Чёрт! Поверить не могу, что я так нелепо сдох! Что же случилось? В моей памяти не нашлось ничего, что бы могло объяснить мою смерть. Благо судьба подарила мне второй шанс в теле юного барона. Я должен восстановить свою силу и вернуться назад! Вот только есть одна небольшая проблемка… как это сделать? Если я самый слабый ученик в интернате для одарённых детей?Примечания автора:Друзья, ваши лайки и комментарии придают мне заряд бодрости на весь день. Спасибо!ОСТОРОЖНО! В КНИГЕ ПРИСУТСТВУЮТ АРТЫ!ВТОРАЯ КНИГА ЗДЕСЬ — https://author.today/reader/279048

Андрей Боярский

Попаданцы / Фэнтези / Бояръ-Аниме