– Madhya – odparł Johnny. W jego ustach zabrzmiało to jak “Madya”.
– Nigdy nie słyszałam o czymś takim – odparłam i na wszelki wypadek wsadziłam rękę do kieszeni, by pogłaskać wyłożoną masą perłową rękojeść pistoletu taty.
– Ta planeta oficjalnie nie należy jeszcze do Sieci – wyjaśnił cybryd. – Teoretycznie jest to kolonia Parvati, ale znajduje się w odległości zaledwie kilku minut świetlnych od tamtejszej bazy Armii, a co najważniejsze, dysponuje już własnym transmiterem, co powinno pomóc jej w przyjęciu do Protektoratu.
Spojrzałam na otaczające mnie pustkowie. Smród dwutlenku siarki był tak intensywny, że bałam się, iż lada chwila zarzygam sobie płaszcz.
– Są tu w pobliżu jakieś osady?
– Nie. Kilka małych miast wybudowano po przeciwnej stronie planety.
– Które z nich jest najbliżej?
– Nanda Devi. Liczy sobie około trzystu mieszkańców i leży jakieś dwa tysiące kilometrów na południe stąd.
– Wobec tego po co ten transmiter?
– Bogate złoża, bardzo opłacalne w eksploatacji. – Zatoczył ręką obszerne koło. – Ciężkie metale. Konsorcjum, które wykupiło prawa wydobywcze, wydało licencje na ponad sto portali tylko na tej półkuli.
– W porządku – mruknęłam. – Trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce na popełnienie morderstwa. Co cię tu przygnało?
– Nie wiem. Ta informacja znajdowała się w zniszczonym fragmencie pamięci.
– A z kim tu byłeś?
– Tego także nie wiem.
– Co w takim razie wiesz?
Młody mężczyzna wbił eleganckie ręce w kieszenie.
– Ten lub to, co mnie zaatakowało, posługiwało się bronią zwaną wirusem AIDS II.
– Co to jest?
– AIDS było niezwykle groźną, epidemiczną chorobą, która gnębiła ludzkość na długo przed hegirą – wyjaśnił Johnny. – Atakowała i niszczyła system odpornościowy organizmu. Ten… wirus… działa tak samo na SI. W ciągu niespełna sekundy łamie wszystkie zabezpieczenia i kieruje śmiercionośne programy fagocytowe przeciwko zarażonemu osobnikowi.
– Czy nie mogłeś wejść w kontakt z wirusem drogą naturalną?
Johnny uśmiechnął się.
– To niemożliwe. Równie dobrze mogłabyś zapytać ofiarę strzelaniny, czy przypadkiem nie biegła zbyt szybko i nie wpadła na pociski.
Wzruszyłam ramionami.
– Posłuchaj: jeżeli szukałeś fachowca od obiegu informacji albo specjalisty od SI, to trafiłeś pod niewłaściwy adres. Co prawda korzystam z datasfery, podobnie jak dwadzieścia miliardów innych matołów, ale nic nie wiem o świecie duchów.
Celowo użyłam tego staromodnego określenia, aby sprawdzić, jak zareaguje.
– Wiem – odparł z niewzruszonym spokojem. – Nie tego od ciebie oczekuję.
– A czego, jeśli wolno wiedzieć?
– Żebyś dowiedziała się, kto mnie tu zwabił i zabił. I dlaczego.
– W porządku. Na jakiej podstawie przypuszczasz, że morderstwo zostało popełnione właśnie tutaj?
– Bo tu odzyskałem kontrolę nad moim cybrydem, kiedy zostałem… wznowiony.
– Chcesz powiedzieć, że w tym czasie, kiedy wirus niszczył twoją osobowość, cybryd był… eee… zdeaktywowany?
– Tak.
– A jak długo to trwało?
– Moja śmierć? Prawie minutę. Dopiero wtedy udało się uaktywnić rezerwową osobowość.
Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
– Co cię tak rozbawiło, M. Lamia?
– Twoja koncepcja śmierci.
Piwne oczy spoglądały na mnie ze smutkiem.
– Może wydawać ci się to zabawne, ale nie masz pojęcia, co dla elementu TechnoCentrum oznacza nawet najkrótsze rozłączenie. Jedna sekunda to całe eony czasu oraz informacji.
– Aha. – Bez większego wysiłku udało mi się powstrzymać łzy wzruszenia. – A co robiło twoje cybrydowe ciało w tym czasie, kiedy ty zmieniałeś taśmy z osobowościami czy coś w tym rodzaju?
– Przypuszczam, że zapadło w śpiączkę.
– Nie potrafi samo zatroszczyć się o siebie?
– Potrafi, ale nie wtedy, kiedy następuje całkowita awaria systemu.
– Gdzie dokładnie przyszedłeś do siebie?
– Proszę?
– Gdzie znajdowało się ciało, kiedy odzyskałeś nad nim kontrolę?
Johnny wskazał spory głaz w odległości około pięciu metrów od transmitera.
– Leżało tam.
– Po tej stronie czy po tamtej?
– Po tamtej.
Dokładnie obejrzałam to miejsce. Ani śladu krwi lub narzędzia zbrodni. Nie było nawet odcisku stopy albo czegokolwiek, co świadczyłoby o tym, że ciało Johnny’ego leżało tam przez trwającą całą minutę wieczność. Policyjna ekipa dochodzeniowa z pewnością znalazłaby mnóstwo mikroskopijnych materiałów dowodowych, ja jednak widziałam tylko kamienie.
– Jeżeli rzeczywiście straciłeś pamięć, to skąd wiesz, że oprócz ciebie był tu ktoś jeszcze?
– Sprawdziłem zapis kontrolny transmitera.
– A nie przyszło ci do głowy, żeby ustalić dane tej tajemniczej osoby na podstawie numeru jej karty uniwersalnej?
– Należność została uregulowana moją kartą – wyjaśnił Johnny.
– I była jeszcze tylko jedna osoba?
– Tak.
Pokiwałam głową. Gdyby transmitery działały na zasadzie teleportacji, wówczas błyskawicznie udałoby się rozprawić z międzyplanetarną przestępczością, gdyż na podstawie zapisu kontrolnego można by odtworzyć dokładny wizerunek każdego delikwenta. Niestety, transmiter jedynie wytwarza dziurę w czasoprzestrzeni, więc jeśli przestępca nie jest na tyle głupi, by korzystać z własnej karty, wiemy tylko to, gdzie się podróż zaczęła i gdzie zakończyła.