Ksiazka ta ukazuje sie z osiemnastoletnim opoznieniem i nie dokonczona. Zamyslil ja moj niezyjacy juz przyjaciel lrving Creve. Chcial w niej zawrzec to, co GOLEM powiedzial o czlowieku, o sobie i o swiecie. Tej trzeciej czesci zabraklo. Creve przedstawil GOLEMOWI liste pytan sformulowanych w ten sposob, by za odpowiedz na kazde starczylo “tak” lub “nie”. Wlasnie do tej listy odnosily sie slowa ostatniego wykladu GOLEMA, o pytaniach, ktore zadajemy swiatu, a swiat odpowiada niezrozumiale, bo odpowiedzi maja inna postac, niz sadzimy. Creve spodziewal sie, ze GOLEM nie poprzestanie na takiej odprawie. Jesli w ogole ktokolwiek, my moglismy liczyc na szczegolne wzgledy GOLEMA. Nalezelismy do tych pracownikow MIT–u, ktorych nazywano dworem GOLEMA, a nas dwoch przezwano ambasadorami ludzkosci przy nim. Wiazalo sie to z nasza praca. Omawialismy z GOLEMEM tematy jego wykladow i ustalalismy z nim listy zaproszonych osob. Istotnie wymagalo to dyplomatycznego taktu. Slawa znakomitych nazwisk byla dlan niczym. Przy kazdym wymienionym nazwisku siegal do swojej pamieci albo do biblioteki Kongresu przez federalna siec i kilka sekund starczylo mu dla oceny naukowego dorobku, a wiec i umyslu kandydata. Nie przebieral wtedy w slowach, daleki od wyszukanego baroku publicznych wystapien. Cenilismy sobie te nocne zwykle rozmowy, pewnie i dlatego, ze nie byly utrwalane, by nie powodowac zadraznien, co dawalo nam poczucie spoufalenia z GOLEMEM. Tylko szczatki tych rozmow zachowaly sie w moich notatkach, spisywanych na goraco z pamieci. Nie ograniczaly sie do spraw tematycznych i personalnych. Creve usilowal narzucic GOLEMOWI spor o istote swiata. Powiem o tym pozniej. GOLEM byl kostyczny, zwiezly, zlosliwy, czesto niezrozumialy, bo nie dbal wowczas o to, czy potrafimy dotrzymac mu kroku, i to takze bralismy z Crevem za wyroznienie. Bylismy mlodzi. Uleglismy zludzeniu, ze GOLEM dopuszcza nas blizej niz innych ludzi swego otoczenia. Zaden z nas na pewno nie przyznalby sie do tego, ale mielismy sie za wybranych. Zreszta w przeciwienstwie do mnie Creve nie kryl sie z przywiazaniem, jakie zywil dla ducha w maszynie. Dal mu wyraz we wstepie do pierwszego wydania wykladow GOLEMA, ktorym poprzedzilem te ksiazke. Dwadziescia lat dzieli ow wstep od poslowia, ktore teraz pisze.
Czy GOLEM zdawal sobie sprawe z naszych zludzen? Sadze, ze tak i ze byly mu obojetne. Intelekt rozmowcy byl dlan wszystkim, jego osoba — niczym. Zreszta wcale tego nie chowal pod korcem, skoro nazywal osobowosc naszym kalectwem. My jednak nie bralismy takich uwag do siebie. Odnosilismy je do innych ludzi, a GOLEM nie wyprowadzal nas z bledu.