Zmarszczyłam brwi i potrząsnęłam głową. Jak na razie, nic z tego nie rozumiałam.
– Słyszałaś o próbach wskrzeszania osobowości?
– Nie.
– Jakiś rok temu symulatory pracujące dla Armii wskrzesiły osobowość generała Horace’a Glennona-Heighta, żeby dowiedzieć się, dlaczego był takim znakomitym dowódcą. Było o tym dosyć głośno.
– Coś sobie przypominam.
– No więc, ja jestem – a może raczej byłem – efektem wcześniejszego, znacznie bardziej złożonego doświadczenia. Moja osobowość została skonstruowana na wzór osobowości przedhegiryjskiego poety ze Starej Ziemi. Według Starego Kalendarza urodził się pod koniec osiemnastego wieku.
– W jaki sposób można zrekonstruować osobowość kogoś, kto żył tak dawno temu?
– Na podstawie jego utworów, listów, zapisków, biografii i relacji przyjaciół, ale najważniejsze okazały się wiersze. Symulator tworzy dokładną kopię otoczenia, dorzuca wszystkie znane czynniki, dokonuje wstecznej analizy dzieł – i
– A co potem? – zapytałam. – Skonstruowali twoją osobowość na wzór osobowości nieżyjącego poety. I co dalej?
– Uczynili z niej coś w rodzaju szkieletu, dokoła którego rozwija się SI. Z kolei ten cybryd pozwala mi wypełniać moją rolę w informacyjno-cyfrowym życiu społeczności.
– W charakterze poety?
Johnny ponownie się uśmiechnął.
– Raczej w charakterze poematu.
– Poematu?
– Tworzącego się wciąż na nowo dzieła sztuki, tyle tylko że nie w ludzkim znaczeniu tego określenia. Można chyba powiedzieć, że jestem podlegającą częstym zmianom zagadką, która często podsuwa niekonwencjonalne rozwiązania poważnych problemów.
– Nie bardzo rozumiem – przyznałam.
– Wątpię, żeby to miało jakieś znaczenie. Nie sądzę, by moja… działalność stała się przyczyną zamachu.
– A co mogło być tą przyczyną?
– Nie mam pojęcia.
Wróciliśmy do punktu wyjścia.
– Dobra – powiedziałam. – Spróbuję się dowiedzieć, co robiłeś i z kim byłeś przez te pięć dni. Czy oprócz tego wydruku wydatków masz jeszcze coś, co mogłoby mi pomóc?
Pokręcił głową.
– Chyba wiesz, dlaczego tak bardzo zależy mi na ustaleniu tożsamości i motywów, jakimi kierował się mój zabójca? – zapytał.
– Może spróbować jeszcze raz.
– Otóż to.
– W jaki sposób mogę się z tobą skontaktować?
Johnny wręczył mi chip łączności bezpośredniej.
– Czy to bezpieczna linia?
– Stuprocentowo.
– W porządku – mruknęłam. – Dam ci znać, jak tylko czegoś się dowiem.
Wyszliśmy z baru i skierowaliśmy się w stronę terminalu. Cybryd zamierzał już wejść do jednego z transmiterów, kiedy dogoniłam go trzema szybkimi krokami i chwyciłam za ramię. Był to nasz pierwszy bezpośredni kontakt.
– Posłuchaj, jak nazywał się ten poeta, którego wskrzesili, żeby…
– Zrekonstruowali.
– Wszystko jedno. Chodzi mi o tego, z którego osobowości korzystasz.
Przystojny cybryd wyraźnie się zawahał. Zauważyłam, że ma bardzo długie rzęsy.
– Czy to ma jakieś znaczenie? – zapytał.
– Kto wie, co może mieć dla nas znaczenie.
Skinął głową.
– Keats – powiedział. – John Keats. Urodził się w 1795, zmarł na gruźlicę w 1821.
Śledzenie kogoś, kto podróżuje za pomocą transmitera, jest prawie niemożliwe – szczególnie jeśli chce się pozostać nie zauważonym. Z takim zadaniem może się uporać tylko policja, a i to pod warunkiem, że będzie dysponować co najmniej pięćdziesięcioma agentami oraz cholernie skomplikowanym i piekielnie drogim wyposażeniem, nie wspominając już o współpracy Szefostwa Komunikacji. Dla pojedynczej osoby sprawa jest z góry przegrana.
Mimo to bardzo zależało mi na tym, żeby dowiedzieć się, dokąd zmierzał mój klient.
Johnny przeszedł przez ruchliwy plac, nie oglądając się za siebie. Przemknęłam dyskretnie do sąsiedniej kabiny i obserwowałam przez miniaturową kamerę, jak wystukuje kod na klawiaturze, wsuwa w szczelinę czytnika kartę i wchodzi w fosforyzujący prostokąt.
Z faktu, że korzystał z klawiatury, można było wysnuć wniosek, iż kierował się do jakiegoś ogólnie dostępnego transmitera, gdyż kody prywatnych portali były zazwyczaj utrwalone na specjalnych chipach. Wspaniale. Zawęziło to obszar moich poszukiwań do zaledwie dwóch milionów transmiterów rozrzuconych na stu pięćdziesięciu kilku planetach Sieci i co najmniej siedemdziesięciu księżycach.