Читаем Golem XIV полностью

Dzis jeszcze mozna wjechac na ostatnie pietro gmachu i okrazyc oszklona galeria te ogromna studnie, w ktorej spoczywa GOLEM. Nikt tam juz jednak nie chodzi, zeby przez pochylone szyby patrzec na zwaly swiatlowodow, podobne teraz do metnego lodu. Bylem tam tylko dwa razy. Pierwszy raz przed otwarciem galerii dla publicznosci, z kierownictwem administracji MIT–u, przedstawicielami wladz stanowych i tlumem dziennikarzy. Wydala mi sie wtedy waska. Bezokienna sciana, przechodzaca w kopule, zostala wymodelowana labiryntowymi wglebieniami, bo takie palczaste odciski znajduja sie na wewnetrznym sklepieniu czaszki ludzkiej. Ten koncept architekta uderzyl mnie jako wulgarny. Byl w stylu Disneylandu. Mial uprzytomnic zwiedzajacym, ze patrza na olbrzymi mozg, jak gdyby wymagal reklamowej oprawy. Galeria nie zostala zaprojektowana specjalnie dla zwiedzajacych. Doszlo do jej budowy przy zastapieniu zwyklego dachu kopula. Jest ona bardzo gruba, bo zawiera pochlaniacze promieniowania kosmicznego. GOLEM sam ustalil sklad materialowy warstw ekranujacych. Nie stwierdzilismy, by to promieniowanie wplywalo na jego intelektualna sprawnosc. On tez nie wyjasnil blizej, jak mu szkodzi, ale srodki na przebudowe zostaly szybko wyasygnowane, bo bylo to w czasie, kiedy Pentagon, przekazawszy nam bezterminowo oba swietlne olbrzymy, nie stracil potajemnej nadziei na ich sluzbe. Tak przynajmniej sadzilem, bo trudno bylo inaczej zrozumiec latwosc, z jaka pojawily sie kredyty. Nasi informatycy przypuszczali, ze to zyczenie GOLEMA bylo niejako na wyrost. Wskazywalo na jego zamiary dalszego potegowania sie w przyszlosci, poprzez kolejna przebudowe, do ktorej nie byla mu potrzebna nasza pomoc. Dlatego wyznaczyl takie rozmiary wolnej przestrzeni pomiedzy stropem a soba, ze pustka pozostala na okolu prosila sie o galerie. Nie wiem zreszta, kto wpadl na mysl widowiskowego wykorzystania tego miejsca, w pol drogi miedzy panoptikum i muzeum. Co kilkadziesiat krokow w niszach galerii staly szesciojezyczne informatory, powiadamiajace, czym jest ta przestrzen i co oznaczaja miliardy rozblyskow, bezustannie swiecacych ze szklistych uzwojen w studni. Jarzyla sie zawsze jak krater sztucznego wulkanu. Panowala tam cisza, podszyta slabym szumem klimatyzacji. Budynek caly prawie stanowil studnie, do ktorej zagladalo sie z galerii przez silnie pochylone szkla pancernego przez zapobiegliwosc. Mialy udaremnic proby zniszczenia swiatlozwojow, budzacych w wielu ludziach wiecej leku niz podziwu. Same swiatlowody na pewno byly niewrazliwe na wszelkie promieniowanie korpuskularne, podobnie jak warstwy kriotronowe, opasane chlodzacymi rurociagami kilka pieter glebiej, niewidoczne z galerii ze swoimi oszronionymi bialo komorami. Te dolne kondygnacje nie byly dostepne z galerii. Windy szybkobiezne laczyly podziemne parkingi wprost z najwyzszym pietrem. Technicy, majacy w pieczy uklady chlodzenia, uzywali innych dzwigow, roboczych. Prawdopodobnie wrazliwe na promieniowanie nieba mogly byc kwantowe synapsy Josephsona, tkwiace pod grubymi wezlami swiatlowodow. Wystawaly spomiedzy ich szklistych zyl, ale trzeba bylo o nich wiedziec, zeby je dostrzec, bo w nieustannym blyskaniu zdawaly sie zaciemnionymi wnekami.

Перейти на страницу:

Похожие книги